czyli
Yee Naaldlooshii
Po tym jak poświęcił niemal pół wieku na poznawanie siebie i świata, o którym dotąd nie miał pojęcia, przyszedł czas by wreszcie znaleźć sobie miejsce w tej niesamowitej rzeczywistości. Chociaż w głębi duszy nie chciał stawać się kolejnym małym trybikiem w mechanizmie olbrzymiej i nieodgadnionej machiny wampirzego świata, zdawał sobie sprawę, że wciąż jest zbyt młody, zbyt niedoświadczony i za mało zdeprawowany, by próbować wyłamywać się poza system. Znalazł swoją ostoję w Los Angeles. Podobnie jak świat - zniszczony pierwszą, wielką wojną, tak i to miasto podnosiło się z gruzów, po upadku poprzedniego Księcia. Jakimś cudem w całej tej sytuacji Hunter znalazł zaskakującą możliwość połączenia w jedno przymusu podlegania systemowi z wolnością i idealizmem. Został nowym szeryfem Los Angeles. Bronił prawa wampirów, skrzywdzonych niedawnymi walkami i ścigał buntowników, stających na przeszkodzie budowania nowego ładu. Przez pewien czas nawet odpowiadał mu ten układ. Czuł, że robi coś dobrego i słusznego, a podległość władzy nowego Księcia nie była tak ciężka, jak mogło się wydawać. Z biegiem czasu, natura dała jednak o sobie znać. Z idealistycznego szeryfa, coraz bardziej stawał się psem na łańcuchu tęskniącym za wolnością. Klanowe układy, ciągłe intrygi i wszechobecne zepsucie toczące społeczeństwo wampirów napawało go odrazą i wrogością do świata, który jeszcze niedawno na swój sposób go fascynował. Pewnej nocy po prostu odszedł. Opuścił granice miasta i wyruszył na południowy wschód, w stronę dzikich i nietkniętych ręką człowieka terenów Wyżyny Kolorado. Podejmując podróż szukał jedynie bliskości z naturą i odnalezienia tego, co początkowo pociągało go w nowym życiu - swej dzikiej, pierwotnej natury. Jednak odnalazł coś więcej...
Przez większość czasu podróżował w swej wilczej formie, doskonaląc tym samym zdolności, które zaniedbał podczas spokojnego życia w mieście. Często towarzyszył nielicznym ocalałym wilczym stadom, ucząc się od zwierząt. Bywały chwile, w których niemal całkowicie zapominał o człowieku, jakim był i poddawał się instynktom. Żyjąc w dziczy zatracił poczucie czasu, aż do chwili kiedy po raz pierwszy stanął twarzą w twarz z istotami, które znał jedynie z opowieści swego stwórcy. Podczas jednej z podróży w towarzystwie stada wilków, napotkał wilka wyraźnie wyróżniającego się od reszty zwierząt. Był większy, silniejszy i bardziej przebiegły. Hunter czuł, że wilk go obserwuje, być może nawet prowokuje. Nie pojmował czym był ów wilk aż do chwili, w której doszło między nimi do otwartej walki. Gdy tylko Hunter posmakował krwi zwierzęcia zrozumiał, że nie był to zwyczajny wilk. Jego krew paliła Huntera od środka, niczym płynne słońce, szybko doprowadzając na skraj wytrzymałości i wyzwalając w nim szał. Zmuszony porzucić wilczą formę i przepełniony szaleństwem Bestii walczył z wilkiem aż do utraty sił. Dopiero wtedy wilk przybrał ludzką formę i wyjaśnił kim był. Garou, wilkołakiem... czy też, jak mawiały wampiry, Lupinem.
Lata spędzone w dziczy, wśród wilków, ocaliły mu życie. Wilkołak nie poznał w nim wampira, uznając za jednego ze swoich, za zaginione, zdziczałe szczenię. Poniekąd ze strachu, poniekąd z fascynacji, Hunter nie próbował wyprowadzać go z błędu. Usilnie próbował przypomnieć sobie wszystko co opowiadał mu stwórca - o tym jak podróżować przez ziemie wilkołaków unikając prowokowania ich i co robić w razie spotkania z którymś z nich. Choć rozsądek nakazywał mu nie kusić losu, fascynacja okazała się zbyt silna. Pozwolił zabrać się do reszty stada. Wataha składała się głównie z rdzennych amerykanów, choć część z nich była też zbieraniną z innych kultur - od meksykanów, po afroamerykanów. Nazywali siebie samych Uktena, od mitycznego rogatego węża z legend Czirokezów. Byli społecznością szamanów i czarowników głęboko związanych z Matką Ziemią, jak i ze światem duchów. Hunter trzymał się na uboczu, starając w żaden sposób nie zdradzić swej prawdziwej natury, jednocześnie zachłannie poznając każdy strzępek informacji na temat istot, będących koszmarnym wrogiem wampirów. Im bardziej ich poznawał - tym bardziej przejmował ich sposób patrzenia na świat i filozofię życia, zaskakująco podobną do wartości wyznawanych przez niektórych Ganrelitów. Ciągnął tą dziwną maskaradę aż do czasu, gdy ujawnił się, ratując jednego z towarzyszących mu wilkołaków przed zasadzką grupy wampirów z Sabatu. Ku własnemu zaskoczeniu, nie został zabity. Okazało się nawet, że część szamanów od początku wiedziała o wszystkim, lecz czekali by lepiej poznać jego intencje.
