9 stycznia 2017

My nie mówimy dużo, a cisza wiele znaczy. Każdy na swój sposób jest piękny. Moim sposobem jest ciemność.


Nauczyłem się jednego i ty też to zapamiętaj: nie oceniaj ludzi po wyglądzie. Zwłaszcza tych martwych.

Wstrętny, szpetny, szkaradny, ohydny, obleśny.
Szczur i śmieć.

Jestem wyrzutkiem wampirzego społeczeństwa.
Jestem Nosferatu.

Lepszy żywy szczur, niż martwy lew.

 ✝ 899 
Wybudzony z Torporu 
Generacja VI 


Nigdy nie było lepiej. W jego życiu panowała dziwna monotonia. Zawsze sam, stroniący od ludzi. Milczący, niedostrzegany. Nigdy nie było gorzej. Dach nad głową, zawszony siennik, drwa na palenisku i względna dostępność pożywienia. Być może kiedyś miał jakąś tożsamość – imię i status społeczny, a może nawet dom i rodzinę. Być może też nie miał niczego – szwendał się po targowisku, pomieszkiwał w obskurnym podpiwniczeniu, a nocami włóczył się po tawernach. Zarabiał sprzedając informacje.
Właściwie zapomniał, jak to było. Albo chciał zapomnieć. Teraz, jakoś nie-żyje. Mieszka na zamkniętym od lat cmentarzu, śpi w kamiennym sarkofagu ukrytym w grobowcu, którego od lat nikt nie dogląda – na całe szczęście – bo mógłby się zdziwić, jak łatwo można stworzyć domową atmosferę w miejscu kompletnie do tego nieprzystosowanym. Chciał mieć spokój, a ma za dnia, często dziesiątki ludzi spacerujące alejami, a nocą tych, co szukają schronienia, kryjówki, mocnych wrażeń. Spotyka ćpunów, przepitych do cna osobników, poszukiwaczy mocnych wrażeń, łowców duchów i ludzi, którzy na wiele innych sposobów wykorzystują mroczne i spokojne zakątki.
Często podróżuje siecią korytarzy i kanałów pod Los Angeles, obierając za cel najróżniejsze miejsca w mieście, bo wieści z nieba nie spadną. Czasem da się komuś znaleźć – trafiają się tacy, którzy poszukują go pośród granitowych pomników, zdecydowanie rzadziej sam kogoś szuka. Zabawne, jak wiele informacji potrafią przekazać śmiertelnicy, a wszystko przypadkiem.
Nie pyta: "Po co?", a jedynie "Ile takie informacje są warte?". Czasem okazuje się, że na szali jest czyjeś życie. Czasem chodzi tylko o zaginioną zabawkę. Bywa, że komuś podpowie, gdzie kupić broń. Innym podrzuci kopertę z zagadką. Pomaga nie tylko wampirom, czasem również ludziom. Jednak zawsze są to sprawy istotne dla tych, co pytają. Kto pyta, nie błądzi. O ile nie jest zbyt dociekliwy. Każda informacja ma swoją cenę. Czy warto ją zapłacić za pewne wiadomości? Co, jeśli cena będzie zbyt wysoka? A co, gdy prawda okaże się zbyt bolesna i lepiej było żyć w niewiedzy? Reklamacji nie uwzględnia.
Nie ma przyjaciół pośród krwiopijców i czasem tygodniami nie utrzymuje kontaktu z innymi wampirami, a jednak przejawia zaskakującą świadomość tego, co dzieje się w mieście i jego najbliższych okolicach. Lubi podsłuchiwać z ukrycia, obserwować i wyciągać wnioski. Zdarza mu się zakradać na spotkania Księcia, jak i ważnych w środowisku wampirów poznając wiele sekretów, nie zawsze istotnych, ale często pikantnych.
Nie mówi nieproszony. Nie lubi marnować słów, bo mają one swoją cenę. Zgorzkniały, choć liczył, że kiedyś to minie. To uczucie rozprzestrzenia i pomnaża się, a chwilę później zanika. Długi sen nie zabrał ze sobą przeszłości, nie zmienił niczego poza otaczającym go światem. On, całym sobą, pozostał taki sam. Zgorzknienie karmi się zranionymi uczuciami i urażoną dumą, wybucha strumieniem brudu i ślepej nienawiści. To obrzydliwe. Tak samo, jak on. 
Potrafi wyłączyć się na bodźce zewnętrzne. Umie być, jak posąg – zimny, obojętny i przerażający. Opiekun kamiennych aniołów, zniszczonych pomników i porośniętych mchem rzeźb. Przyjaciel szczurów, nietoperzy i kruków. 
Ma zaskakująco praktyczny i zdrowy umysł, jak na kogoś takiego pokroju. Wesoły w całym swym odpychającym jestestwie, maskując swe wiekowe zgorzknienie. Podwójnie radosny, gdy ktoś zmuszony jest wejść do jego królestwa, jakże odpychającego dla większości, zaś przyjaznego dla niego. Znany ze swej zrzędliwości, okropnego rodzaju poczucia humoru i zagadkowości. Podobno także z arsenału posiadanej broni. Nie ma co liczyć, że kiedykolwiek dostosuje się do standardów cywilizowanego społeczeństwa. Tak samo, jak społeczeństwo nigdy nie zaakceptuje jego.
Korzystając ze swych dyscyplin klanowych mógłby być kimś więcej. 
/Niewidoczność/ Mógłby poruszać się wśród ludzi, wymazując swój obraz z ich umysłów. Mógłby maskować swe oblicze pięknem, jak u innych nieśmiertelnych. Mógłby, ale nie potrafi utrzymywać z nimi stosunków. Woli ukrywać się w cieniu. Unika wszelkich kontaktów, wybierając samotne życie i rezygnuje z chaosu interakcji z innymi. Życie na uboczu jest jego świadomym wyborem, odkąd stał się tym, kim jest i nadal pozostanie.
/Animalizm/ Mógłby wykańczać wszystkich swych wrogów nie biorąc w tym czynnego udziału. Mógłby nasyłać plagi szczurów i hordy bezpańskich psów, wszystko dla własnych korzyści. Jednak tego nie czyni. Niezwykle silna umiejętność porozumiewania się ze zwierzętami ma wiele zalet. Potrafi zakłócić spokój, zapewnić rozrywkę i wypełnić pustkę, ale jeszcze nigdy nie stała się jego orężem, choć była straszakiem.
/Potencja/ Mógłby w kilka chwil rozszarpać na drobne strzępy ciała swych wrogów. Mógłby niszczyć kamienne mury i wyważać drzwi. Bez problemu potrafi zwiększyć swą siłę oraz wytrzymałość fizyczną znacznie przekraczają ludzkie możliwości. Znów mógłby, ale ucieczka do tego jest ostatecznością, bądź znaczącą potrzebą.
Zdarzają się chwile, gdy klanowe umiejętności przydają się bardziej niż zwykle. Wtedy, najczęściej, chodzi o zdobycie pożywienia, ochronę swego schronienia i... dobrą zabawę. Ale to już odrębny rozdział.

______________
W tytule autor nieznany.
Wizerunek:Stephen McHattie, jako Vaun (The Strain).

28 komentarzy:

  1. [Cześć, panie Nosferatu. :D Kurde, zaciągnęłabym Cię na wątek, ale tak bardzo się od siebie różnią nasze postacie, że... no, będzie bardzo, bardzo ciężko. :c]

    Lisa Sanders

    OdpowiedzUsuń
  2. [To ja się witam pięknie, żeby nie było Ci smutno. :)
    Petyr jest równie cudowny co oryginalny Petyr z "Co robimy w ukryciu" (kocham ten film!). W każdym razie - genialny. Jak masz chęć na wątek to wpadnij - coś pomyślimy. :)]

    Hunter

    OdpowiedzUsuń
  3. [Nie wiem jak to zabrzmi, ale uważam, że Petyr jest słodki. Nie umiem znaleźć lepszego słowa, więc niechaj tak zostanie. Ponieważ wzięłam sobie za punkt honoru rozruszać towarzystwo, proponuję nawiązanie współpracy, a może przy okazji Hellen dowie się co nieco o tej... dobrej zabawie?]

    Hellen

    OdpowiedzUsuń
  4. [A wiesz, w sumie mam wolną posadkę w powiązaniach dla pana Nosferatu... Pytanie tylko brzmi - czy Petyr się nadaje na takie bezmyślne rzeczy, o których myślę, bo jednak jest odrobinę... wiekowy... :D
    A na Dragomira czekam. :D]

    Lisa

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jak wspominałam wielokrotnie twój Petyr to jest majstersztyk w swoim wykonaniu. Pradziwy Nosferat, a na dodatek przez film kojarzy mi się jako niesamowicie zabawny na swój sposób wampir :D Przez swoją podwójną radość w związku z wtargnięciem na jego terytorium kojarzy mi się z Garym Goldenem z VTMB :)
    Co powiesz na jakieś powiązanko?]

    Z wyrazami szacunku,
    Książę Marcus Crowford

    OdpowiedzUsuń
  6. [Moje pomysły są na tyle wredne, że nie chcą przychodzić akurat wtedy, gdy są najbardziej potrzebne. :D Złośliwość mnie nade mną samą. :D
    Co do posadki - mówię, może Ci się nie wkomponować w wizję Petyra i może to być zbyt wielkie szaleństwo, nawet jak na jego poczucie humoru. :D
    Za jakiś czas Lisa będzie niezbyt pięknie oskarżona o morderstwo/diabolizm (tegośmy jeszcze nie ustaliły), tylko jakoś nikt nie będzie łaskaw jej o tym otwarcie powiedzieć, przez co kilka nocy będzie żyła w nieświadomości.
    Tutaj przydałby się pan zauroczony, który o tym fakcie by wiedział i tenże sam fakt jej przekazał. Petyr jest z tej dość bardzo nawet szanowanej generacji, mógłby mieć dostęp do takich informacji, a co do drugiego... Każdemu zdarza się czasem zaszaleć... :D
    Ale nic na siłę - jak Ci pomysł nie podpasuje, mów, wymyślimy coś innego. :D]

    Lisa

    OdpowiedzUsuń
  7. [Szczerze? Nie mam pojęcia. Pół roku mnie nie było, życie realne mnie omal nie zabiło i wena mi całkiem zdechła. Chyba nawet bym wolał coś pokombinować całkiem od nowa - też właśnie by się obudzić. :)
    Petyr był cudowny. Ta pobudka, walające się kręgosłupy i mycie zębów - cudo! No ja uwielbiam ten film. :D]

    Hunter

    OdpowiedzUsuń
  8. [Z wielką przyjemnością. Chyba na razie dwa wątki na raz to dla mnie trochę za dużo, więc chwilowo zgłosiłbym się do Petyra. Szczerze mówiąc nie odmówiłbym sobie wątku Nosferatu & Gangrel, bo nasze klany tak się uwielbiają i wręcz kochają, że aż się prosi o jakiś epicki wątek, a najlepiej powiązanie. Biorąc pod uwagę, że Gangrelici jako jedyni szczerze lubią Nosferatu i ani nimi nie gardzą, ani nie uważają ich za strasznych/odrażających czy ogółem nieciekawych, a Nosferatu najlepiej rozumieją naturę Gangrelitów i uważają ich za najczystszy wampirzy klan i w pewien sposób im najbliższy... to mamy zdecydowanie więcej możliwości niż z innymi klanami. :D Co myślisz?
    Zdecydowanie mój ulubiony film o wampirach. :D Płakałem ze śmiechu na tym filmie - tak był genialny. Chociaż racja, śmierć Petyra to był cios...]

    Hunter

    OdpowiedzUsuń
  9. [Oj, na pewno są, wszak trudniej je dyscyplinować i ogarnąć. Dziękuję za bardzo miłe słowa na temat karty i postaci jako takiej. c:
    Wpadam zatem do tego pana i zapytuję, czy masz jakiś pomysł?]

    Felice DeVille

    OdpowiedzUsuń
  10. [Felice też raczej mocno trzyma się na dystans, poza jedną jedyną osobą, więc w sumie mogłoby wyjść całkiem ciekawe połączenie. Z tym, że nie mam pojęcia, czy chcemy relację pozytywną, czy negatywną. c: Wyczuwasz mniej więcej stosunek Petyra do Felice?]

    Felice DeVille

    OdpowiedzUsuń
  11. [Chyba zagubiłam się w ich relacjach. :D
    Jest uprzedzony do Toreadorów - włącznie z Lisą i mówi jej o oskarżeniu, żeby popsuć jej wyśmienity humor, czy jest uprzedzony do Toreadorów - bez Lisy, a mówi jej o oskarżeniach z czystej koleżeńskiej troski czy... czegokolwiek innego?
    Bo wiesz, obie opcje są spoko, ale drugą da się pociągnąć dalej niż poza dwa odpisy. :D]

    Lisa Sanders

    OdpowiedzUsuń
  12. To byl dosyć przyjemy wieczor. Nic nie zapowiadlo niespodzianek czy dodatkowych problemow, zatem mogla sie rozluznić i troche potrenowac. Z dyzurki przeszla do siebie by sie przebrac. Napastliwe miauczenie dalo jej sie we znaki gdy tylko sciagnela bluze z lozka.
    No tak.. znowu mnie oblazlo sierscią - pomylala patrzac zdegustowana na sprawce zamieszania a potem wyszla z pokoju udajac sie do silowni.
    Wyszla z niej po jakims czasie. W polowie drogi jednak zauwazyła zdyszana i lekko poddenerwowana strazniczke. Malujaca sie ulga na jej twarzy, gdy zauwazyła Merit, stanela przed nia i wyplula z siebie jakis belkot.
    - stop! - przerwala jej - spokojne. Wez wdech i powiedz co sie stalo, zes taka zdyszana. - zauwazyła ze stoickim spokojem dajac jej oddech zlapac. W miedzy czasie przecierala recznikiem ramiona.
    - mamy problem przy zachodnim murze.
    Uniosła brew myslac bardziej o prysznicu niz czym innym ale kolejne slowa ja zmrozily. Zostawila wampirzyce na korytarzu a sama prawie ze "smignela" do centrum.
    - raport! - zarzadala sluchajac nowych relacji oraz sondujac obrazy z kamer - czemu mnie nikt nie powiadomil? - zapytała surowo.
    - bylas zmeczona Mer. - poslala kuse spojrzenie
    - zadna wymowka. Dajcie mi sprzet. Dwa magazynki powinny wystarczyc. - siegnela po swoja kurtke narzucajac na ramiona a potem przywdziała do uda kabure a do wnetrza buta noz. Raczej nie przewidywala klopotow - Peter pojdziesz ze mna - skinela wampirowi - reszta przejsc na kod niebieski. Kontakt?
    - sprawny - uslyszala za soba glos - idziemy. - dodała odwracajac sie by wyjsc z pokoju a potem skrotem do garazu i z budynku.
    - starajmy sie go przechwycic. - mruknela w sluchawke a potem dala znak by ruszac.
    Cel niczego jeszcze nieswiadomy nadal sie krecil nieopodal. Tylko szczescie przestalo il sluzej gdy wiatr zawial. Wyczuł ich. Z waekotem rzucil sie do ucieczki. Mielac przeklenstwa ruszyła za nim. Dotarli do parku. Nie palily sie zadne praktycznie latarnie oprocz kilku, ktore dawaly marne swiatlo. Zmysły dobrze reagowaly, ale... w parku bylo sporo miejsc gdzie mozna bylo sie zaczaic.
    Spojrzała na towarzysza dajac mu znak, by sie rozdzielili. Wyjela pistolet i trzymajac go pewnie ruszyła lewa strona podczac, gdy towarzysz prawa.
    Wszedzie panowała cisza do czasu naglego wystrzalu. Pobiegla tam bedac czujna.
    - zatrzymaj sie ! - warknela majac cel na muszce, ale ten nie mial na mysli wspolpracowac. Oddal kolejny strzal tym razem skierowany w jej strone. W tej krotkiej walce zostal raniony Peter zas ja kula drasnela w policzek, jednak ranka szybko sie goila. Przykucnela przy jakims malym murku, tylko ze zdolal uciec.
    - Peter... ?!
    - dostalem - wychrypiał. Obejrzała obrazenia.
    - przezyjesz. Jestes w stanie dalej isc?
    Nie odpowiedział, gdy film sie urwal.
    - cholera. Centrala! - piknela nadajnik. - Ranny, przyslijcie kogos po Petera. Ide dalej.
    Trzaski w komunikatorze.
    - To glupota Merit. Nie idz sama. Zaraz kogos poslemy.
    - Dam rade. - wylaczyla urzadzenie. Oczywiscie, ze glupota byla zapuszczanie sie samej pod miasto, zwlaszcza ze teren rozlegly i malo kto sie zapuszcza do niego, ale chciala znac odpowiedzi. Nie mogla jednak zostawic rannego byle gdzie. W koncu byli w parku i czasem ktos sie tu pojawial. Przeniosła go wiec w miare bezpieczne miejsce i sama ruszyła dalej zapuszczajac sie w kanaly. Skrzywila sie idac w glab tunelu z gotowa bronia do strzalu.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Hm, jakby to wyglądało ze strony Lisy... Ona naprawdę stara się nikogo nie skreślać bez konkretnego powodu i nie palić też za sobą mostów (mądra z niej dziewuszka, nigdy nie wie, kiedy jakiś kontakt może jej się przydać). Do Petyra być może byłaby trochę uprzedzona głównie przez wygląd, ale starałaby się być dla niego uprzejma, miła, uśmiechnięta. Przynajmniej wtedy, gdy znali się słabo.
    Problem leży w tym, że Lisa raczej zareaguje nagłym zgonem po tej wiadomości. Czyli albo oniemieje, albo zacznie się dramat. Albo oba, jedno po drugim. Petyr chyba nie jest osobą, która chciałaby wysłuchiwać i oglądać tego przedstawienia.
    Chyba że z jakiegoś dziwnego przypływu litości postarałby się ją uspokoić, co jej się bardzo przyda.
    A po całej akcji mogą się odrobinę do siebie zbliżyć, tak jak dobrzy znajomi, może nawet przyjaciele. To będzie bardzo dziwna znajomość i większość eleganckich klanów pewnie będzie marszczyła noski, gdy zobaczy tę dwójkę razem, ale...
    Czego się nie robi z wdzięczności, prawda? :D]

    Lisa

    OdpowiedzUsuń
  14. [A ja bym chciała zobaczyć zakłopotanego Petyra! :D
    Nie no, przegięłam z tą nagłą dramą. Lisa największe ciosy znosi w milczeniu... i to jest najbardziej bolesne dla otoczenia, któremu na niej zależy. :D
    Dlatego myślę, że podziękowałaby mu pięknie za informację i czym prędzej z imprezy się zawinęła. A to nam rodzi problem - bo Petyr będzie tutaj postacią tylko epizodyczną wtedy, a tego nie chcemy. :D]

    Lisa

    OdpowiedzUsuń
  15. [Ależ chciałabym! :D
    Wiesz... Profesjonalny aktor potrafi zagrać ciszą tak, aby przesycona była emocjami. :D
    Kurczę, nie wiem, myśl razem ze mną, no. Inaczej do niczego nie dojdziemy, a będziemy sobie tylko nabijać komentarze. :D]

    Lisa

    OdpowiedzUsuń
  16. [Felice mogłaby odnosić się do niego z wyraźną, aż przerysowaną niechęcią, co jego osobiście może niezmiernie bawić i zrodzić właśnie niejako nić sympatii do wstrętnego urwisa. Ale nie chcę pakować Ci się z butami w koncepcję postaci – daj mi znać, jak to widzisz. c:]

    Felice DeVille

    OdpowiedzUsuń
  17. [Hellen szuka jednego typka, o którym myślała, że jest martwy, ale chyba się na to nie zanosi. Sprawa jest dość poważna, gdyż rozchodzić by się miało o arcyksięcia Rudolfa, który miał grzecznie leżeć w grobie u boku swej zacnej małżonki. Miałby zbierać siły i wpływy w Stanach, by powrócić do Europy i zatrząść wampirzym światem. Widzisz w tym potencjał, czy zarzucić ten wątek?]

    Hellen

    OdpowiedzUsuń
  18. [Dokładnie tak, analogicznie - fajnie by było jakby Huntera ktoś rozumiał i nie traktował jako pieseła do tropienia i aportowania (głów na przykład xD).
    Można się pokusić o powiązanie. Planuję Hunterowi generację zmienić i wychodzi na to, że jego stwórca i Petyr by byli z jednego pokolenia i w podobnym wieku. Mogliby się znać i przez wieki współpracować (choćby w czasach średniowiecza) i dobrze się dogadywać. Nie wiem jak długo Petyr spał i czy np. mogli się z Hunterem spotkać 100 lat temu, bo wtedy moglibyśmy zrobić coś takiego, że młody - ledwo 50 letni Hunter, który wówczas trochę szeryfował, i nie do końca ogarniał świat mroku, trafił na Petyra, który stwierdził, że skoro dzieciak starego znajomego to trochę młodego uświadomi, by się za szybko nie dał zabić. Petyr mógł być przez lata takim trochę mentorem Huntera - mógł go nauczyć tego jak to wszystko działa, bo Hunter w sumie do większości rzeczy w swoim nie-życiu dochodził sam. Poniekąd taki trochę zastępczy, wampirzy tatuś. xD Później Hunter zniknął z LA, pojawił się ponownie, no i trafił na Petyra. Żeby było ciekawiej Petyr może jako jedyny wiedzieć o kontaktach Huntera z wilczkami i tak dalej. Co myślisz?]

    Hunter

    OdpowiedzUsuń
  19. [Te gify są przerażające, za to je kocham. :D
    Czyli co, generalnie relacja "Ja cię nienawidzę do entej potęgi, bo przypadkiem wyciągnąłeś mnie z tarapatów, a ciebie to bawi"? :D]

    Felice DeVille

    OdpowiedzUsuń
  20. Pewnie poczyniła blad zapuszczajac sie w tunele, ale lubila doprowadzac zadanie do konca. Obojetnie jaki byl wynik, miala przynajmniej satysfakcje i swoista przyjemnosc z faktu, ze "uspokoila" sumienie nie zostawiajac niczego na polgwizdka.
    Poruszała sie powoli. Było ciemno, ale to stanowilo najmniejszy w tej chwili. Przezornie nie pognala przed siebie, ale miala na uwadze przezorne dzialanie. W takich miejscach jak to nie miala wyboru. Mnogosc korytarzy byla tu przeszkoda i troche utrudniala szukanie. Było jednak tu cos jeszcze. Kanale nigdy nie byly czyste, ale gdzieniegdzie zdolala zauwazyc przy niklym swietle latarki kosci. Nie był to jednak rozklad. Po prostu pojedyncze kosci uscielajace podloze a potem natrafila na cos przypominajace czyjes leze. Wyciagnela komorke, by zobaczyc, ktora godzina. Na szczescie bylo jeszcze troche czasu przed nastaniem dnia. Przeszla wiec dalej. Nas zadrgal na zapach swiezej krwi. W poblizu. Poszla sprawdzić. Widok nie byl zbyt mily dla oka. Gdyby nie zapamietala w czym byl ubrany cel pewnie by nawet nie zwrocila uwagi. Zaklęła po wlosku. Nie takiego obrotu sprawy sie spodziewala.
    W glębi tunelu wyczuwała, oprocz smrodu, cos starego. Powina zawrocic, a tylko mocniej chwycila pistolet w dloni.
    - wyjdz - syknela glucho, krzywiac sie na akustyke tego miejsca. - nie zrobie krzywdy, chyba ze zostane zmuszona - dodała po namysle.

    OdpowiedzUsuń
  21. Lisie najwyraźniej zapomniał ktoś uświadomić, że wraz z wbijaniem się na szczyty własnej sławy, ludzie dodatkowo wieszają na Tobie kilka całkiem nieprzyjemnych przywilejów – takich jak ten, że każdy chce cieszyć się Twoim towarzystwem, każdy chce Cię poznać, każdy chce zabawić Cię rozmową, każdy chce Cię posłuchać.
    Żywi i martwi sądzą, że artyści nigdy się nie męczą. Że ich pasja nie może ich akurat tego dnia znudzić, że mogą mieć gorszy dzień. Absolutnie nie, gdy jesteś śpiewaczką operową – nie możesz odmówić niektórym osobistościom. Musisz wyjść i zaśpiewać najpiękniej jak potrafisz, bo przecież to Twój zawód. Twoja pasja. Co z tego, że ćwiczyłaś wokal dwie godziny przed wyjściem i na przyjęcie przyszłaś tylko i wyłącznie po to, aby od swoich obowiązków odpocząć.
    Nie odpoczniesz. Śpiewaj, skoro umiesz. Zabaw nas. Przecież to uwielbiasz.
    Nie mogła przeklinać Marcusa Crowforda, że postanowił objąć ją przez krótki czas swoim mecenatem. To była inwestycja – on zyskał dzięki niej ważnego dla siebie klienta, ona – jako rozwijająca się artystka – zyskała popularność wśród wampirzej śmietanki towarzyskiej. Układ idealny, czyż nie? A to, co działo się w trakcie ich współpracy – to temat, który powinien zniknąć za zamkniętymi drzwiami gabinetu Księcia.
    A zadziało się najwidoczniej zbyt mało, aby był łaskaw poinformować ją o tym, w jak beznadziejnej sytuacji właśnie się znalazła. Nie miała pojęcia, że, gdy ona sączyła z uśmiechem krew na przyjęciu, za jej plecami, w posiadłości Księcia Los Angeles, właśnie ważyły się jej losy.
    Rozmawiała właśnie z Toreadorką, tancerką z Teatru Nox, a więc koleżanką z miejsca pracy, którą tak słabo kojarzyła, gdy za swoimi plecami usłyszała szepty.
    — Kto go tutaj zaprosił? To odrażające.
    — Naprawdę, kto się zniżył do tego poziomu?
    — On tutaj tak bardzo nie pasuje.
    — Szczur na salonach. Tego jeszcze nie widziałem!
    Lisa z zaciekawieniem spojrzała za siebie. Gdy powiodła trzeci raz wzrokiem po ścianie, dopiero zauważyła stojącego w rogu mężczyznę. Niemal zlał się z cieniem – aż była zdumiona, że ci, którym tak bardzo przeszkadzało jego towarzystwo, w ogóle go zauważyli.
    Ale to było poniekąd prawdą i Sanders sama zastanawiała się, kto był na tyle okrutny, aby zmusić Nosferatu do zjawienia się na takiego typu uroczystości. Przecież dla niego musi być to tortura…
    Ba, dla niej czasami była. Co dopiero powiedzieć miał on?
    Wahała się przez moment. To, co przyszło jej do głowy, mocno nadszarpnie jej reputację. W zasadzie nawet przepaść między ich klanami zakładała z góry wzajemną niechęć, a jej na myśl przyszło po prostu… współczucie. Tak ludzkie, zwyczajne współczucie.
    Zapewne gdyby czytał w jej myślach, zrugałby ją od razu. Ludzie nie lubią, gdy ktoś się nad nimi lituje.
    A jednak Lisa przeprosiła swoją rozmówczynię, chwyciła dwa kieliszki wypełnione krwią i podeszła właśnie do Nosferatu czającego się w kącie.
    W końcu też był gościem na tym przyjęciu.
    Wysunęła w jego stronę dłoń z kieliszkiem krwi, darząc go lekkim uśmiechem.
    — Zapytałabym cię czy dobrze się bawisz albo czy nie sądzisz, że to nadzwyczaj uroczy wieczór, ale znam już twoją odpowiedź. Dlatego mam nadzieję nie zawieść się, gdy poproszę o dotrzymanie mi towarzystwa, chociaż przez dziesięć minut.

    Lisa Sanders licząca na to, że nie spotka się z odmową

    OdpowiedzUsuń
  22. Odeszła troche w bok przyblizajac sie do sciany. Chciała miec lepsze pole widzenia, by moc swobodnie wymierzyc w tego kogos z przodu i z tyłu.
    - coz.. wszystko zalezy od intencji. - zauwazyła dosyc pogodnie - Nie mniej nie jestem tu po to by osoby postronne eliminowac.
    Westchnela ciezko.
    - to rodzi pewne komplikacje, ale coz. Sam chciał sie tu ukryc. Sama zas byłam sklonna uzyskac pewne informacje, których niestety juz nie uzyskam, ale przezyjemy i to.
    Wyłaczyła latarke przechodzac na instynkty.
    - pewnie nic. Zalezy wylacznie od ciebie ale wole rozmawiac z "zywymi" niz ze sciana. Po drodze napotkalam posłanie... pewnie Twoje. Domyslalam sie, ze zycie w takich miejscach musi byc trudne. Wspolczucie pewnie z mej strony wyda sie zbedne. Nie mam co do tego urazy.
    Usmiechnela sie szeroko.
    - mozesz powiedziec gdzie dokladnie jestesmy? Znaczy w ktorej czesci miasta?

    [no cos ty.. krotkie czy dlugie - obojetnie - wazne ze w koncu napisane]

    OdpowiedzUsuń
  23. - pomysle o tym. Nawet i ze dwa razy - zadrgaly jej wargi w jakby tlumionym usmiechu.
    Skinela glowa w chlodnej uprzejmosci swiadoma, ze ja obserwuje w taki czy iny sposob, ale obserwacja trwala i raczej byla w mniejszosci.
    - naturalnie - wymruczała zgadzajac sie mniej wiecej z tym co mowil.
    Odwrocila glowe, gdy zauwazyła ruch.
    - poniekad to tereny miasta, wiec jestesmy w impasie. Co kto lubi. Nie wnikam w prywatne sprawy obcych sobie ludzi... i nieludzi. Tak dla scislosci. Prosze zatem o wybaczenie, zesmy - wskazała na szczatki - zaklocili twoj sposob, ale on wszedl tu pierwszy. Mysle zatem, ze znajdziemy odpowiednie rozwiazanie dla calej sprawy. Jakby pomijajac fakt, ze sprawy definitywnie martwych wole pozostawić w spokoju a i tobie napewno obiad smakował, byloby cudownie opisac mi droge powrotna i mozliwie jak najkrotsza.

    OdpowiedzUsuń
  24. Lisa uśmiechnęła jedynie, gdy wziął od niej lampkę krwi, a za moment przestąpiła na bok, czując się zaproszona tym gestem do towarzyszenia mu. Nawet jeśli miałaby tylko stać i razem z nim gapić się w okno przeciwległej ściany.
    Przygryzła na krótką chwilę dolną wargę, gdy usłyszała jego słowa. Nie do końca wiedziała jak w tej sytuacji się zachować. Ha, tak, ona, Toreador, została wybita ze swojej wspaniałej etykiety określającej każdy jej ruch, każde jej spojrzenie, nawet każdą jej myśl.
    Nosferatu nie potrzebowali współczucia, gardzili nim. A jednak to pocieszenie było czymś, co jako pierwsze przyszło jej na myśl. Jakby zupełnie naturalnym – ludzkim wręcz – odruchem.
    — Spójrz tam – skinęła głową w stronę kobiety o czarnych jak noc włosach, które spięła w kok. Ubrana była w długą, czarną suknię upstrzoną cekinami, rozszerzającą się od kolan w dół. Strój wspaniale opinał jej zgrabną sylwetkę i świetnie komponował się ze złotem, które na siebie włożyła. – To Patience Ambler, jej obrazy wystawiane są we wszystkich galeriach sztuki w Los Angeles. A ten mężczyzna – tym razem gładkim skinieniem nadgarstka wskazała osobnika o jasnobrązowych włosach, który stał odwrócony do nich tyłem – to Herbert Jackson. Prowadził interesy z samym Księciem. Lub nawet jego towarzysze. Ventrue i Toreador, cóż za wspaniałe połączenie. Honorius Spears i Clarissa Berry, strach pomyśleć, co będzie, jeśli ich związek jednak legnie w gruzach. Honorius wypromował Clarissę, jest jej menadżerem. Za to ona… cudowny głos…
    Mógłby pomyśleć, że mówi to tylko i wyłącznie po to, aby pochwalić się własnymi znajomościami. Otóż nie – mimo że skromność nie szła w parze z jej osobowością, tak jak i nie szła w parze z charakterystyką Ventrue, czyli dwóch klanów, którzy dominowali w tym lokum. To nie przechwałki kierowały jej słowami.
    — Każdy został zaproszony tutaj z jakiegoś powodu. – Spojrzała na niego i zmierzyła go wzrokiem, choć nie był on nieprzyjemny. Raczej… neutralny. – Nie wydaje mi się, abyś był typem osobowości, która za wszelką cenę szuka towarzystwa i błagała wręcz o zaproszenie na przyjęcie. – Upiła łyk ciemnoczerwonej cieczy i po raz kolejny wzrokiem powędrowała do sali pełnej gości. – Kilka osób w tym pomieszczeniu na pewno to zrobiło. Teraz stoją w środku zamieszania i starają się grać, utrzymywać, że są niesamowici.
    Tak to bywało właśnie ze sławą i umiejętnościami. Ci, którzy faktycznie mogli mieć coś do powiedzenia i zaoferowania – często stali pod ścianą, w cieniu i w milczeniu, przyglądając się, jak ostatnie bezmózgi i beztalencia udają, iż są panami świata – że potrafią wszystko.
    Czasem to bywało nawet zabawne. Dopóki ich paniczny krzyk zwrócenia na siebie uwagi nie zaczął skutkować, a prawdziwy talent nie zostawał odsuwany na bok na rzecz czegoś… tak nieprofesjonalnego. Tak żałosnego, że musiało wrzeszczeć, by ktokolwiek zwrócił na niego uwagę. Tak… przykrego.
    Uniosła lewe przedramię, aby oprzeć rękę, w której trzymała kieliszek i zmarszczyła nosek w zamyśleniu.
    — A jednak tutaj jesteś. To znaczy, że dla organizatora tego bankietu jesteś ważny. Więc nie rozumiem, dlaczego twierdzisz, iż twoja obecność tutaj jest niesmaczna, mój drogi.
    Zwróciła głowę w jego stronę i posłała mu delikatny uśmiech.
    — Nie widzę niczego niestosownego w znajomości Toreadora z Nosferatu. Ach, i przy okazji… abyś nie myślał o mnie jak o „jakiejś kobiecie”… Lisa Sanders. Miło mi jest cię poznać, panie…? – uniosła brwi, szczerze oczekując, iż uda jej się dowiedzieć, jak rzeczony gość, jej nowy towarzysz rozmowy, ma na imię.

    Lisa Sanders

    OdpowiedzUsuń
  25. - To prawda, ze to malo znane teren dla kogos kto go nie zna - przytaknela dyplomatycznie z nadal przyklejonym usmiechem.
    Chocby ja miala wielce zajmowac takiego typu rozmowa, to wolala byc juz w domu, pod prysznicem. Zwlaszcza ze wejscie tu okazała sie byc fiaskiem. Osobnika jednak nie dalo sie nie rozpoznać. Osobiscie uwazała, ze sa nieszkodliwa czescia spoleczenstwa, która niektorzy nie uznawali, ale ona nie oceniala nikogo po okladce.
    Westchnela glucho zaciskajac wargi.
    - nie da sie ukryć. Jego wybor byl jego ostatnim swiadomym czynem. Mam nadzieje, ze deser smakowal - otaksowała go wzrokiem zatrzymujac sie, pare sekund dluze,j na ubrudzonych posoka rak.
    Zachichotała.
    - oto jest pytanie?! Trudno powiedziec. Bedzie mi niezmienie milo cieszysz sie wasza goscinnoscia. Zaiste nic nie musisz robic. Wierze jednak, ze wolalbys odzyskac spokoj, nizbym miala sie dalej zapuszczac. Naprawde tego pragniesz? - zmruzyła oczy - Pytasz o nagrodzie. Cos mi sie wydaje, zesmy sie jeszcze spotkamy. Moze do tego dasz mi jakies wskazowki? Bede niecierpliwie na nie wyczekiwac by sie dowiedziec cozes wymyslil.

    OdpowiedzUsuń
  26. Zadziwiało ją, jak wiele wiedział na ich temat – i to rzeczy, o których wampirza społeczność nie mogła mieć pojęcia, bo takie sprawy zazwyczaj zamiatane są pod dywan. Gdyby Lisie tylko zależało, mogłaby wydać Patience Ambler w tym momencie i całkowicie zrujnować jej reputację. Dokładnie tak samo, jak i Herbertowi Jacksonowi – bo o upadającej firmie też raczej nie było nic słychać. A Honorious i Clarissa… cóż… zapewne każdy podejrzewał to, co powiedział jej właśnie Petyr. Czas pokaże.
    Mogłaby to zrobić, ale nie zależało jej na tym. Nie zależało jej na zrujnowaniu nikogo, nawet kogoś, kto był bezpośrednio jej zagrożeniem. Lata ćwiczeń, rozwijania talentu i przepychania się między artystami nauczyły ją szacunku względem konkurencji. I jeśli o coś miała już walczyć – to tylko własnymi umiejętnościami. Nie pieniędzmi, nie zbrodnią.
    Roześmiała się cicho na wzmiankę o marionetkach. Nie był to śmiech szyderczy, a raczej serdeczny, jakby szczerze ją rozbawił.
    Ale i z tym miał rację – każda osoba, która stoi tutaj w pięknym przebraniu, była marionetką, która tego pięknego wieczoru coś odgrywała. Każda, bez wyjątku. Nawet ona sama przyszła tutaj, aby odgrywać rolę wspaniałej artystki, którą nie tak dawno temu interesował się nawet sam Książę Los Angeles, z którą wspólnie prowadził ich drobny układ, drobny interes.
    Teraz została sama – ale czy mogła mieć mu to za złe? Przez ten czas spędzony u jego boku zyskała kolejne cenne kontakty, poznała kolejnych cennych ludzi. Bez towarzystwa Marcusa Crowforda nie ruszyłaby naprzód.
    Wzruszyła ramionami na jego pytanie, upijając kolejny łyk krwi.
    — Zapewne to, co wszystkich innych. Wmawianie wszystkim wokół, że jest się kimś znaczącym, kimś lepszym od przeciętnego wampira. Ventrue i Toreadorzy lubią to sobie powtarzać, zauważyłeś? – zerknęła na niego. – Każdy z nas żyje w przekonaniu, że jest wyjątkowy, a bez niego świat się zawali. Nawet ja. Szkoda tylko, że to nieprawda.
    Czasem zastanawiała się co by się stało, gdyby jej zabrakło. Czy ktoś by za nią rzewnie zapłakał? Czy świat rozpadłby się na kawałki? Czy scena nie byłaby już taka sama – bez niej? I doszła do tego, że… nie stałoby się nic. Kolejny człowiek odszedł. Kolejny wampir zniknął z powierzchni. Cóż w tym wyjątkowego? Przyjdzie drugi, zdolny, a może nawet zdolniejszy. I zapełni pustkę po pani Sanders.
    Uśmiechnęła się za moment delikatnie, gdy spojrzała na niego po raz kolejny. W zasadzie powinien zirytować ją ten spokój, ten… brak okazania jakiejkolwiek emocji – ale tak nie było. Nie zrażało jej to ani na moment, chociaż… może powinno?
    Z drugiej strony, gdyby jej towarzystwo było mu niemiłe, powiedziałby o tym. Prawda? Nosferatu to nie Toreador, to nie Ventrue, który będzie udawał, uśmiechał się, by za moment, gdy tylko się odwrócisz, wywrócić oczami i zachwycać się, jak to dobrze, że Ciebie już tutaj nie ma.
    — Plotka to bardzo potężna broń. Jedna, nawet najbardziej fałszywa, ale taka, która komuś się spodoba, może zniszczyć całe życie. Chociaż… mam nadzieję, że nie dane mi będzie się przekonać o tym na własnej skórze.
    O dziwo, Lisa wystrzegła się przed niszczycielskim działaniem takich niekoniecznie prawdziwych komunikatów.
    Tylko… na jak długo?

    Lisa Sanders

    OdpowiedzUsuń
  27. [Hejo! <3 Na początku Ci powiem, że jestem zakochana w Twoich panach. Mają klasę, coś intrygującego i niepokojącego (co niby oczywiste, ale... nie zawsze dostrzegam to u innych autorów!).
    Mi Ciebie również miło widzieć! :D Dziękuję za pozytywne przyjęcie mojej postaci, nie wiesz jak bardzo mnie to cieszy, bo jednak długo siedziałam nad nim i całą kartą. :D
    Niebieskie oczy Dana Stevensa każdego urzekną. ;)]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  28. [Na początek oficjalnie powiem, że ubolewam nad zmianą wizerunku, bo absolutnie nikt, ani nic nie dorówna zajebistością Petyrowi z "Co robimy w ukryciu". xD
    A teraz ciąg dalszy... Ha, wizja uroczo rodzinna. Już widzę Huntera, który grzecznie zamiata kręgosłupy. :)
    To w sumie możemy tak zrobić, a wątek zacząć od spotkania po latach i akurat sprawy, o której mówisz. Z racji swoich poglądów Hunter pewnie chętnie zaangażowałby się w to sam z siebie, więc tym bardziej jakby jeszcze się dowiedział, że jest to ważne dla Petyra. Co Ty na to?]

    Hunter

    OdpowiedzUsuń