Wszystko się zmieniło. Hunter, już jawnie, nadal pozostał wśród nich. Choć niektórzy odnosili się do niego z wyraźną niechęcią, niczym do nienaturalnej i wypaczonej abominacji, większość w mniejszym lub większym stopniu zdawała się go akceptować. Pozostał wśród nich przez wiele lat, powoli zaskarbiając sobie choć odrobinę więcej zaufania lub sympatii. Walczył u ich boku z ich wrogami, wielokrotnie stając przeciwko własnemu gatunkowi. Nawet gdy zapuszczał się do miast, pozostawał lojalny swoim wilczym towarzyszom, wiele razy zdradzając plany wampirów, które udało mu się poznać. Poznał również stworzenia, czy też potwory, o których nawet wampiry zdawały się nie mieć pojęcia. W stadzie zaczęto z czasem nazywać go nie Hunterem lecz Yee Naaldlooshii, co w języku Indian Navajo oznaczało dosłownie "poruszającego się na czterech łapach", skórozmiennego, potocznie zwanego skin-walkerem. Wedle legend skórozmiennymi byli szamani obdarzeni mocą przemiany w zwierzę, których moc nie pochodziła z natury - lecz z mroku. Yee Naaldlooshii z legend przypominali Hunterowi Gangrelitów, którzy pomimo swego podobieństwa do wilkołaków, byli istotami mrocznymi i służącemu złu, pasożytami żywiącymi się na innych. Mimo wszystko z dumą nosił to imię, mając w pamięci legendy o "skinwalkerach" i Gangrelitach, którzy stawali po stronie wilkołaków w walce o słuszną sprawę.
Nauczył się wiele. Od nowego spojrzenia na świat i zasad jego funkcjonowania, poprzez poznanie "sekretów" wilkołaków nieznanych wampirom, aż do niesamowitych zdolności, jakie pozwolono mu opanować. Zdawał sobie sprawę, że cała wiedza i umiejętności, które nabył to jedynie wierzchołek góry lodowej, znany niemal każdemu wilkołaczemu szczenięciu. Z drugiej strony dla wampira były to sekrety niemal niedostępne. Niewielu Gangrelitów miało okazję zbliżyć się na tyle do tajemniczego świata wilków, by poznać choćby cząstkę z tych sekretów. Pierwszym i - w przekonaniu Huntera - najważniejszym była filozofia życia, której dalekie echo odbijało się w zasadach wyznawanych przez Gangreli. Umiłowanie natury, harmonia, jedność z ziemią... ale nade wszystko równowaga i jedność z Bestią. To właśnie wilkołakom zawdzięcza swoją perfekcyjną harmonię z Bestią, którą osiągnął w zadziwiająco krótkim czasie. Drugim, równie niesamowitym sekretem była sztuka walki wilkołaków, polegająca na precyzyjnych i niesamowitych transformacjach. Płynne przejścia od formy człowieka do wilka, czy też częściowych zmian, początkowo momentalnie wyczerpywało siły Huntera. Z czasem jednak nabierał wprawy i siły, potrzebnej do wytrzymania całej, choć i tak wyjątkowo krótkiej, walki. Dziś zaskakuje wielu starszych od siebie Gangrelitów płynnością przemian i sztuką walki znaną tylko tym z Gangrelitów, którym udało się zbliżyć do wilkołaków. Ostatnią, najbardziej nietypową i wciąż w pełni nieokiełznaną zdolnością był sekret tkwiący w zdolnościach wampirzej transformacji. Pod przewodnictwem wilkołaczych nauczycieli, zdołał sięgnąć do najbardziej pierwotnych i uśpionych instynktów Gangrelitów i osiągnąć formę przypominającą monstrualne skrzyżowanie człowieka z wilkiem. Choć forma ta wciąż jest niedopracowana i trudna do utrzymania przez dłużej niż krótką chwilę, a także odbiega daleko od przerażającego efektu jaki potrafią osiągnąć wilkołaki, i tak wzbudza ona niesamowitą grozę i stanowi najpilniej skrywaną, sekretną broń Huntera. Na wszelki wypadek... W swoich kontaktach z wampirami pilnie strzeże wszystkich swoich sekretów i tajemnic, starając się uchodzić za kolejnego stereotypowego Gangrelitę. Co najwyżej nieco bardziej szalonego, skoro częściej niż inni zapuszcza się na ziemie Lupinów... A przynajmniej utrzymuje te pozory do czasu, kiedy nie jest zmuszony wybierać między swoją własną rasą, a swymi duchowymi braćmi. Wówczas zawsze staje po stronie tych drugich. W końcu wampiry to nic innego jak pasożyty, żerujące na Matce Ziemi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz