10 marca 2016

~ * ~

Toreador • śpiewaczka operowa
więcejhistoriapowiązania

Dzisiejszy świat nie docenia już prawdziwej sztuki. Dla nich dziełem jest kwadrat namalowany na drogim płótnie pstrokatymi kolorami. To nie jest sztuka, którą można by się zachwycić. Przystanąć na moment, odpocząć i zastanowić nad przekazem dzieła.
Prawdziwa sztuka koi zszargane nerwy, pozwala się odprężyć i odpocząć od codziennych obowiązków. Ludzie prawdziwie utalentowani robią wszystko, aby tylko zabawić swojego widza. Nie ma w tym gronie nikogo innego. Tylko utalentowani i ciężko pracujący, często latami, dekadami, setkami lat. Wszystko, aby dążyć do doskonałości.
Tymczasem za śpiew biorą się osoby, które nigdy nie powinny tego robić. Płaci się osobom, które ledwie potrafią wydobyć z siebie czyste dźwięki i uważa się TO za piękne. Jak ten świat mógł się tak stoczyć?
Dlatego zamknęła się, odsunęła, żyjąc jedynie wśród dzieł klasycznych Mozarta czy Pucciniego, prezentując się tym, którzy tylko chcą jej słuchać.
Podobnież artyści są inni, charakterystyczni na swój własny sposób. Jeżeli spojrzysz na Lisę, zobaczysz dumną, ociekającą pychą osobę, uśmiechającą się tak rzadko, patrzącą na każdego z wyższością. Dopiero kiedy zdobędziesz jej zaufanie, przekonasz się, że pierwsze wrażenie naprawdę bywa mylne. Jest przecież miłą, roześmianą kobietą pełną energii i z chęcią do dalszej nauki.
Gra na fortepianie, bo zazwyczaj musi. Wprawki, rozśpiewywanie się, nie może do takich rzeczy wynajmować specjalnie pianistów. Mimo to jej ulubionym instrumentem są skrzypce.

Na zdjęciu przecudowna Anna Netrebko.

95 komentarzy:

  1. [Cześć. c: Kartę pamiętam z pierwszej odsłony bloga. Pani na zdjęciu jest przepiękna, głos również ma wspaniały, chociaż nie potrafię się przekonać do opery. Jestem jednak pewna, że moja Florence z chęcią by się któregoś wieczoru wybrała, aby posłuchać Lisy. :)
    Dobrej zabawy życzę i wielu ciekawych wątków jak i powiązań, a może jak się już pojawię z kartą skusisz się na wątek i coś wymyślimy. :) ]

    Machająca ze szkiców, Florence

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witaj ponownie! Ja też się nie zdążyłam nawątkować, więc mam nadzieję, że tym razem nam się uda. :)
    Arii posłuchałam z przyjemnością, bo od małego uwielbiam muzykę klasyczną. Pani ma prześliczny głos, chociaż ja i tak zawsze najbardziej będę uwielbiać Lucię Popp. ;)
    Przy okazji powtórzę to co pisałam na czacie - szablon jest prześliczny. Pięknie zrobiony i dopracowany. Wielkie brawa za stworzenie takiego cudeńka! :)
    No i zapraszam też na wątek. Lisa jest wspaniałą i wręcz rasową Torreadorką, więc nawet przy całej otwartości i nietypowości Becketta i tak mogą mieć problemy z komunikacją. Ale na pewno się coś ciekawego wymyśli. ;)]

    Beckett

    OdpowiedzUsuń
  3. [Również witam serdecznie. Przyłączam się do pochwał szablonu. Zwykle narzekam na ciemne szablony, ale ten jest naprawdę świetny - klimatyczny, bardzo fajnie zrobiony i nie razi w oczy, więc brawa dla Ciebie za kawał dobrej roboty! :)
    Witam też ponownie Lisę. I jakby co - zapraszam do siebie na wątek. :)]

    Quinlan

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ale i tak naprawdę kawał dobrej roboty - efekt jest kapitalny. :)
    Pomysł się znajdzie. Zależy tylko w którym kierunku będziemy kombinować. Czy Lisa jak prawdziwa Torreadorka nie toleruje samego istnienia Nosferatu, czy raczej nie przeszkadzają jej dopóki są jak najdalej? xD]

    Quinlan

    OdpowiedzUsuń
  5. [Hej! Skoro tak się Anton spodobałby to można by zrobić im wątek... gdzie twa Lisa wiedziałaby o uczuciach Kastnera i współczuła mu z utraty miłości, nie wiedząc, że już ją odzyskał. Znać się mogą nawet dobrze, chociaż Anton czasami byłby palantem z przyzwyczajenia tak]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Masz talent. :) I racja ten szablon jest po prostu idealny.
    Też bardzo lubię Dianę. Ej, a gdzie trzecia najświętsza świętość czyli wspaniała La Divina? Maria Callas. :D
    Dogadają. Niby Gangrele i Torreadorzy postrzegają siebie nawzajem jako kompletną abstrakcję w stylu "co to jest?", ale Beckett jest dość dziwny i poza tym, że nigdzie nie umie zagrzać miejsca i upodobał sobie formę wilka, to mało w nim z Gangrela. To taki bardziej ironiczny intelektualista. Sztuka go raczej nie interesuje, chyba że starożytna i związana z historią, ale skoro Beckett się z wilkołakami potrafi dogadać, to z Lisą pewnie też da radę. :D Poza tym Beckett jest dość znaną osobistością, więc zawsze Lisa może się nim zainteresować z czystej ciekawości.]

    Beckett

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm... A gdyby Lisa szukała sobie ghoula w posiadłości Księcia? Znaczy, przeprowadziłaby taką "selekcję", a o przyprowadzenie kandydatów poprosi akurat Rei, bo sie napatoczyła? c:

    Rei.

    OdpowiedzUsuń
  8. [A to ciekawe. :D To widzę idealnie dobrana postać. Swoją drogą ja całe dzieciństwo marzyłam o byciu archeologiem, a całe nastolęctwo, o antropologii, więc jak widać coś w tym jest. ;)
    Nie w tym sensie. On nie jest sławny - on jest znany, i to przede wszystkim dzięki swoim pracom i temu, że jest dziwny. Bardziej miałam na myśli zainteresowanie związane z ciekawością wobec czegoś co jest nietypowe i kontrowersyjne, może nawet dyskusją światopoglądową. (Czasem zapominam, że nie każdy zna Świat Mroku na tyle, że wie o co właściwie chodzi z Beckettem).
    Marudź do woli - ja też lubię dopracowane pomysły, które nie skończą się po paru komentarzach. ;)
    Zawsze można też po prostu wspólnie wpakować ich w jakieś kłopoty, przez co niezależnie od chęci będą zmuszeni trochę pobyć we własnym towarzystwie, co może być dla nich trudne, ale w końcu chcąc nie chcąc będą się musieli dogadać. Wtedy można by pójść w kierunku ich skrajnie różnych charakterów czy poglądów. Zawsze można też pokombinować coś ze znajomością z przeszłości, ale w tym wypadku jakoś tego nie widzę, bo nie pasowałoby mi to ani do jej, ani do jego historii. Daj znać co myślisz. ;)]

    Beckett

    OdpowiedzUsuń
  9. [To jak najbardziej w jego stylu, więc pewnie tak. Dawaj, jaki masz pomysł. :)]

    Beckett

    OdpowiedzUsuń
  10. [To robimy jak mówisz, jak najbardziej mi pasuje. :)
    I pewnie, postaram się jutro podesłać jakiś początek.
    Co do reszty - to moja głupota. Napisałam Ci o tym na maila jakby co. :)]

    Beckett

    OdpowiedzUsuń
  11. [Raczej nie mogłaby wiedzieć o tym, że Anton odzyskał miłość, bo Ines oficjalnie jest martwa i wszyscy tak sądzą, prawdę zna tylko Anton, Quinlan i niedługo również Książę Los Angeles. Więc trzeba wymyślić coś innego ;p]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Może Anton wpadnie do teatru na występ Lisy? Później porwie ją na drinka, kawę czy coś tam innego xd]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Wydaje mi się, że w tym wypadku Lisa raczej mogłaby myśleć co chce, ale zachowywać by się musiała bardzo ostrożnie. Quinlan jest Egzekutorem, a większość wampirów się raczej Egzekutorów boi i bardzo szanuje.
    Tutaj też jest trochę problem, bo on raczej towarzyski nie jest i wszelkie znajomości traktuje raczej bardzo formalnie. Chyba jedyne co tu na chwilę obecną widzę to jakaś sprawa czysto zawodowa. Skoro Lisa ma charakter typowej artystki, to pewnie jest też dość impulsywna. Może więc uznać, że jakiś jej prywatny konflikt (może nawet dość błahy) jest na tyle ważny, że pójdzie z tą sprawą do samego Egzekutora (bo to taki trochę sąd najwyższy i służby specjalne w jednym). Aczkolwiek nie wiem czy taki czysto zawodowy wątek by nam się za szybko nie wypalił. Czyli pomysłu za bardzo nie mam. :)]

    Quinlan

    OdpowiedzUsuń
  14. [Patrząc na efekt końcowy sama byłam nie całkiem zadowolona ze swojej KP, bo naprawdę się rozpisałam, aż za bardzo, jednak w przypadku takiej postaci trudno mi było inaczej. Naprawdę. Cieszę się, że nie umarłaś z nudów przy czytaniu.
    Oj tak, ideał piękna dla Tzimisce, a dla Toreadorów różni się w znacznym stopniu, co na pewno miałoby wpływ na ich znajomość, która byłaby połączeniem odrazy z... czym? Właściwie, w pewnym stopniu, mogłoby wyjść coś z tego ciekawego, ale niestety nie mam żadnego klarownego pomysłu.]
    Dragomir Bolivar

    OdpowiedzUsuń
  15. [Naprawdę, aż tak źle to zabrzmiało? -.-'
    Pomysły swoją drogą, a chęci swoją. Z jednym i z drugim bywa u mnie różnie, ale nie powiedziałam, że nie mam chęci na wątek z Lisą. Wręcz przeciwnie, jeśli tylko w jakikolwiek sposób można by splątać drogi tych dwojga... Nie mówię nie. :) A jeśli nie teraz, równie dobrze – później. Przecież nic na siłę. ^^]
    Dragomir Bolivar

    OdpowiedzUsuń
  16. Marcus nie lubił tracić czasu...

    Elegancki i dostojny w swym zachowaniu Ventrue wypominał sobie to w tym jednym momencie, gdy siedział w loży teatru Nox. Czekał na występ jego potencjalnego, przyszłego "interesu", choć nie lubił tak mówić o innych wampirach. Było to dość niekulturalne.
    Rzadko kiedy odwiedzał miejsca takie jak to. Nie to, że nie doceniał sztuki, a tylko zimno tkwił pośród statystyk i słupków zyskowności własnego przedsiębiorstwa. Po prostu, jak wspomniał, nie lubił tracić czasu. W tym oto momencie mógłby wykupywać akcje spółki w Chinach, dyskutować kontrakty paliwowe i wiele innych spraw, które miały wspomóc jego firmę.
    Dzisiaj... Poniekąd przyprowadził go tutaj interes, ale też gorąca prośba jedno z jego partnerów biznesowych. Wyłuskał kilka godzin ze swojego sztywnego harmonogramu, niektóre sprawy przesuwając na kolejny dzień.
    Kilka spraw dotyczących wampirów. Wszystkie je miał w głowie, by mieć o czym rozmyślać podczas przerw.
    W gruncie rzeczy mógłby tu wcale nie przychodzić, a po prostu wysłać bukiet z kredową karteczką w której napisane byłoby miejsce i czas spotkania. Jeśli jednak Ventrue zdawali się przestrzegać etykiety to Marcus przodował pod tym względem. Potężnie pilnował własnych manier, myśli i tego jak się wypowiada, jak się zachowuje, czego się podejmuje nie tylko jako biznesmen, ale też Książę. Wiedział, że każdy jego krok jest obserwowany, a jego życie od czasu przemiany w wampira to będzie wieczna, niekończąca się i budująca jego charakter próba. Test z którego nie zamierzał wyjść z miernym wynikiem i byle jaką frekwencją, bo ugodziłoby to w jego honor.
    I dlatego nie wysłał po prostu bukietu, a przyszedł by samemu się przekonać, dlaczego wampir z Europy zainteresował się "perełką Los Angeles" jak sam to określił. Dlaczego wymagał jej obecności na przyszłym spotkaniu.
    Wymagał to zbyt wygórowane słowo - prosił. A to zainteresowało Marcusa Crowforda. Zainteresowało go jako człowieka przedsiębiorczego, który dokładnie rozbudowywał swoją siatkę wpływów. Jeśli znalazł czyjąś słabość w interesie to czemu by nie podczepić się pod ten wagonik, ale skierować go na swoje korzyści? W końcu wdzięczność to najpotężniejsza ze wszystkich lojalności.
    Bo rzadko kiedy można jej odmówić.

    Uniesienie karmazynowej kurtyny przerwało myśli Marcusa. Cisza zalęgła na sali jak ciężka płachta, a ludzie wpatrywali się w scenę z zainteresowaniem, szukając diwy dzisiejszego wieczoru. Obdarzonej wspaniałym i anielskim głosem Lisy Sanders - Toreadorki z którą Marcus miał już przyjemność porozmawiać. Podczas jej pierwszej wizyty w Los Angeles, kiedy to musiała się przedstawić Księciu panującemu nad metropolią. Zrobiła na nim wtedy dobre wrażenie, aczkolwiek przypominała typowego Toreadora - oddanego w pełni sztuce i pochłaniającego ją żarłocznymi haustami.
    Zaczęło się przedstawienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marcus nawet nie wiedział, kiedy minął mu ten czas.Sztuka pochłonęła go całkowicie, a zwłaszcza potężny i piękny głos pani Sanders. Toreadorka doprawdy doskonale radziła sobie w swoim zawodzie, choć pewnie pod względem technicznym Marcus nie miał co się wypowiadać, bo po prostu się na tym nie znał. Potrafiła jednak porwać publikę, wyczarować przed nimi wspaniały świat pełen poezji i śpiewu. Dzisiaj był to świat gorzki, bo i sama sztuka była gorzka. Smutna, pełna łez i szaleństwa godnego najgorszych Malkavian. Pośród tego wszystkiego olśniewająca dama, która brylowała na scenie jak muza.
      Marcus nie potrafił prawić pięknych komplementów, jego pochwały były rzetelne i konstruktywne, jak on sam. Tutaj pewnie nawet nie wydobyłby z siebie głosu z zachwytu. Szczerego i naprawdę wielkiego zachwytu.
      Szanował umiejętności doświadczonej Toreadorki.
      Marcus miał też nadzieję, że jego Ghoul spisze się dobrze i dostarczy bukiet o odpowiedniej porze. W sumie, nie musiał się martwić - dobrze wyszkolił swoich "podopiecznych", ale w życiu pojawiają się dziwne przypadki. Potężny bukiet stu pięćdziesięciu kwiatów to nie są przelewki w noszeniu, ale maniery i etykieta zabraniały Marcusowi sięgać po półśrodki - zwłaszcza po takim występie. Bał się, czy te kwiaty dopełnią umiejętności pani Sanders, ale teraz był już pewien, że dobrze wybrał. Wspaniałe róże Avalanche, szlacheckie i prominentne róże Juliet, a to wszystko dopełniały odmiany Heritage oraz Sedona. Morze czerwono-różowych płatków w kremowej otoczce.
      Do tego karteczka z prośbą o spotkanie. Marcus wstał z miejsca i zapiął marynarkę, idąc w kierunku schodów. Przywołał jeszcze do siebie po drodze Ghoula, by dołączył do bukietu karteczkę.
      W sumie nie stracił dzisiaj czasu. Może powinien w końcu znalazł czas na takie drobne przyjemności?

      Szanowna Pani Sanders,
      Mam nadzieję, że bukiet dotarł do Pani w nienaruszonym stanie. Byłoby to dla mnie doprawdy dyshonorem, gdyby było inaczej. Zachwycający występ i cieszę się, że spędziłem dzisiaj wieczór w towarzystwie Pani wspaniałego głosu.
      Chciałbym zaprosić Panią na spotkanie towarzyskie, które odbędzie się 18 marca o godzinie 21:00 w posiadłości książęcej. Byłoby dla mnie wielkim zaszczytem, gdyby zgodziła się Pani zostać moją towarzyszką na ten wieczór oraz stać się najważniejszą i główną gwiazdą spotkania - Pani cudowny głos z całą pewnością ubogaciłby je, wprawiając w podobny zachwyt jak dzisiaj.
      Liczę na pozytywną odpowiedź oraz życzę udanego wieczoru.

      Z wyrazami szacunku,
      Książę Los Angeles
      Marcus Crowford

      Usuń
  17. Hmm... koncert, koncert... Można pójść w tym kierunku, zwłaszcza, że w wątku z Księciem takowy się zakończył (tak, śledzę. c': ). Och! A może Książe posłał właśnie Rei, by dostarczyła bukiet wraz z liścikiem? Hmm, nie wiem, nie wiem. *smutnażaba*

    — Rei.

    OdpowiedzUsuń
  18. W porządku, w takim razie. Jedynie do ustalenia jest to, kto zacznie. :3

    Rei.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Tu się przyznaje, że ja się zbytnio na Torreadorach nie znam, więc strzelam. :)
    Zazwyczaj to wygląda tak, że Egzekutor zwołuje Konklawe, wysłuchuje obu stron sporu i sądzi całkowicie wedle swojego uznania. Może to wyglądać dowolnie i zależeć w sumie od jego kaprysu. Ale Quinlan to taki służbista z misją, więc pewnie przeprowadziłby dodatkowe śledztwo, dał szanse Lisie na wyjaśnienie swojej wersji, zdobycie i przedstawienie dowodów, więc byłoby ok. Można by w to było wplątać jakąś osobistą zemstę na Lisie lub jej stwórcy, która by wyszła w trakcie takiego śledztwa.]

    Quinlan

    OdpowiedzUsuń
  20. [Witam. Może wątek? Tylko pomysłu mi na razie brak ;-;]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Witam również! Dziękuję serdecznie za miłe słówko i nie uważam byś poszła na łatwiznę - ten sam okres w historii Stanów Zjednoczonych (wtedy jeszcze nie zjednoczonych z tego, co pamiętam) jest dużo bardziej skomplikowany i jest niejako zupełnie innym światem w stosunku do tego, co działo się w Europie - gdy Francuzi ścinali głowy, oni próbowali podpisać pierwszą konstytucję :D
    Ja mam głowę z reguły pełną inspiracji i myślę, że zawsze można pogrzebać nieco w historii. Nasze dziewczęta są w podobnym wieku, może zahaczymy o moment, w którym Hellen przybyła do USA, to jest już XX wiek co prawda, ale myślę, że Lisa mogła jej kiedyś pomóc odnaleźć się w nowym środowisku, może przypomniała Hellen jak ważne jest piękno sztuki, a nie tylko cena informacji? Jako dość dobrze urodzona Stainville na pewno gra na fortepianie, ale z pewnością robiła to rzadko, sprowadzając życie do praktycznych działań. Może zafundujemy im spotkanie po latach i przypomnimy jak było, gdy Hellen siadała do fortepianu, a Lisa łapała za skrzypce?]

    Hellen

    OdpowiedzUsuń
  22. [Pewnie dlatego, że w takich godzinach mało kto siedzi przed komputerem (również ja). ;)
    W każdym razie cześć i dziękuję bardzo.
    Na wątek z przyjemnością wpadnę. Masz już jakiś pomysł czy robimy burzę mózgów?]

    Hunter

    OdpowiedzUsuń
  23. [A może to po prostu mój specyficznie oschły ton, który czasem wyczuwalny jest nawet w tekście pisanym? Bo to bardzo możliwe. :) Powiem Ci, że masz rację. Odkładanie na później najczęściej kończy się zaniechaniem, więc warto pomyśleć co by zacząć już, albo wcale.
    Stwórca Lisy mogłby być jakimś odniesieniem w wątku, a na pewno solidnym punktem zaczepienia. Mogliby spotkać się w Londynie, albo po prostu gdzieś w Anglii. Mógłby zwrócić się z czymś do Drago, ale sądzę, że nie byłaby to żadna "operacja", a raczej jakaś inna drobna przysługa, bo ich współpraca mogłaby się zakończyć śmiercią mojego wampira, gdyby się ktoś dowiedział. Mogliby mieć jakieś wspólne "interesy"? Może Drago miałby coś, co chciał Valentine? I ostatecznie mu tego nie przekazał. Zniknął, a teraz spotkałby Lisę, która poznałaby przedmiot, czy cokolwiek innego czym miałaby być ta rzecz, o której mógł jej opowiadać Valentine? Shh... nic innego nie przychodzi mi do głowy.]
    Dragomir Bolivar

    OdpowiedzUsuń
  24. [Zapowiada się bardzo ciekawie i na pewno tak też wyjdzie. ;) Myślę, że w takim razie dobrze by było sobie obmyślić chociaż wstępny zarys wątku i samą intrygę, w którą byś chciała wplątać Lisę. Byłoby wtedy łatwiej, bo tak nie chcę Ci czegoś narzucać. Jak mówiłem na klanie Torreadorów się nie znam (bo za nimi nie przepadam ;)) i mogę wymyślić coś co będzie sprzeczne z charakterem Twojej postaci. Dlatego lepiej może to sobie najpierw razem omówić i ustalić najważniejsze fakty. A ze szczegółami można pójść trochę na żywioł. Co Ty na to?
    Oczywiście jakby co - chętnie zacznę.]

    Quinlan

    OdpowiedzUsuń
  25. Panie, Panowie.
    Stuk, stuk, stuk. Obcasy starszej kobiety chodzącej w tą i na zad w wielkiej sali wydawały się głośniejsze niż zazwyczaj. Gdy nie mówiła, przerywały one grobową ciszę.
    Książe będzie gościł dziś ważnego gościa. Stuk, stuk. Liczę na to, że wszystko będzie dopięte na ostatni guzik nim nasz gość przybędzie. Stuk, stuk, stuk, stuk. Nie chcecie chyba, by źle o nas pomyślał. Chrząknięcie. Służba, którą zwołała, stała nieruchomo w dwurzędzie - wpierw kobiety, a za nimi mężczyźni. Wszyscy w uniformach. Kobieta ogarnęła wszystkich beznamiętnym wzrokiem, zatrzymując się na paru osobach. Zaczynacie od teraz. Każdy wie co ma robić. I, och, Rei? — zwróciła się do dziewczyny, gdy wszyscy zaczęli się już rozchodzić. Młody Ghoul zatrzymał się, delikatnie skinąwszy głową. Starsza pani z uśmiechem podeszła do niej. Położyła dłonie na jej ramionach, odgarniając jej włosy do tyłu. — Liczę na Ciebie. Ode mnie masz zadanie specjalne. Zajmujesz się dziś naszym gościem. — Zgarnęła niesforny kosmyk włosów za jej ucho, uśmiechając się ciepło. Była dla niej niczym matka, może i nieco sroga, jednak kochana. Odkąd zjawiła się u Księcia rozmawiały ze sobą dość często. Wiedziała o sytuacji Rei względem właścicela. — Najedz się, byś czasem nie rzuciła się na kogoś. — Zażartowała, dotykając palcem jej nosa. Zaśmiały się obydwie, po czym Rei, lekko się ukłoniwszy, odeszła.
    Godziny mijały, a służba krzątająca się po całej posiadłości robiła co mogła, by zdążyć na czas. Jedynie Azjatka czekała przed budynkiem, wyczekując pojazdu.


    Rei.
    wybacz mi proszę za długość oraz, że zabrałam się do tego teraz.

    OdpowiedzUsuń
  26. [Bardzo mi się podoba ten motyw rewolucji w karcie Lisy. Uwielbiam historię, więc takie smaczki zawsze mnie cieszą. :)
    Pomysł ponownego spotkania mi się bardzo podoba, więc możemy tak zrobić. Pozostaje tylko kwestia czasu i miejsca. Musieliby się spotkać jeszcze przed karierą wojskową Huntera i przed początkiem ruchów secesyjnych, czyli kiedy Hunter był jeszcze bardzo młody. W czasie politycznych napięć, ani podczas wojny chyba nie mieliby okazji, bo nie wydaje mi się by Twoja Lisa chciała pchać się w środek wojny. Chyba że jako artystka trochę podróżowała po kraju. Wtedy mogliby się spotkać nawet i parę miesięcy przed wojną, więc Hunter raczej by się praktycznie nie zmienił od ostatniego spotkania.]

    Hunter

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie przepadał za teatrem, nie potrafił już docenić sztuk teatralnych, czasami tak doskonałych, że powinny zachwycić nawet Antona. On jednak pozostawał obojętny, analizując wszystko zbyt chłodno aby docenić grę aktorską ludzi oraz wampirów. Dzisiejszego dnia postanowił jednak dać szansę obecnie odgrywanemu spektaklowi. Dowiadując się wcześniej jaka historia zostanie przedstawiona, aż prychnął pod nosem. Idealnie pasuje do niego, ostatnie lata to czyste szaleństwo. Kiedy przedstawienie się zaczęło, wodził wzrokiem po wpatrzonych w scenę ludzi. Nie rozumiał ich zachwytu z każdym aktem, tego jak w napięciu czekali na rozwój akcji, nie podzielał ich entuzjazmu, chociaż ów sztuka przypadała do gustu bardziej niż wszystkie inne.
    Z wyuczonego taktu, podniósł się również, gdy zaczęły się owacje na stojąco. Wtedy właśnie dotarło do niego, że chyba już całkowicie umarła w nim potrzeba zobaczenia piękna w prostych rzeczach czy historiach. Był już za stary by cieszyć się czymś takim. Osiemset lat istnienia, zmienia pogląd na wiele spraw. Zapiął guziki marynarki i skierował się w dobrze znanym kierunku. Kilka osób, próbowało go zatrzymać, lecz szybko orientowano się kim jest. Czasami wysoka pozycja w społeczeństwie oraz bycie Ventrue, pomagało i to bardzo. Uśmiechnął się krzywo do Ghoula, który zjawił się obok niego, by zaraz podać mu to co kazał sprowadzić, jako może skromny podarek. Dawniej przynosił kwiaty, przy każdej okazji, jednak po paru latach znajomości, bukiet wydawał mu się już zbyt oklepany. Zatrzymując się przed drzwiami garderoby, zapukał niezbyt mocno.
    Spojrzał na kobietę, która otworzyła drzwi i zaraz wpuściła go do środka bez słowa. Uwielbiał wzbudzać strach czy niepokój w śmiertelnych.
    Przeniósł zwykle zimne spojrzenie na Lisę i dopiero teraz uśmiechnął się bardziej przyjaźnie, chociaz do ciepłego uśmiechu wiele brakowało.
    - Witaj, moja mała aktoreczko – mruknął nieco zadziornie, ale był to specyficzny przejaw sympatii. Postawił na blacie toaletki, ozdobną skrzyneczkę, zamykaną na złoty zatrzask. W środku znajdowała się butelka jak do wina, jednak zawartość była bardziej krwawa niż winna. Za szyjkę butelki zahaczony był do tego naszyjnik z turkusem..
    - Mam nadzieję, że ci się spodoba... i zasmakuje – szepnął, zerkając na nią z uwagą. Był dość spięty przez towarzyszących im ludzi. Ostatnio coraz mniej przepadał za śmiertelnymi, działali mu za bardzo na nerwy.

    Anton

    OdpowiedzUsuń
  28. Marcus dostał informację, że jego skromny prezent dotarł do śpiewaczki operowej. Oczywiście nie był to mały prezent biorąc pod uwagę prezencję, ale Ventrue uważał, że etykieta wymagała więcej. Miał nadzieję dodać do tego coś jeszcze, gdy panna Sanders dołączy do niego na przyjęciu.
    O ile dołączy. Artystki bywały dość kapryśne, a przez te kilkaset lat Marcus poznał też kapryśność Toreadorów. To byli niesamowici aktorzy oraz mistrzowie sztuki, którym nie można było odmówić zaangażowania, ale byli też bardzo, ale to bardzo, emocjonalni jeśli chodzi o wiele spraw. Miał nadzieję, że panna Sanders będzie ciut "oderwana" od swojego Klanu pod tym względem. Mógł jednak tylko na to liczyć, bo nie znał tej damy tak dobrze jakby chciał.
    Wiedział tylko, że panna Sanders to niebywale utalentowana kobieta. Według znawców posiadała głos o którym większość śpiewaczek mogła tylko pomarzyć. Posługiwała się nim też nie najgorzej o czym mógł świadczyć ostatni występ.
    Niestety, Marcus nie do końca potrafił to docenić bo się nie znał. Była dla niego inwestycją, a może nie tylko. Dbał o to, by wampirom mu podległym wiodło się dobrze i nie zamierzał czynić tego głupimi decyzjami czy zbędnym zastraszaniem. Starał się coś uczynić zimną kalkulacją oraz mądrością, którą nadal zdobywał. Nie chciał zawieść pod tym względem swego Stwórcy oraz otoczenia.
    ***
    Lisa Sanders przyjęła jego zaproszenie, co odebrał z pewną dozą ulgi. Biorąc pod uwagę swoje wcześniejsze przypuszczenia poszło całkiem dobrze. Nie pojawi się na przyjęciu "z pustymi rękami" oraz jako wiarokłamca. Można było powiedzieć wszystko o Marcusie Crowfordzie, ale na pewno nie to, że nie dotrzymuje danego raz słowa.
    ***
    18 marzec nadszedł wyjątkowo szybko. W ciągu liczb i akcji na giełdach nie sposób zauważyć, jak prędko mijają chwilę. Marcus odkładał właśnie ostatnie papiery obecnych inwestycji na blok papierów, które jego sekretarz mógł zabrać do biura. Po drugiej stronie leżał stosik równych dokumentów wszystkich spraw dotyczące wampirów. Podania o Elizjum, prośby o sąd czy stworzenie Dzieci, wszystkie mniej lub bardziej istotne sprawy. Kartki opatrzone równym podpisem "Książę Marcus Crowford". Marcus bardzo nie lubił pozostawiać nierozwiązanych spraw, toteż poświęcił część jasnego dnia na uzupełnianie papierów i zapoznawanie się ze sprawami nieśmiertelnych. Żadnej z prośby nie pozostawiał bez słowa, bo tak się powinno robić. Był w końcu Księciem, narzędziem Camarilli do użytku ogółu, wampirem mającym coś zmienić w Los Angeles. A zmiana mogła nadejść nawet od najmniejszego z nich.
    Ventrue schował papiery do szafki i poprawił idealnie opiętą marynarkę. Zapiął dwa guziki i wyprostował rękawy. Wszystko perfekcyjne, jak zaplanował. Spojrzał na zegarek.
    Za kilka minut pod rezydencją powinna zjawić się panna Sanders, jeśli była punktualnym wampirem. Tę cechę bardzo cenił sobie u innych, ale nie był aż tak surowy w jej odbieraniu. Przypadki zdarzają się każdemu, zwłaszcza we współczesnym świecie.
    ***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Dobry wieczór. Cieszę się, że zdecydowała się pani mi dzisiaj towarzyszyć - Marcus szarmancko ucałował dłoń wampirzycy, prostując się po chwili lekko - Doprawdy to miłe móc ponownie panią tu gościć. Mam nadzieję też, że bukiet dotarł w nienaruszonym stanie i przypadł do gustu. Czy mogę oprowadzić panią po rezydencji?
      Marcus zaoferował pannie Sanders swoje ramię, które ta przyjęła. Po chwili wolnym krokiem, by dama w wysokich butach nadążyła, oprowadzał ją po korytarzach rezydencji. Pokazywał piękne obrazy jakie udało się zebrać nie tylko jemu, ale też innym Książętom tuż przed nim. Wspaniałe dzieła sztuki, a także prace wspaniałej artystki Meredith La Metterie, które znalazły się tutaj nie bez powodu. Cudownie eleganckie, ale też surowe wnętrza dopieszczały oczy wszelkimi możliwymi szczegółami.
      W końcu Marcus zaprowadził Lisę do salonu w którym miało odbyć się przyjęcie. Wszystko zostało dopracowane do perfekcji, ale dało się zauważyć dla kogo będzie to wydarzenie. Kielichy, a obok nich karafki z krwią, odpowiednio oznaczoną dla najbardziej wybrednych. W salonie stała już dwójka służących Księciu Ghouli. Pomieszczenie nie było wielkie, a przestrzeni dodawało dodatkowo wielkie okno na jednej ze ścian. O tej porze dnia do środka wślizgiwało się światło księżyca i dało się widzieć cudowną panoramę rozświetlonego miasta. Marcus uwielbiał ten widok, gdy czytał w spokoju gazety ekonomiczne przynoszone przez jego drogą Hellen.
      - Mam nadzieję, że nie przestraszyłem pani tym zaproszeniem. Naprawdę chciałem, by pani towarzyszyła mi dzisiejszego wieczoru. Ktoś koniecznie chciałby panią poznać - powiedział Marcus, prowadząc Lisę do wygodnego i miękkiego fotela, by spoczęła. Sam podszedł do stołu, by nalać Toreadorce oraz sobie po lampce krwi - Napije się pani czegoś szczególnego?

      Z wyrazami szacunku,
      Książę Marcus Crowford

      Usuń
  29. [Mam wrażenie, że nasze panie by się dogadały, obie nie lubią współczesnej 'sztuki'. Z pomysłów na wątek, to wpada mi może że spotkały by się na jakimś wernisażu lub czymś w tym stylu?.]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Witam i dziękuję bardzo za komplement. :)
    Ja widzę tu przepiękne możliwości na wątek! Vangelis jest w końcu empatą, a Lisa jako Torreadorka dziesiątej generacji powinna mieć opanowane zdolności widzenia aury (odzwierciedlającej emocje) oraz zdolności odczytywania pojedynczych uczuć lub wspomnień poprzez dotyk. Jakie to daje piękne możliwości - już widzę jak Vangelis zachwycony jej występem posyła jej kwiaty, z których ona może odczytać emocjonalną wiadomość, lepsze od najlepszego komplementu. ;) Ale z drugiej strony odpadłaby możliwość jakiejkolwiek manipulacji w celu osiągnięcia korzyści... Charaktery charakterami, chociaż ciężko o konflikty kiedy spora część ich komunikacji mogłaby się opierać na samej empatii. Ja tu widzę przepiękny potencjał w każdej ich ewentualnej i nawet banalnej rozmowie, a co dopiero w szerszym wątku.
    Daj tylko znać na co masz chęć i razem na pewno coś pięknego wymyślimy. :)]

    Vangelis

    OdpowiedzUsuń
  31. Witam i dziękuję. Odpowiednich gifów się nieźle naszukałam, więc cieszę się, że się podobają.
    Wątek bardzo chętnie. Tak sobie myślałam jak można połączyć nasze postacie, bo patrząc na klany i charaktery ciężko byłoby się im dogadać. Możemy spróbować oprzeć wątek na relacji jak najbardziej negatywnej - on ją oszuka/okradnie, ona będzie wściekła, ale nie będzie mogła się zemścić, bo z Ravnosami lepiej nie wojować. Za to mogłaby kombinować jak się w jakiś sposób odegrać.
    Chyba że wolałabyś jednak nie pakować się w taki destrukcyjny wątek. Wtedy możemy spróbować na przykład tak - Lisa, kiedyś ileś lat temu mogła pomóc Niko (będącemu wówczas neonatą) w jakiejś sytuacji. W zależności od tego jaka byłaby to pomoc - miałaby teraz u Niko albo dług wdzięczności, albo byłaby przez niego szanowana jak jedna ze swoich, a więc nie próbowałby jej oszukiwać. Wtedy mogłybyśmy wspólnie nieźle namieszać naszymi postaciami, bo oboje mają niezłe charakterki.
    Mam nadzieję, że jakoś pomogłam. :)

    Niko

    OdpowiedzUsuń
  32. [Tak sobie myślę - nie mam jeszcze żadnego prawdziwie niebezpiecznego wątku. Co powiesz na spotkanie naszych pań w teatrze, śpiewy granie i piękno, a okaże się, że Sabbat przyszykował brutalną napaść na wszystkich Toreadorów. Fakt, że znalazła się tam Hellen dodatkowo skomplikuje sprawę, bo wiedząc, że jest Ventrue nie będą również dla niej specjalnie mili. Czyli będzie walka, siła, ucieczka, niebezpieczeństwo i kreeew :D]

    Hellen

    OdpowiedzUsuń
  33. [O tak, ktoś musiał być pierwszy, chociaż początkowo wybrałam Thin-Blooded, gdyż wydali mi się 'najprostsi' do prowadzenia, nie znając do końca realiów. A tu masz :D
    Może ma coś z Malkaviana, chociaż jest przekonana, że jest całkowicie zdrowa na umyśle. Ale w sumie... jaki psychol tak nie myśli, hehe.
    Co do stylu... Shiwa chce już żyć przyszłością, wszystkim, co nowoczesne~ jednocześnie nie mając do końca pomysłu na siebie, bo samym szyciem nie zarobi (w końcu musiałaby jakoś wejść na rynek, stworzyć markę, czy coś, ale w świetle nieprzyjemnych wydarzeń związanych z jej darem, nie chce/nie może za bardzo się wychylać), a aktorstwo może traktować jako dodatek, grając kilka sztuk w tygodniu.
    Hm, jako aktorka nadal ma wiele niedociągnięć, ale nadrabia charyzmą i ciężką pracą, a czy to można nazwać talentem, to też nie wiem xD Shiwa może szyć Lisie suknie na wieczorki operowe :D
    I dziękuję! Nie wiem, czy będę w stanie zacząć sama wątek, nie niszcząc od razu klimatu, także ten... :D]

    Shiwa Sharkriel

    OdpowiedzUsuń
  34. [Jako początkująca aktorka nie zakładam, że gra same ważne role, więc myślę, że takie pomniejsze, jako statystka również chwyta jak się da. W końcu również odczuwa potrzebę pieniądza, a to na razie jedyny jej znany sposób. No chyba, że gdzieś odsprzedaje swoje stroje od czasu do czasu, jak się zdarzy komu.
    W sumie większość swoich kreacji zostawia w Teatrze. No ale ok, nic na siłę :p ]

    Shiwa Skarkriel

    OdpowiedzUsuń
  35. Obrazek: https://1.bp.blogspot.com/-wbdxb_V3NPk/VvqLUql3iiI/AAAAAAAAATI/p87IlepERBcCHnEXNVYpaIEponrZlej8A/s1600/Lisa.jpg

    W SZPONACH SŁAWY

    Diwa Los Angeles najlepiej zdaje sobie sprawę z ceny sławy. Nie jest się tylko kochanym przez fanów – jest się także nad wyraz obserwowanym i to nie tylko przez osoby, które wielbią cię jako wspaniałego artystę. Zdarzają się ci, którzy starają się wydobyć wszystkie mniej lub bardziej mroczne sekrety na światło dzienne.
    Jak bardzo trzeba dbać o własne bezpieczeństwo, gdy jest się jednym z Dzieci Nocy, a na dodatek artystą?
    Pewnej nocy, po niezwykle udanym przedstawieniu, przychodzi do ciebie ktoś, kogo nie spodziewałabyś się zapewne w miejscu takim jak opera. Wielkiej sławy reżyser Gregor Devor, współpracujący swego czasu z takimi gwiazdami jak James Stewart, Marlon Brando, Laurence Olivier, Humphrey Bogart czy James Dean . Mężczyzna ten zszedł jednak ze sceny i pociąga za sznurki z ukrycia od czasu, gdy stał się jednym z wampirów. Jego krew wypełniona jest artystycznymi myślami, pasją oraz ulotnymi i pięknymi emocjami – jest w końcu Toreadorem i idealnie spełnia się w tej roli.
    Gregor prosi cię o rozmowę w dyskretnym miejscu, przedtem nie szczędząc komplementów i porównując cię gorąco do jego ulubionej Ingrid Bergman. Wygląda na zmartwionego, ale czemu miałyby cię obchodzić jego problemy? W końcu jesteś diwą, a ta nie pochyla się nad byle czym. Niestety jednak, Gregor jako szanowany i potężny wampir potrzebuje właśnie twojej pomocy.
    Opowiada ci historię, która jeszcze długo tłucze się w twojej głowie.
    Pewien znajomy mu wampir, którego traktuje niemalże jak swoje Dziecko, popadł w niebywałe kłopoty. Jean Ducomb to Toreador z pasją, jednak ma osobowość odrobinę wybuchową i nieostrożną. Nie wiadomo jak i dlaczego, ale na jego ogonie siedzą Łowcy, a Jean nie traktuje tego zagrożenia zbyt poważnie. Nie utrzymuje niskiego profitu swojego zawodu, nadal rozbijając się w podejrzanych miejscach oraz barach. Gregor bardzo się o niego martwi, szkoda tak utalentowanej artystycznie osoby. Podejrzewa też, że ktoś inny pociąga tu za sznurki, ale kto? Od kogo Łowcy zdobyli informacje i zaczęli obserwować Jeana?
    Gregor uspokaja cię po dłuższej chwili. Wie, że to zabieranie twojego cennego czasu, że zadanie jest niebezpieczne, ale jego słowa nie docierają już do butnego Jeana. Ducomb natomiast od dawna fascynował się operą, zwłaszcza twoimi niesamowitymi ostatnio występami, więc jest choć cień szansy, że jego idolka przemówi mu do rozsądku.
    W oczach starszego wampira widzisz jak bardzo zależy mu na tym, by Jean Ducomb wyszedł cało z tych niebezpiecznych kłopotów. Jest to coś, co rzadko widać u wampirów innych Klanów – czy to przywiązanie wystarczy, by skruszyć lód w twoim wyniosłym sercu? Wiedz, że przysłużenie się wampirzej społeczności Los Angeles z całą pewnością dotrze do odpowiednich uszu…

    Słówka: Nosferatu, zemsta, gorycz, Hollywood, sen, cmentarz, kara, kino, potęga, peepshow

    MISTRZ GRY

    OdpowiedzUsuń
  36. Poznał ją. Oboje się poznali, choć słowo „poznać” nie oddaje wszystkiego, ani nawet tego, jak właściwie wygląda ich znajomość. Nie przypuszczał, że pozwoli sobie na jakąkolwiek znajomość z kimś kto tak ceni piękno, ale inne piękno niż to, które dostrzegał on sam. Bo kto by pomyślał, że jakiś Toreador stanie na jego drodze? Choć mógł przypuszczać, że pobyt w Los Angeles będzie owocny w nowe znajomości, przyjaźnie i wrogości. Cała paleta postaci i różnorodność stosunków społecznych. Jakże to urozmaicało!
    A, jakim urozmaiceniem był fakt, żer już kiedyś miał (nie)wątpliwą przyjemność znać kogoś z tego samego klanu, do którego należała kobieta w której głos, nie raz, miał okazję się wsłuchiwać. Jak on się nazywał? Jakoś nigdy do tego nie wracał, nie w sposób bezpośredni. Pozostawiał to dla siebie i swych myśli. Choć kiedyś ta postać wyjść z ukrycia powinna.
    Sięgnął dłonią na drewniany stolik stojący obok fotela obitego ciemną skórą. Chwycił telefon w dłoń i odebrał połączenie. Rzadko korzystał z tego środka komunikacji, był staroświecki i nie mógł się przekonać do technologii. Ileż to czasu zajęła nauka obsługi komputera? Uczył się też, że czasem znajomość z wrogiem może okazać się najracjonalniejszą decyzją, podjętą pod wpływem chwili, czy zwykłej nudy. Niezła perspektywa była przed nim, przed nimi. Jakkolwiek na to spojrzeć. Intrygująco.
    Nauczył się rozpoznawać jej głos, wychwytywać go spośród innych dźwięków. Słysząc ją po drugiej stronie wyglądał na nieco zaskoczonego. Nie spodziewał się nikogo, ani niczego, co by miało mu skorygować plany dnia.
    – Słucham? Czym lub kim jest coś, co zmusiło Cię do tak nagłego kontaktu ze mną? – wypowiedział spokojnie, głaszcząc jednego ze swoich psów po głowie.
    Dragomir Bolivar

    OdpowiedzUsuń
  37. [Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale jestem na takim trochę bezterminowym urlopie, bo choruję.
    Z tego co widzę kombinowałyśmy coś z jakimś wątkiem. Niedługo będę wracać na bloga, więc daj znać czy nadal masz ochotę na jakiś wątek. :)]

    Beckett

    OdpowiedzUsuń
  38. [Toreadorzy powinni trzymać się razem, nieprawdaż? :) W takim razie przychodzę po ciekawy wątek :)]

    Dante

    OdpowiedzUsuń
  39. [W tej chwili nie mam pomysłu, bo pora nie działa na mnie dobrze. Może jutro coś wymyślę, chyba że Ty będziesz coś miała :)]

    Dante

    OdpowiedzUsuń
  40. Hellen nie czuła nigdy zbyt przesadnego pociągu do tego, co piękne. Właściwie to sprawiała wrażenie osoby tak, pragmatycznej, że aż beznamiętnej. Jednak to, że nie wpadała w zachwyt nie znaczyło, że nie potrafi docenić lub stworzyć czegoś pięknego. Choć jej umysł był analityczny i ścisły, wampirzyca świetnie radziła sobie z wykonywaniem muzyki na fortepianie, bo raz, uczyła się tego za młodu (cóż to za panna na wydaniu, która nie umie jeździć konno, mówić po francusku i grać na fortepianie?), a dwa, widziała w tym liczby, metrum, pauzy, oktawy słowem: muzyka była dla niej niezwykle precyzyjną matematyką.
    Rzadko bo rzadko, ale pojawiała się w teatrze, sama nie posiadając fortepianu. Wiele czasu poświęcała wyszukiwaniu i selekcjonowaniu informacji, a w dodatku czuła, że Książę patrzy na jej działania czujnym okiem. To raczej nie było tak, że nie chciał jej zaufać, albo w jakiś sposób obawiał się Hellen. Raczej sprawdzał, rzucał niejako wyzwanie, by ocenić, czy ta dość młoda wampirzyca nada się do bardziej złożonych i niebezpiecznych zadań. Ale ona lubiła działać pod presją. Jej umysł działał najlepiej, gdy był zmuszony do wysokich obrotów. A jednak… jednak czasem potrzebowała nie myśleć za dużo. Rzadko sobie na to pozwalała, gdyż uznawała niemyślenie za dobrowolne wystawianie się na niebezpieczeństwo i konsekwencje płynące z braku odpowiedzialności.
    Gdy po raz kolejny próba zdobycia informacji na temat czystego jak łza Norwega, wampira i inwestora, spełzła na niczym, Hellen wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami. Rzadko unosiła się gniewem, więc większość osób w takich chwilach znikała z jej pola widzenia. Ale to nie przypadkowi przechodnie byli najczęściej ofiarami jej złości. Cały gniew kumulowała, kierując we własną stronę i krytykując samą siebie. Nie znosiła porażek, ani popełniania błędów. Była perfekcjonistką, bardzo, ale to bardzo dla siebie brutalną.
    Wchodząc do teatru Nox, zawsze wzbudzała pewne zainteresowanie, głównie wynikające z faktu, że nie była stałym bywalcem tego miejsca. A jednak pewne znajomości zawarte w przeszłości miały wpływ nawet na tak błahe rzeczy jak możliwość skorzystania z fortepianu. Hellen właśnie w takich momentach zdawała sobie sprawę z tego, jak dobrze czyniła nie nadeptując na odcisk nikomu w przeszłości. Sprawdziła wcześniej, czy na pewno o tej porze nie będzie próby, więc przybyła w momencie, w którym powinno być pusto. Rozejrzała się, wiedząc że od czasu do czasu można tu spotkać Lisę. Wampirzycę, z którą łączyła ją pewna nić porozumienia, choć tak bardzo różniły się od siebie. Hellen nie do końca wiedziała jakim cudem potrafią się dogadać, skoro obie mają tendencje do zadzierania nosa i unoszenia się dumą. Może to przez szacunek? Może przez to, że nigdy nie musiały nad niczym razem pracować, by ich charaktery miały rzeczywistą możliwość starcia się w czymś ważnym?
    Jakby nie patrzyła, tak teraz była sama. Wygrzebała więc kilka zapisów nutowych, zastanawiając się czyja muzyka powinna dziś wyrwać Hellen z pędu myśli. Nie zamierzała katować murów ciężkim, barokowym fortepianem. Choć z reguły nie podobały się jej nowoczesne ludzkie wymysły tym razem jej wzrok padł na koreańskiego kompozytora. Po chwili kojące, delikatne dźwięki Kiss the Rain drgnęły w powietrzu, wprowadzając wampirzycę oraz tych, którzy mieli okazję to usłyszeć, w lekki, choć nieco melancholijny nastrój.

    Hellen

    OdpowiedzUsuń
  41. [Kłaniam się. Przyznam się szczerze, że polowała na miejsce jedynego człowieka jakiś czas z myślą o Jessym właśnie. No, a co? Pastor musi być brzydalem? Nie musi, więc... ;D To twórzmy coś, bo jeśli się zgodzisz będziesz moim drugim i ostatnim wąciszem ;)]

    kaznodzieja

    OdpowiedzUsuń
  42. - Nie ma problemu.
    Głos Marcusa był miękki i miły. Pozbawiony niejako stanowczości jaką okazywał wobec Kainitów odwiedzających go w gabinecie. Dzisiaj mógł choć trochę uspokoić zszargane sprawami metropolii nerwy. Zabawić się w dobrym towarzystwie i przypieczętować dzisiejszym wieczorem całkiem udaną inwestycję.
    Bo Lisa Sanders nie przybyła tutaj dzisiaj z dobrej woli Księcia, choć nie mógł nie powiedzieć, że w jakiś sposób nie zachwycił go jej występ. Lisa Sanders, niezwykle utalentowana Toreadorka, jest dzisiaj klejnotem spotkania, wampirzycą na którą zwrócone zostaną oczy crème de la crème przedsiębiorczego świata.
    Nie, Marcus nie chciał jej sprzedać nikomu. Nie mógł aż tak wpływać na wampiry mieszkające w Los Angeles, ich wspólnym mieście kreowanym przez najmniejszą nawet istotę nocy. Chciał wykorzystać ten atut, który niewątpliwie posiadał - piękną oraz niezwykłą śpiewaczkę operową, a także fakt, że komuś bardzo zależy na tym, by się z nią spotkać.
    Zauroczenia bywają niezwykle mylnymi kierunkowskazami. Marcus nigdy czegoś takiego nie czuł, więc ciężko było mu wczuć się w sposób myślenia osoby na zabój czymś zaintrygowanej. A taki właśnie był Hurley Jones, biznesmen z Teksasu. Ktoś, kto pokochał głos pani Sanders ponad własne życie i bogactwa. Ktoś, kto oddałby niemalże wszystko, by móc z nią porozmawiać choć te kilka minut.
    Dlaczego więc nie zgłosił się do niej osobiście?
    Bo Marcus Crowford wyprzedził tę myśl. Pojawił się niczym zmyślny cień i dowiedział o słabości Jonesa. Nie zrobiłby tego bez sprytnej Hellen i jej wielkiej szczegółowości. Huxley Jones, zaślepiony możliwością przyjemnego spotkania z Lisą, postawił to jako warunek przyszłej, pomyślnej umowy z "Crowford Investment Company". Nie zauważył, że wpadł w sidła Marcusa, tracąc sprzed oczu bardziej lukratywną szansę na załatwienie sobie spotkania z panią Sanders.
    To jednak już nie obchodziło Księcia Ventrue.
    Zyskał dużo więcej niż stracił.
    Właściwie, czy coś dzisiaj stracił? Poznał interesującą kobietę, która nawet jego potrafiła zachwycić swoją sztuką. Była piękna, inteligentna, pewna własnego sukcesu oraz elokwentna, a mężczyzna lubił spędzać z takimi ludźmi czas.
    Jak to się mówi, dzisiaj zarówno pan Jones jak i on wyjdą zwycięsko z tego spotkania. Książkowa sytuacja "win-win", tak jak swego czasu uczono Marcusa na uniwersytecie.
    Książę napełnił kryształowe kieliszki krwią, podchodząc do zachwyconej widokiem z okna Lisy. Nie dziwił się absolutnie tym emocjom. Z całą pewnością na Toreadorów ten widok działa o wiele dobitniej niż na niego. Skoro sam Ventrue potrafił powiedzieć, że to go zachwyca - co miał powiedzieć Toreador?
    Marcus wyciągnął dłoń w kierunku kobiety, podając jej kieliszek. Sam uszczknął ze swojego maleńki łyk, ledwo zwilżający usta. Absolutnie nie chodziło o to, by bezsensownie się najeść - chodziło o smak i delektowanie się bukietem smaków pochodzącym z prostej dawki krwi.
    - Dzisiaj to ja będę spełniać pani życzenia, pani Sanders. Jeśli więc będzie coś w czym jeszcze będę mógł pani pomóc, proszę mówić - Marcus odwrócił głowę w kierunku śpiewaczki, uśmiechając się uprzejmie - Chciałbym dzisiaj prosić panią o jedną przysługę. O miły uchu śpiew, o część tajemnicy pani anielskiego głosu. Czy to możliwe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyprostował się, również spoglądając na miłą oku panoramę. Tam, na ulicach Miasta Aniołów, żyło wiele tysięcy wampirów. Nieśmiertelnych, których reprezentował Marcus Crowford. Książę starający się poprawić życie Kainitów ze wszystkich swoich sił. Starający się zaprowadzić porządek i powtarzający, że to nie jest jego miasto, bo nigdy nie było. Jest tylko drobnym ziarenkiem w trybikach Camarilli.
      To ICH miasto, zarówno jego, jak i Lisy czy dzisiejszych gości.
      Marcus pokiwał lekko głową. Dość dzisiaj rozmyślań o książęcych sprawach. Dzisiaj miał odetchnąć w miłym towarzystwie.
      Niemniej jednak kolejne słowa Lisy sprawiły, że uniósł brew do góry w wyrazie zaskoczenia. Kobieta brzmiała niesamowicie poważnie, jakby od jej wyznania miało zależeć życie nie tylko jej, ale też kilku innych osób.
      - Oczywiście, poświecę pani tyle czasu, ile trzeba będzie - powiedział krótko. Nie było sensu ciągnąć tego dalej, bo właśnie przybyli pierwsi goście prowadzeni przez majordomusa posiadłości.
      Książę przybrał najbardziej serdeczną maskę na twarzy i przywitał się z pierwszymi wampirami, przedstawiając Lisę jako swoją towarzyszkę dzisiejszego wieczoru. Z miejsca jedna z wampirzyc porwała na bok panią Sanders, chwaląc ją i oznajmiając, że widziała jej ostatni występ. Oddaliły się w stronę okna, by kobiety mogły załatwić swoje sprawy, a mężczyźni swoje. I jak przewidziała towarzyszka Lisy - panowie z miejsca pogrążyli się w rozmowach o interesach.
      Marcus jednak i tak czekał na pojawienie się pana Jonesa. I tego, by Lisa pokazała dzisiaj na co ją stać.

      Z wyrazami szacunku,
      Książę Marcus Crowford

      Usuń
  43. [Hej! Tak szczerze mówiąc to ja sam już zwątpiłem czy się tu pojawię, więc chwała Vangelisowi, bo dzięki niemu tu jestem. :)
    Ale chociaż się orientujesz w historii i Tobie nie muszę tłumaczyć o co z Mozartem chodzi, więc jest ok.
    Ja na początku też żałowałem, bo jednak bardzo wprowadzacie w błąd. W końcu Toreadorzy w swojej pogardzie do wszystkich dookoła, akurat największą sympatią darzą właśnie Malkavian. ;) Aczkolwiek na dłuższa metę Mozart by nie wyrobił, więc koniec końców wyszło lepiej. Pewnie i tak będzie się w teatrze panoszył, więc okazji do ciekawych wątków będziemy mieć sporo. Tak sobie myślę, że moglibyśmy zrobić wątek osadzony w przeszłości. Powiedzmy Lisa dopiero co przyjeżdża do Los Angeles, szuka sobie tu jakiegoś miejsca i spotyka Amadeo, który akurat coś wystawia. Jak myślisz? ;)]

    Amadeo

    OdpowiedzUsuń
  44. [Oj tam, nie trzeba znać na pamięć uniwersum by się dobrze bawić. Więc krzyczeć ani gryźć nie będę. ;)
    No i mogłoby być bardzo wesoło. Dodać do tego to jaki Mozart jest i jak się zachowuje, to miałaby spore zderzenie artystycznych wyobrażeń z rzeczywistością. To by mogło być naprawdę zabawne. ;)
    Tak sobie myślę, że zawsze można zrobić najpierw wątek w przeszłości, a potem się przerzucić na teraźniejszość.
    Powiedzmy, że on mógłby szukać odpowiednio dobrej obsady, pewnie sporo wampirów próbowałoby zdobyć jakąś rolę, Lisa również, bo tak jak piszesz - byłaby to dla niej idealna szansa. Potem można by iść w początki ich współpracy i znajomości. Pewnie by trochę to trwało nim by się dogadali jak trzeba.
    No i to już zależy czy byś chciała iść w malkaviańskie klimaty i mocno pokręconą relację/wątek czy bardziej w coś spokojniejszego i (że tak powiem) "normalniejszego". :)]

    Amadeo

    OdpowiedzUsuń
  45. [Hej! To szalenie mi miło, zwłaszcza że ja uwielbiam również muzykę klasyczną. Dziękuję, skoro tak twierdzisz to znaczy, że dobrze mi postać wyszła. ;)
    W takim razie zdrówka życzę. A z zaproszenia korzystam z wielką chęcią. Pomysł... Najlepiej by było zrobić burzę mózgów, będzie łatwiej coś kombinować. Tak sobie myślę, że skoro obie lubimy egipskie klimaty, to nasze postacie mogłyby się znać już od jakiegoś czasu, np. z lat kiedy Seti dopiero się osiedlił w LA i wykorzystywał ówczesną fascynację starożytnym Egiptem do zawierania ciekawych znajomości i lepszego zadomowienia się w mieście. Nasze klanu zwykle darzą się bardzo mieszanymi uczuciami, a ich relacje zawsze są mniej lub bardziej toksyczne, wiec i tutaj można by pójść w podobnym kierunku w ich znajomości. Jak to widzisz? I czy też masz jakieś propozycje lub pomysły?]

    Seti

    OdpowiedzUsuń
  46. [No to idealnie. :) Spokojnie, nie trzeba będzie. Malkavianie są bardziej spontaniczni, zaskakują otoczenie i mają dziwne poczucie humoru, więc po prostu nie można sobie w wątku precyzyjnie zaplanować akcji. Nic skomplikowanego ani zaawansowanego. Obiecuję. :)
    Możemy dać coś klasycznego, bo chyba będzie nam obojgu łatwiej z rozkręceniem początku. Może "Czarodziejski flet"? Przepiękna klasyka i Lisa na Królową Nocy...?
    A coś nowego zrobiłoby się potem, już z akcją w teraźniejszości. Co Ty na to?]

    Amadeo

    OdpowiedzUsuń
  47. [Nawet na płaszczyźnie zwykłej znajomości. Bo nie wiem czy w wypadku Setytów można w ogóle mówić o przyjaźni. ;)
    Jak to było pod wątek z egzekutorem to domyślam się, że sprawa raczej nie jest lokalna?
    Ciężko powiedzieć co by zrobił. Jeśli wszystkie dowody wskazują na Lisę to pewnie by ją potraktował, tak jak traktuje winnych. On altruistą nie jest, nawet jakby znał Lisę, to i tak nie mogłaby liczyć na lżejsze traktowanie. Idealistą wierzącym w sprawiedliwość też nie jest, więc raczej nie próbowałby jej pomóc z dobroci serca. Z drugiej strony jako Setyta bez trudu by rozszyfrował, że Lisa nic z tym wspólnego nie ma i dałby jej spokój, samemu pracując nad sprawą. No i też pytanie, w którym momencie i z jakiego powodu sprawa by przeszła bezpośrednio do egzekutora...
    Możemy tą sprawę wykorzystać, ale nie wiem czy wtedy nasze postacie by się ze sobą dogadały. No chyba że chciałabyś Lisę wpakować w powiązanie z Setim i powiedzmy nawrócić ją na mroczną wiarę - wtedy byłaby jedną ze "swoich", więc Seti by jej zaciekle bronił. Chociaż nie jestem pewna czy coś takiego pasowałoby do jej charakteru.]

    Seti

    OdpowiedzUsuń
  48. [Hej. Dzięki za powitanie:) Może jakiś wątek z Martinem?]

    Martin

    OdpowiedzUsuń
  49. [Na początek Cię straszliwie przepraszam, że tyle musiałaś czekać na mój odpis, ale miałem beznadziejnego lenia i brak weny na sensowne sklecenie choćby dwóch zdań. Mam nadzieję, że mi wybaczysz i że odpis chociaż jako tako ujdzie. Drętwo mi wychodzą pierwsze spotkania, ale obiecuję, że potem się rozkręcę. :)]


    Dzisiejsza noc była stosunkowo spokojna. Chociaż nie narzekał na brak zajęcia, nie działo się nic szczególnego. Z tego powodu postanowił resztę nocy spędzić w Griffith Park, który od jakiegoś czasu był jego miejscowym schronieniem. Od pierwszej chwili czuł się tam jak u siebie w domu, mogąc wreszcie odpocząć od wątpliwych uroków miejskiej metropolii i poczuć choć namiastkę spokoju, jaki zazwyczaj panował na dzikich ziemiach, poza miastami. Zazwyczaj ciężko tu było trafić na kogokolwiek, zwłaszcza zaś na innego wampira.
    W gruncie rzeczy Griffith Park było terenem Garou*, dzięki czemu mało który kainita miał w ogóle odwagę zapuszczać się na ten teren. Tym bardziej zaskoczyło go, gdy po dotarciu na miejsce zauważył, że nie jest sam. Obecność innego wampira nie była mu zbytnio na rękę. Jeśli nie był to kolejny Gangrel szukający jedynie schronienia na dzień, tylko członek innego klanu, mogło to oznaczać nadciągające kłopoty. Po krótkiej chwili wahania, zdecydował się dowiedzieć więcej na temat potencjalnego intruza.
    Kiedy podszedł bliżej wyraźnie rozpoznał znajomą postać. Po tych wszystkich latach, większość wspomnień o dawnych znajomych stopniowo się zacierało. Dziś już ledwie mógł przypomnieć sobie twarze dawnych towarzyszy broni, a nawet niektórych krewnych. Ją jednak pamiętał zaskakująco dobrze. Nawet jeśli widzieli się ledwie parę razy w życiu, nie mógłby zapomnieć tej zjawiskowej istoty.
    – Lisa? – spytał, nie kryjąc nawet swojego zaskoczenia.
    Nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek ją spotka, zwłaszcza w takich okolicznościach. Był pewien, że była człowiekiem i, tak jak inni, dawno już odeszła z tego świata. Widząc ją ponownie musiał przyznać, że w ogóle się nie zmieniła, nie postarzała nawet o dzień. Czyżby już wtedy była wampirzycą? A może stała się taka tuż po swoim wyjeździe? Miał chęć zasypać ją pytaniami, dowiedzieć się jak najwięcej. Gdzieś w głębi duszy, pomimo wszystkiego co kiedyś między nimi zaszło, nadal czuł do niej pewną słabość i szczerze cieszył się na jej widok.
    – Nie sądziłem, że znów się spotkamy. Pamiętasz mnie? – spytał. Nie był pewien czy ona również go rozpoznała. Trochę głupio się czuł. Wampirzyca wyraźnie wyglądała na zamyśloną. Z jednej strony nie chciał jej przeszkadzać, sam cenił samotność i chwile spokoju z dala od wszystkiego i wszystkich. Z drugiej jednak, nie mógł zmarnować takiej okazji.

    Hunter


    *Garou = Lupin/wilkołak

    OdpowiedzUsuń
  50. Entuzjazm w jej głosie, był więcej niż namacalny, choć słyszalny tylko przez głośnik telefonu. Przez myśl mu nawet nie przeszło, by odmówić na zaproszenie. Przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej – może nie zawsze ta zasada się sprawdzała, ale przynajmniej raz, na jakiś czas stosowanie się do niej okazywało się najsłuszniejszą decyzją.
    Zdążył potwierdzić swoje przybycie, a sekundę później w słuchawce słyszał dźwięk zakończonego połączenia. Zawołał Blasiusa, swojego ghoula, który zajmował się sprawami, które kiedyś wykonywał Constantin, obecnie zajmujący się kliniką.
    – Odprowadź go – wskazał na psa, który wyszczerzył kły, a chwilę później stał się potulny jak baranek, gdy Dragomir powiedział coś po niemiecku, czego ghoul nie był w stanie zrozumieć. – I przygotuj samochód. Zawieziesz mnie do Lisy Sanders.
    Wyszedł z pomieszczenia, by przebrać się w jeden z garniturów, które wyraźnie pasowały do zmysłów estetyki i piękna Toreadorów.

    Wysiadł z auta odsyłając ghoula z powrotem do swojej posiadłości. Nie sądził, by był mu tutaj potrzebny, ani tym bardziej, by musiał na niego oczekiwać przed drzwiami. W końcu była to zwykła wizyta towarzyska.

    Zastukał w drzwi informując o swoim przybyciu.

    Dragomir Bolivar

    OdpowiedzUsuń
  51. *Mój pierwszy wątek! :) Mam nadzieję, że jest ok. Puściłam sobie arię do czytania i pisania. Akurat bardzo lubię Traviatę, więc jakby co opinia Niko jest zupełnie odmienna od mojej. :D

    Toreadorzy byli jak ćmy. Zawsze uparcie krążyli wokół miejsc, pełnych ciekawych świecidełek, pieniędzy lub innych wartych uwagi zdobyczy. Obecność Toreadorów była wręcz gwarancją udanej kradzieży. Niko doskonale zdawał sobie z tego sprawę, wybierając na swój cel elegancką restaurację, która tej nocy miała zaroić się od bogatych i potwornie nudnych biznesmenów. Zapewne w większości Ventrue. Okoliczności wręcz wymarzone do tego by nieco zaburzyć ich rzeczywistość przez redystrybucje ich własności, co niektórzy nazywali również bardzo przyziemnie – kradzieżą.
    Bez większego trudu wślizgnął się na spotkanie, dzięki sztuce iluzji idealnie wpasowując się w tłum eleganckich gości. Przez dłuższą chwilę krążył po sali, uważnie badając cały teren i obserwując co ważniejszych gości, którymi warto było się zainteresować. Z lekkim rozczarowaniem musiał przyznać, że zdecydowana większość nie stanowiła niemal żadnego wyzwania. Niemniej nie narzekał, pieniądze i błyskotki na handel zawsze się przydadzą.
    Nie zamierzał tu długo zostawać. Atmosfera tego miejsca była okropna. Sztuczne wymuszone uśmiechy, pogawędki o niczym i ponura muzyka, która wydawała się zbyt smętna nawet na pogrzeb. Jak w ogóle Toreadorzy mogą słuchać i, co gorsza, zachwycać się tym zawodzeniem? Zdecydowanie daleko było temu do prawdziwej muzyki, nawet nie dało się przy tym tańczyć. Niko z pewnym rozbawieniem przyglądał się biznesmenom, którzy z całych sił starali się wyglądać jakby rzeczywiście występ im się podobał. Znając Ventrue, większość i tak pewnie słuchała tego tylko dlatego, żeby wyjść na bardziej elokwentnych, wyrafinowanych... i nudnych. Z równym zaciekawieniem przyjrzał się grupce zachwyconych Toreadorów, a wreszcie również samej śpiewaczce, która wykonywała ten straszliwy utwór. Jej widok zainteresował Niko o wiele bardziej, na chwilę odrywając go od pasjonującego zajęcia „zaburzania rzeczywistości”.
    Znał ją. Niestety...
    Zbyt dobrze ją zapamiętał, by teraz móc liczyć na pomyłkę. A niech to! Noc zapowiadała się nie najgorzej, aż do teraz. Dlaczego akurat ona?! Na samo jej wspomnienie Niko poczuł irytację. Pamiętał to jak dziś. Był głupim, nowopowstałym wampirem zachwyconym swoją nową mocą, który myślał że może sobie na wszystko pozwolić. Boleśnie przekonał się, że lepiej nie żartować sobie z łowców, nie mając przy tym żadnego pojęcia o możliwościach zarówno swoich, jak i przeciwnika. Skończyło się to dość nieprzyjemnie i pewnie skończyłoby się jeszcze gorzej, gdyby nie pomogła mu ta Toreadorka. Teraz chcąc nie chcąc musiał się jej w jakiś sposób zrewanżować. Oczywiście coś tak banalnego jak prezent nie wystarczy. Nawet najcenniejsze trofeum by raczej nie wystarczyło...
    Niko przez chwilę się zastanowił co właściwie mógłby zrobić. Nienawidził mieć długów. Oczywiście liczył się, że prędzej czy później znów ją spotka, ale miał nadzieję że później... Może nawet nigdy, bo wcześniej coś by się jej przytrafiło? Wtedy nie musiałby się nad tym zastanawiać.
    Ostatecznie zdecydował, że powinien jednak potraktować ją jak jedną ze „swoich” i w jakiś sposób się jej odwdzięczyć, najlepiej tak – by byli dzięki temu kwita. Zdecydowany, poczekał aż skończy występ, po czym uśmiechnął się szeroko i podszedł wprost do niej.
    – Wspaniała i piękna Lisa! – powitał ją z jak największym entuzjazmem – Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że znowu cię widzę. Wyglądasz przepięknie. Jak to możliwe, że jesteś jeszcze piękniejsza niż sześćdziesiąt lat temu? – ostatnie słowa wypowiedział nieco ciszej, na wszelki wypadek gdyby kręcił się tu jakiś człowiek, mogący uznać ten komplement za dość dziwny.
    Uśmiechnął się do niej. Przez chwilę zastanawiał się czy powinien ją uściskać na powitanie, jednak całe to sztywne towarzystwo mogłoby zwrócić na nich niepotrzebną uwagę. Postanowił więc, wzorem dżentelmenów, ograniczyć się jedynie do pocałowania jej w dłoń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Bardzo udany występ. Nie wiedziałem, że masz tak wielki talent. – komplementował ją dalej, nie bardzo dając jej przy tym dojść do słowa. W końcu liczyło się by zrobić dobre wrażenie i zapewnić ją o tym, że jest dla niego niczym siostra...

      Niko

      Usuń
  52. [Muahaha, teraz będzie "troszkę" trudniej. ;>
    Wiadomo. Wszystko lepsze od nauki. No ale cieszę się, że Ci się spodobało. Haha, idea była przyciągających się przeciwieństw, ale też zestawienia pewnych cech, które ma Quinlan, a które są nietypowe dla jego klanu i na odwrót. Chociaż tak po prawdzie, Quinlan i miłość - to już samo w sobie jest trudne do wyobrażenia. xD
    Dziękuję! ;) Od biedy dałoby się wykorzystać pomysł stary, co najwyżej można by go było trochę zmodyfikować. Albo można też połączyć nasz wątek, z wątkiem jaki masz mieć z Quinlanem. Na pewno się coś wykombinuje - zdolne jesteśmy. ;>]

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  53. [Nie. Kojarzę tylko, że jakiś ciekawy wątek mieliście mieć, bo w końcu miałam go w twoim imieniu pogonić. ;)
    Poza tym masz jak byk w karcie napisane, że masz z nim planowany wątek. xD]

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  54. [Tak, zaglądam regularnie. ;)]

    Amadeo

    OdpowiedzUsuń
  55. [Niestety Quinlan mnie chyba aż tak nie kocha... :(
    E, to nie bardzo. Myślałam, że coś planujecie bardziej mrocznego i sięgającego trochę poza Camarillę. Wtedy jak najbardziej Danica by się mogła wtrącić, a tak to jednak odpada. ;)
    No to ja proponuję przekształcić nieco nasz poprzedni pomysł ze słoneczkiem i szałem. Danica raczej by się nie przejęła tym, że Lisa spłonie. W końcu o jednego Toreadora mniej to i jeden kłopot mniej. ;) Za to na pewno by zareagowała na widok wampira, który na środku ulicy wpadł w szał. Gangrele mają własną niepisaną zasadę bardzo podobną do Maskarady, więc tutaj by na pewno zainterweniowała.
    Można iść w tym kierunku, że ghul Lisy (Elwira?) razem z jakimś młodym wampirem próbowali ją zabrać by nie spłonęła, ale Lisa wpadła w szał. Oczywiście ghul i młodszy wampir szans by raczej nie mieli. Danica by to zobaczyła i zainterweniowała. Większych problemów by nie miała z pacyfikacją Lisy. Tutaj żeby nam wątek za szybko się nie wypalił można pójść w kierunku tego, że Gangrele mogą bardzo wpływać na Bestie innych wampirów. Danica mogłaby całkowicie stłumić w Lisie jej Bestię. Skutek byłby natychmiastowy - wyprowadzenie z szału, wyciszenie, wewnętrzny spokój i tak dalej. Tylko potem Lisa odczułaby efekty uboczne. Wampir ze stłumioną Bestią najpierw się czuje bardziej ludzki, ale potem słabnie. Robi się bardziej podatny na ataki (i fizyczne i mentalne), instynkt zaczyna szwankować. Dla Toreadora pewnie na początku byłoby to świetne, bo nie trzeba walczyć z Bestią i jest się bardziej ludzkim. Ale potem Lisa by mogła się przerazić tym, że jest bezbronna (a tu jeszcze przy okazji spisek, więc trzeba być czujnym). Zwykle wampir sam umie to przełamać, ale w tej sytuacji zdolności Lisy mogłyby być za słabe przy zdolnościach Danici. Lisa wtedy mogłaby chcieć by Danica jakoś to teraz naprawiła. Co Ty na to? :)]

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  56. [Widać podobnie jak Rippper mam fatalne wyczucie czasu...
    Z takimi jest zawsze najlepsza zabawa. Z kolei ja bym chyba nie umiał poprowadzić w sensowny sposób Toreadora, więc pod tym względem również podziwiam za bardzo fajną i sympatyczną postać. ;)
    Wciągnięciea Rippera w sprawy brata jak najbardziej mi się podoba. Masz już konkretny pomysł na jego rolę w tym wszystkim czy wtajemniczysz mnie w wasze powiązanie i będziemy kombinować coś wspólnie?]

    Ripper

    OdpowiedzUsuń
  57. Przyjrzał się uważnie jej postaci w chwili, gdy witała go w progu zapraszając do środka jej mieszkania. Zawsze prezentowała się olśniewająco i nie pamiętał chwili, by kiedykolwiek dostrzegł rysę na jej idealnym wizerunku. Oczywiście, chętnie by wytykał wszystkim Toreadorom ich wady, albo niedoskonałości, ale w przypadku Lisy istniała pewna bariera, choć to może nie do końca pasujące określenie. Była to pewna zasada, której starał się przestrzegać.
    – Miło gościć w twoich progach, a jeszcze milej podziwiać twój nienaganny wizerunek – skłonił się okazując szacunek względem jej osoby. – Nie mogłem odmówić, albo nie chciałem. – Uśmiechnął się znikomo przyglądając się Lisie, jak i wszystkiemu, co w zasięgu wzroku. – Byle nie była to krew nieletnich i staruszków – wyraźnie zaznaczył swoje upodobania, choć była to dość uproszczona wersja tego, co lubił.
    Ale wiedział, że nie przybył tu dla pogawędki o niczym. Błahe dialogi można było prowadzić gdziekolwiek i z kimkolwiek, a pewne osoby, ba, pewne wampiry, a już na pewno Lisa nie zaliczała się do grona "kogokolwiek". Nie sądził, by chciała zwyczajnie plotkować, czy snuć bajki o czymś całkowicie śmiesznym.
    – Cóż, tak istotnego, chciałaś mi powiedzieć?

    Dragomir Bolivar

    OdpowiedzUsuń
  58. Marcus zmieniał rozmówców tego wieczora szybciej niż mogło się to wydawać. Zatrzymał się przy jednym z nich, panu Fredericku Desder. Jak to w przypadku biznesmenów, rozmowa szybko z przyjemnej pogaduszki przeszła do interesów. Marcus szczerze zainteresował się inwestycją w wielkie platformy wiertnicze należące do pana Desdera. Chciał stać się częścią jego sukcesu i nie zamierzał cofnąć się przed niczym, by położyć ręce na szeregu akcji. Jako akcjonariusz mógłby wpłynąć na przyszłe interesy i wyciągnąć z nich korzystne zyski. Choć podejrzewał, że ta inwestycja o potencjalne wzrostowym odbije się na nim prędzej czy później to wierzył, że zdąży skorzystać z efektu bezwładności przez te kilka lat. Później najwyżej sprzeda te akcje jakiemuś innemu inwestorowi.
    Marcus jednak usilnie wierzył, że przez jakiś czas rynek naftowy pozwoli mu pomnożyć kapitał.
    - Czy offshore jest nadal tak popularny w tej branży? Słyszałem, że wielcy giganci biznesu przez to wielokrotnie i ucierpieli i zarobili - zapytał Marcus, upijając krwi z kieliszka.
    - Sam dobrze o tym wiesz Marcusie, że to miecz o podwójnym ostrzu. Jednym szkodzi, innym pomaga. Przy takich firmach nie zdziałasz niczego sam. Zwłaszcza jeśli mówimy tutaj o tworzeniu tak rozmyślnych platform wiertniczych jak te typu XLE. Jeśli już o tym mowa... Wiesz być może jak się miewają akcje Maersk Drilling?
    - Ich wartość wzrasta i to mnie cieszy.
    Crowford spojrzał znad kieliszka w stronę, gdzie odeszła Lisa oraz druga wampirzyca zachwycona jej wspaniałym występem kilka dni temu. Wyglądało na to, że dobrze się bawią rozmową. Nieśmiertelny złapał spojrzenie Ventrue, uśmiechając się do siebie.
    - Jest naprawdę cudowna. To dar posiadać taki klejnot w swoim mieście - powiedział, nie spuszczając spojrzenia z Lisy.
    - Cieszę się, że tak sądzisz - odpowiedział mu wampir, obdarzając mężczyznę uprzejmym uśmiechem.
    Lisa spojrzała w jego kierunku, być może nie błagalnym wzrokiem, ale Marcus zrozumiał aluzję. Nie potrzebował bezpośrednich sygnałów, bo umiejętność czytania z czyjegoś wzroku, ciała czy mowy było kartą atutową każdego dobrego biznesmena. Częstokroć inwestorzy zdradzali się podczas poważnych rozmów zbyt dużym podekscytowaniem czy wprost przeciwnie - jego brakiem. To dawało jasny komunikat w jaką strunę uderzyć, a czego się lepiej nie ruszać.
    Marcus odłożył pusty kieliszek na stolik.
    - Przepraszam cię Fredericku, ale muszę zająć się również moją towarzyszką. Dziękuję za rozmowę. W przypadku akcji Maerska, zadzwoń do mnie proszę w poniedziałek, to o tym porozmawiamy.
    - Dziękuję. Do zobaczenia Marcusie.
    Crowford odszedł od mężczyzny i zgrabnie mijając kolejne parki znalazł się przy Lisie oraz wampirzycy. Kobiety spojrzały na niego zaskoczone, a przynajmniej towarzyszka śpiewaczki, na co Marcus uprzejmie skinął tylko głową.
    - Pozwoli pani, że na moment porozmawiam z panią Sanders? - zapytał, stając przy Toreadorce.
    - Ja... Tak. Oczywiście - odpowiedziała kobieta zdając sobie sprawę, że Księciu, a także gospodarzowi przyjęcia nie wypada odmówić. Wampirzyca zwróciła się ostatni raz do ukochanej artystki z niemalże kwiecistym uśmiechem - To była przyjemność panią poznać. Dziękuję za rozmowę.
    Crowford wyciągnął ramię w kierunku Lisy, chcąc przysłużyć się jej również oparciem. Oddalili się, kierując w stronę wielkiego okna, które tak zachwyciło śpiewaczkę. Stanąwszy przy roziskrzonym księżycem widoku, Marcus zapytał:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Podoba się pani przyjęcie? - to była zupełnie szczera troska, nie tylko jako dżentelmena, ale też kogoś, kto zdawał sobie sprawę, że nie każdemu takie przyjęcia odpowiadają. Sam wielbił etykietę i zbyt wychuchane maniery, bo było to jego drugą naturą, ale zdawał sobie sprawę, że istnieje też ta druga strona do której czasem należy się dostosować. Ktoś, komu może przeszkadzać pompatyczność i nieustanna sztywność. Crowford znał kilka takich osób ze swojego prywatnego środowiska i zawsze starał się, by ich samopoczucie stało na kluczowym stanowisku - Co do poprzedniego pytania na temat pani ghoula... Oczywiście, że nie będzie. Wiem, jaki niektórzy mają stosunek do ghouli, ale skoro pani obdarzyła tę kobietę zaufaniem to czemu my mamy patrzeć na to krzywo?
      Słowa te wydawały się tak niepodobne do Księcia, ale sam Marcus zdawał sobie sprawę z wagi takich osób. Ghoule nie były tylko mięsem czy bydłem, ale wielu z nich stawało się przedłużeniem woli oraz działań swojego mistrza. W kręgu Ventrue był jeden ghoul, któremu mógł zawierzyć wiele i zdawał się on niejednokrotnie lepszy niż wielu wampirów, których Książę spotkał.
      - Pan Jones, bardzo drogi mi wampir, który chciał panią koniecznie spotkać, powinien pojawić się lada moment. Mam nadzieję, że nie będzie pani przeszkadzać krótka rozmowa z nim? Będzie doprawdy zachwycony spotkaniem. I zapewniam, że będzie z całą pewnością mniej... Nachalny niż pani poprzednia rozmówczyni - powiedział to z rozbrajająco naturalnym i szczerym uśmiechem. Takim w którym nie było nawet grama sztuczności. Spojrzawszy ponownie na rozmigotane miasto spytał - Czy do tego czasu mogę jakoś ubogacić pani wieczór, pani Sanders? Ciekawi mnie pani osoba i chciałbym poznać panią bliżej. Proszę mi o sobie opowiedzieć, jeśli można choć odrobinę unieść tą kurtynę tajemnicy.

      Z wyrazami szacunku,
      Książę Marcus Crowford

      Usuń
  59. [Historia naprawdę ciekawa. Tak sobie myślę jakby się tu z Ripperem zgrabnie wpasować. Niby mógłby bezinteresownie (i trochę na siłę) uprzeć się by pomóc bratu, zwłaszcza jeśli Hunterowi zależałoby na sprawie. Chociaż z drugiej strony tak myślę, że mimo wszystko nawet przy wykrzesaniu z siebie największych pokładów altruizmu i tak próbowałby kombinować coś tak by wyciągnąć z tego jakieś korzyści dla siebie (lub Sabatu).
    A co do wątku... Jako Malkavian on ma swoją własną logikę i postrzeganie świata, więc myślę że mógłby sam z siebie przyjść do Lisy z jakimiś rewelacjami odnośnie sprawy lub po prostu po to by oznajmić jej, że "coś wie", ale nie wie jeszcze co z tym zrobić. Nie wiem jakie Fox ma plany co do waszego wątku, więc żeby się wam zbytnio nie wtrącać, Ripper mógłby się zaangażować trochę w tajemnicy przed bratem, bo przykładowo uważałby że Hunter jest wobec Lisy nieobiektywny (ze względu na wspólną przeszłość).
    Co o tym myślisz?]

    Ripper

    OdpowiedzUsuń
  60. [Jak na razie ja tylko podziękuję za przywitanie. :D Wzajemnie. Meg i Lisa to zupełnie dwa światy (jak na razie). ;)]

    Meg

    OdpowiedzUsuń
  61. [Hej ;) W sumie możemy zachować ich znajomość na pozytywnym poziomie, tak wyjątkowo nastawienie Antona względem Lisy nie zmieniłoby się bardzo ;D]

    Anton

    OdpowiedzUsuń
  62. [Myślę, że absolutnie dowolnie. Wszystko zależy co by mu przyszło nagle do głowy, więc równie dobrze mógłby pomagać lub celowo wszystko komplikować. Albo wręcz śledzić Lisę, bo uznałby ją za podejrzaną. ;)
    Wątek mógłby nawet nie dotyczyć całej sprawy od której by się zaczęło i pójść w skrajnie innym kierunku. Więc wszystko wedle życzenia.]

    Ripper

    OdpowiedzUsuń
  63. [Strasznie przepraszam, że tyle musiałaś czekać. Ja czasem mam taki brzydki zwyczaj, że zwlekam z odpisami, zamiast się przysiąść i je napisać. Zaglądam prawie codziennie, często mam pomysły na wątki i odpisy w głowie, ale brakuje mi energii by siąść i pisać. Jakby co to po prostu mnie pogoń. ;) Zwłaszcza, że bardzo mi się pomysł na nasz wątek podoba.]

    Słysząc w jej ustach swoje dawne imię, poczuł jak wracają wspomnienia dawnego życia. Życia, które teraz wydawało mu się jedynie niewyraźnym snem. Początkowo tęsknił za tamtymi czasami, później jednak wspomnienia wyblakły, a nostalgia znikła. Od lat żył już teraźniejszością i przyszłością. Teraz jednak jej piękny głos, to jak nazwała go po imieniu przywołały całą masę wspomnień. Z perspektywy czasu patrzył na to wszystko inaczej... Kiedyś, za życia, wspominanie chwil spędzonych w towarzystwie Lisy, nie było dla niego czymś przyjemnym. To było jak gorzkie rozczarowanie, zadurzył się w niej zbyt mocno, by móc łatwo przejść do porządku dziennego nad tym, jak szybko wszystko się skończyło. Teraz jednak było inaczej. Wspomnienia ich krótkiego romansu wywoływało mimowolny uśmiech na jego twarzy. Nawet jeśli ich wspólne chwile były krótkie, to i tak nie żałował ani jednej minuty jaką spędził w jej towarzystwie. Gdyby spotkał Lisę ponownie, za życia, pewnie czułby żal, teraz zaś po prostu cieszył się z tak niezwykłego spotkania.
    Widząc uśmiech jaki pojawił się przez krótką chwilę na jej twarzy oraz odruchowy gest, miał chęć porwać ją w ramiona i serdecznie uściskać na powitanie.
    – Nie, zaczekaj. – zaprotestował natychmiast, gdy tylko zobaczył jak jej chwilowa radość ustępuje miejsca niepewności – Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek cię spotkam, zwłaszcza po tylu latach i w takim miejscu... ale naprawdę cieszę się, że cię widzę. – powiedział z uśmiechem, podchodząc bliżej.
    – Zostań. Co prawda to również nie mój teren, ale póki tu jestem, ty również jesteś tu mile widziana. O ile, rzecz jasna nie masz nic przeciwko bym chwilę ci potowarzyszył... – Przez chwilę jeszcze zastanowił się czy jest to dla niej bezpieczne. Z drugiej jednak strony, póki była tu w jego towarzystwie i nie szukała kłopotów, a jedynie chwili samotności, nie powinno być większych problemów. Miał jedynie nadzieję, że nie narzuca się jej zbytnio. Jako samotnik dobrze rozumiał, że czasami jakiekolwiek towarzystwo było męczące.
    – To co? Nie uściskasz mnie na powitanie? – spytał w końcu, chcąc w końcu pozbyć się tej niezręcznej niepewności między nimi.

    Hunter.

    OdpowiedzUsuń
  64. [Dziękuję. :D Miło mi, że Hatter Ci się spodobał. Długo się z nim męczyłam (szczególnie nad tekstem), ale dałam radę. ;)
    Co powiesz na jakiś mały wątek?
    Z polecenia jakieś znajomej/znajomego, Lisa udała się do LaBell i spotkała Hattera.]

    Hatter & Meg

    OdpowiedzUsuń
  65. Marcus spojrzał zaskoczony na uniesioną delikatnie dłoń panny Sanders. W geście tym nie było może takiej pewności i stanowczości, ale sprawił że na moment Ventrue zamilkł chcąc oddać pięknej śpiewaczce głos.
    Na jego usta zabłąkał się leciutki grymas uśmiechu, gdy wampirzyca poprosiła by mówić do niej po imieniu. Marcus niezwykle szanował etykietę i póki dama sama nie zdecydowała, że woli przejść na "ty" nie naciskał ani nieuprzejmie nie nalegał.
    Było mu jednak zdecydowanie milej, gdy pokonali już tę pewną maleńką krę lodową.
    - Marcus - powiedział po chwili cicho, co bardziej brzmiało jak oniryczny szept niż głośne przedstawienie. Coś co miało dotrzeć do czujnych uszu Toreadorki oraz miało być przeznaczone tylko i wyłącznie dla niej. Mały "sekret" między ich dwójką. Marcus rzadko pozwalał wampirom spoza swojego kręgu przyjaciół i poważnych partnerów biznesowych mówić do siebie po imieniu. Lisa jednak była dzisiaj jego towarzyszką, sam ją o to poprosił, więc tym bardziej powinien zapewnić jej komfort. Nawet czymś tak drobnym jak sposób zwracania się do siebie - Cała przyjemność po mojej stronie, Lisa.
    Nie umknęło jego uwadze to jak mięciutko wzdychnęła i omiotła pomieszczenie spojrzeniem zza firanki czarnych, gęstych rzęs. Nic jednak nie powiedziała, ale Marcus mógł tylko podejrzewać co chciała mu niewerbalnie przekazać. Być może popełnił błąd zmuszając ją do czegoś, czego nie chciała ale sama nie dała mu wyraźnego sygnału, że takie przyjęcia nie są dla niej. Pewnie większość jej decyzji spłynęła na jego pozycje wśród wampirzej społeczności, ale, jak już wcześniej sobie powtarzał, brał pod uwagę opcję zwykłych toreadorskich kaprysów.
    Gdy w końcu ponownie zabrała głos, Marcus obserwował ją z uwagą i zainteresowaniem na jakie zasługiwała jako rozmówczyni. Nie uważał, by wampirzyca powinna była się przejmować tym czy pasuje tutaj czy nie pod względem umiejętności konwersacji o najnowszych inwestycjach czy akcjach giełdowych. Sama w sobie była interesującym obiektem dysput, a z cała pewnością jako artystka i Toreadorka potrafiła bez najmniejszych kłopotów zafascynować tematami, które naprawdę ukochała. Nie wiedział skąd w tak zdolnej primadonnie tyle zastrzeżeń i wewnętrznie narzuconych towarzysko granic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Świat nie kręci się tylko wokół pieniędzy i interesów. Każdy temat jest interesujący i buduje nasz charakter oraz zainteresowania, niezależnie czy jest tak wzniosły jak sztuka czy drobny jak przepis w książce kucharskiej. Być może po szalonej dyskusji stwierdzimy, że dana rzecz nie jest dla nas, ale nie przekonamy się o tym póki nie zdecydujemy się o tym porozmawiać, czyż nie? Proszę, nie krępuj się zmienić tematu wśród tych rekinów biznesu. W końcu to ty dzisiaj jesteś tu primadonną - powiedział spokojnie, uśmiechając się subtelnie w kierunku śpiewaczki. Odwrócił się, by spojrzeć na gości zgromadzonych w pokoju, rozmawiających, śmiejących się i bawiących nad kieliszkami wypełnionymi krwią - Każdy z tych wampirów, nawet ja, dzieli podobne historie jak ty, Liso. Skończylibyśmy jako kaleki, zarażeni dżumą lub zniszczeni przez żałość i smutek. Choć tobie twoja historia może się nie wydać ciekawa, kto wie może dla kogoś jest ciekawsza od jego własnej?
      Książę zacisnął palce na kieliszku z krwią, prostując się. Chciał o coś jeszcze zapytać wampirzycę, gdy w drzwiach do salonu zauważył pana Jonesa. Kainita uśmiechał się od ucha do ucha, widocznie rozochocony tym kogo dzisiaj ujrzy i z kim będzie miał przyjemność dzielić kilka chwil tego wieczoru. Marcus nie zamierzał przepuścić takiej okazji, zimno kalkulując co z tego wyciągnie.
      Ventrue wziął dłoń Lisy w swoją i ucałował ją krótko.
      - Muszę cię na moment opuścić. Pojawił się niezwykle ważny dla mnie gość, pan Jones o którym ci wspominałem, a z całą pewnością ty też chcesz przygotować się do występu. Proszę, sala jest dla ciebie.
      Crowford pochwycił wzrok biznesmana i skinął głową na znak, że zaraz do niego podejdzie. Jones stał oniemiały urodą panny Sanders oraz tym jak cudownie prezentowała się dzisiejszego wieczoru. Z jego otwartych warg niemalże dało się wyczytać niemą prośbę skierowaną do Marcusa: "błagam pozwól mi z nią dzisiaj porozmawiać. Przedstaw mnie".
      Nim do tego dojdzie Książę chciał przygotować grunt pod inwestycje i wykorzystać nagłą ekscytacje Jonesa oraz jego... Chwilowe zaćmienie umysłu.

      Z wyrazami szacunku,
      Książę Marcus Crowford

      Usuń
  66. [Moje ogarnięcie jest na dość marnym poziomie, ale dlaczego by się nie zacząć zmuszać, aż wejdzie to w krew na tyle, by wrócić do blogowego życia :D Ale przechodząc do tematu... Dragomira ogarniam, co by nie wysyłać go na urlop, a z Petyrem witam ;) Jakiś wątek by się zdało, ale czy Nosferatu dogada się z kimś tak urodziwym? ;)]

    Petyr & Dragomir

    OdpowiedzUsuń
  67. [Widzę, że ty jak zawsze masz głowę pełną pomysłów. Zazdraszczam :D
    Skoro mówisz, że masz jakąś wolną posadkę dla niego to, czy nie warto spróbować rzucić mu propozycję. Może akurat trafisz w dobry dzień i Petyr nie będzie grymasił. ;) A wiek wiekiem, ale pewne rzeczy się czasem nie zmieniają, a jego poczucie humoru (grobowo-cyrkowe) pozwala na zaskakujące akcje i sytuacje.
    A Dragomir – już prawie, prawie. :)]

    Petyr & Drago

    OdpowiedzUsuń
  68. [Szalony pomysł! I żeby nie było, że nie lubię takich, ale tu możesz mieć rację, że to zbyt wielkie szaleństwo na jego poczucie humoru.
    Ogólnie pomysł dobry, ale wypadałoby wprowadzić drobne modyfikacje. Fragment z tym, że jej mógłby przekazać ową wieść jest niezły. Mógłby to zrobić przy jakiejś całkiem miłej okazji, ale w ramach złośliwości przez sympatię, czy odwrotnie. Nie ma co ukrywać, fanem Toreadorów nie jest XD Ale można by dla zabawy zrobić jakąś imprezę, gdzie byłby zaproszony – jakieś party pośród wampirów. (Właśnie wyobraziłam sobie, jak stoi schowany za zasłoną, bo go drażnią wszyscy dookoła, a i on swoim wyglądam drażni wszystkich... *turla się ze śmiechu*.) Przepraszam, mam dziś problem z powagą.]

    Petyr

    OdpowiedzUsuń
  69. [Lisa skromna jak zwykle ;) Kreatywnosc gora - moja widac gdzie indziej ;p (albo widac inaczej) Nie mniej milo witac sie po raz ktorys ;)
    Wacimy cos? ;>]

    Merit

    OdpowiedzUsuń
  70. [Mnie również to właśnie skłoniło do stworzenia Felice. c: Lubię podejmować się nowych wyzwań. Oby tylko nie obróciło się to na moją niekorzyść.
    Bardzo chętnie przybędę po wątek!]

    Felice DeVille

    OdpowiedzUsuń
  71. [Dziękuję za uznanie. Było to, nie powiem, spore wyzwanie, w związku z czym cieszę się, że mu sprostałam.
    Choć osobowości są diametralnie różne, to jednak łączy je miłość do sztuki - myślę, że da nam to pewne możliwości. :>]

    Narcissa

    OdpowiedzUsuń
  72. [Hm, jako, że nie lubię pisać o poznawaniu się postaci, chętnie założyłabym, że miały już tą przyjemność (bądź nieprzyjemność) zostać sobie przedstawione.
    Może powiedz mi na początku, jak Lisa zachowywałaby się wobec Felice? Bądź co bądź wydaje mi się, że to dość niecodzienny widok...]

    Felice DeVille

    OdpowiedzUsuń
  73. [Obstawiałabym, że jest uprzedzony do Toreadorów łącznie z Lisą, do której próbuje się przekonać, choć nie bardzo mu to wychodzi, a przekazuje jej informację w sposób, jakby mówił o śniegu sprzed wieku, czyli chce być delikatnie chłodny, albo lekko uszczypliwy, co by może nie mówić, że złośliwy, a że może wyjść z tego coś, co okaże się sympatią w jakikolwiek sposób. Bo jednak Lisa, nie skreśliła go od razu (tak?), jak robi to na starcie większość eleganckich klanów. Zresztą, jakkolwiek do tego podejdziesz, znaczy się jak wolisz to ja zaakceptuję. Raczej :D]

    Petyr

    OdpowiedzUsuń
  74. [Och, lepiej bez nagłych zgonów, lamentowania i omdleń XD Nikt nie chciałby widzieć zagubionego Petyra, bo chłopaczyna nie wiem, jak się zachować w takich sytuacjach. A przecież (nie)chciał źle. ;)
    Jednak mógłby w jakiś sposób wprowadzić ją w spokojniejszy stan tuż przed informacją, ale chwilę po niej, tak by nie wywołać żadnego ataku paniki, albo informację mógłby jakoś wpleść w dziwną rozmowę, że dotarłaby do niej z opóźnieniem, gdy zdążyłaby już opuścić dane miejsce i znaleźć się w jakiejś innej lokalizacji.
    A później to już krok do przyjaźni. Bardzo dziwnej przyjaźni. :D]

    Petyr

    OdpowiedzUsuń
  75. [Nie, nie chciałabyś. :D
    Nie można się tak w sobie zamykać, bo ją od środka rozerwie. Serio, to bywa ryzykowne dla zdrowia psychicznego. Nie, żeby coś... :D
    Ten epizod niebyły zły, gdyby stanowił początek do dłuższego wątku. Jeśli istnieje jakaś opcja po takim rozpoczęciu przejść do wydarzeń dalszych, ale jakich?]

    Petyr

    OdpowiedzUsuń
  76. [Ale, czy ty twierdzisz, że ja nie myślę? }:] No, naprawdę... nie spodziewałam się. Wiesz, właściwie od razu mogłyśmy gdzie indziej omawiać wątek. ;)
    Wspomniany epizod jest na tyle fajny, że można by go wykorzystać, albo na początku i dalej wymyślić, jakieś powiązanie. Albo użyć go gdzieś w trakcie. Tak, czy inaczej trzeba by nasze postaci usytuować w jednym czasie i miejscu. I trzeba wyjść z tym w jakiś oficjalne miejsca, bo cmentarz, kanały, cz inne tunele raczej odpadają, bo nie spodziewam się tam Lisy. Skoro Petyrowi obiło się o uszy to i owo mógłby ją obserwować w teatrze, a później zniknąć. Później znów natknęli by się gdzieś na siebie, właśnie na jakimś oficjalnym przyjęciu, albo coś. Kolejnym etapem, musiałoby być kolejne skrzyżowanie ich dróg – tu można wybrać dowolne miejsce, gdzie Nosferatu będzie mógł pozostać w cieniu, a nasłuchiwać co mają do powiedzenia inni... ]

    Petyr

    OdpowiedzUsuń
  77. [Felice z kolei na pewno irytowałoby jej patrzenie na każdego z wyższością, ona bardzo nie lubi, kiedy wytyka się jej ludzki wiek. Hm... Jestem kiepska w wymyślaniu w świecie, na którym się kompletnie nie znam i dopiero zaczynam raczkować, wybacz mi. :<]

    Felice DeVille

    OdpowiedzUsuń
  78. [Witaj witaj! Dobrze jest wrócić! Choć moja pamięć pozostawia mi wiele do życzenia, więc sprostuj proszę jak coś pokręcę. Miałyśmy typowo babską 'przyjaźń', prawda? Wątki mamy z samymi facetami, więc w sumie wypadałoby, żeby była choć jedna kobitka, na której Hellen może polegać :>]

    Hellen

    OdpowiedzUsuń
  79. [Wciąż jeszcze trochę kiepsko mi idzie złapanie klimatu, ale będzie lepiej. :)]

    Trochę zaskoczyła go reakcja Lisy, ale chociaż nie spodziewał się takiej reakcji z jej strony i tak było to miłe zaskoczenie. Chyba po raz pierwszy od chwili swojej przemiany robił coś tak ludzkiego jak teraz. Po prostu ją przytulił. Zwykły, prosty gest, a jednak znaczył tak wiele. Trzymając ją w ramionach i czując jak drży z emocji, miał chęć zapytać ją o to co się stało, chciał nawet już teraz zadeklarować swoją pomoc, nawet jeśli jedno i drugie nie było zbyt rozsądne.
    Zbyt długo żyłeś w wilczej skórze, zganił się w myślach. Przecież Lisa nie była mu w żaden sposób bliska. Była tylko wspomnieniem z poprzedniego życia. Hunter wiedział, że tak naprawdę jej nie zna. Od czasu ich ostatniego spotkania cały świat uległ zmianie, on sam się zmienił – dosłownie i w przenośni. Zresztą tak jak i ona. Może i jako człowiek ją znał, lub tylko tak myślał, może coś do niej czuł, ale teraz... Teraz była dla niego całkowicie obcą wampirzycą. Nie mieli ze sobą absolutnie nic wspólnego. Od pierwszej chwili wiedział, że nie łączy ich nawet coś tak symbolicznego jak klan. Mogło nawet okazać się, że stoją po przeciwnych stronach barykady. Gdyby nie fakt, że przypominała mu przeszłość, pewnie nawet nie przejąłby się jej losem. Jednak ku własnemu zaskoczeniu odkrył, że jest bardziej sentymentalny niż przypuszczał. Albo może to zwierzęca część jego natury była sentymentalna i nostalgiczna.
    Jej słowa najwyraźniej doskonale trafiły w tę nostalgiczną część jego natury.
    – Dlaczego tak mówisz? Coś się stało? – z trudem ugryzł się w język by nie zadać kolejnego pytania Czy mogę jakoś ci pomóc? Chociaż instynkt podpowiadał mu, że Lisa nie ma złych zamiarów, doświadczenie nauczyło go, że lepiej trzymać się na dystans od innych wampirów. Większość z nich była pozbawionymi jakichkolwiek zasad manipulatorami, gotowymi wykorzystać każdą okazję dla własnych celów.
    – Chyba oboje mamy sporo do nadrobienia – dodał szybko, chcąc nadać poprzednim pytaniom nieco innego wydźwięku. Zresztą to i tak było prawdą. Miał do niej wiele pytań, którymi najchętniej zalałby ją już teraz. W końcu jakie istniało prawdopodobieństwo spotkania kogoś z dawnego życia i to po ponad stu latach?

    Hunter.

    OdpowiedzUsuń
  80. [Dziękuję za powitanie. c: I od razu przepraszam za zwłokę. Ja również mam nadzieję się odnaleźć. Chętnie bym nad czymś pomyślała, ale na chwilę obecną również, niestety, pomysłów mi brak.]

    Hurricane

    OdpowiedzUsuń
  81. Yhym, tyle też już ogarnęłam, bo przeczytałam dotychczasowy wątek. Ale coś sobie przypominam i chyba nawet gdzieś na mailu powinnam mieć nasze ustalenia, więc jeszcze zerknę potem tam.
    To w takim razie coś modyfikujemy, zmieniamy, ustalamy na nowo, a może w ogóle piszemy wątek od początku ze świeżymi pomysłami? Jak uważasz?

    Niko

    OdpowiedzUsuń
  82. [Cyzia pała namiętnością do wszystkiego co można sztuką nazwać, a że w jej mniemaniu sztuką można nazwać wszystko i zachwycić również można się wszystkim, to jak najbardziej od muzyki tą znajomość można zacząć. Cicha, lecz rzucająca się w oczy obserwatorka występu? A może spotkanie po latach, wiekach i nierozwiązana dysputa na temat doskonałości i perfekcjonizmu?]

    Narcissa

    OdpowiedzUsuń
  83. Nie miał pojęcia, jak to zaproszenie trafiło do niego. Leżało przed wejściem do grobowca, ale samo tu nie przywędrowało, więc ktoś musiał je dostarczyć. Nie chciał wiedzieć, dlaczego znalazł się na liście gości i kto wpadł na tak "iście wspaniały pomysł", by go tam umieścić. To należało do tych informacji, które nie interesowały go w sposób drażniący, czyli ciekawość walczyła z potrzebą, a właściwie jej brakiem, względem posiadania tych nieprzydatnych wieści.
    Czy było coś zabawniejszego niż zaproszenie Nosferatu na jakiś bal, czy galę – czy jakiekolwiek inne oficjalne przyjęcie? Dobra, zawsze można było kazać ubrać mu się w jakąś kieckę baletnicy, albo szkocki kilt. Ale to zbyt daleko posunięte rozmyślania.
    To właśnie tej nocy miał pojawić się we wskazanym miejscu, a ciągle jeszcze przebywał w swoim azylu. Czy warte to było tylu poświęceń i wyrzeczeń? Nie mógł uwierzyć, że pakuje się w coś takiego. Czyżby zbyt długi sen mu zaszkodził?
    Szczur siedzący w kącie pomieszczenia zapiszczał, jakby miał coś do zakomunikowania. Petyr spojrzał na niego w wymowny sposób, na co zwierzę pisnęło raz jeszcze i czmychnęło tam skąd przyszło.

    Pojawił się, bo pewnym osobom się nie odmawia. Przemknął przez salę trasą najmniej zaludnioną, kręcąc się tam gdzie więcej cienia. Gdyby oddychał, w tej chwili na pewno odetchnąłby z ulgą – znalazł miejsce idealne. Z dala od większości zaproszonych i chodź przy oknie to potężna kotara była kuszącym chronieniem na pozostałą część wieczoru, przynajmniej tą najbardziej drętwą i oficjalną. Później planował zniknąć w piwnicznych zakamarkach lub bezpośrednio, w całkiem kulturalny sposób, otwierając właz za posiadłością dostać się do miejskich kanałów.

    Takie miejsca przyprawiały go niemalże o odruchy wymiotne. Nie chciał nikogo poznawać, nie chciał dawać się znaleźć. Nie zamierzał z nikim rozmawiać. Bo na imprezach towarzyskich rozmowy polegały na uprzejmościach i wymianie informacji, a to wszystko – za darmo, choć czasem te uprzejmości wiele nerwów mogły kosztować. Niemalże się uśmiechnął wyobrażając sobie wampiry pałające do siebie szczerą nienawiścią, gdy w takim miejscu zachować muszą pozory.

    Petyr

    OdpowiedzUsuń
  84. To był najgłupszy pomysł, by odpowiedzieć na zaproszenie i pojawić się w tym miejscu. Przecież nawet tego nie chciał. Teraz wyczekiwał najwłaściwszego momentu, by zniknąć stąd i już więcej nie powrócić w takie miejsce. Choć, najprawdopodobniej, właściwą chwilą była ta, gdy stanął w drzwiach. Mógł zawrócić.
    Nie spodziewał się towarzystwa. Wiedział, co o nim mówią. A mówią to samo, co zawsze. O nim i jego klanowej rodzinie. Był potworem.
    Drgnął porzucając myśli i dostrzegając wyciągniętą ku niemu dłoń z kieliszkiem wypełnionym krwią. Wędrując wzrokiem od dłoni trzymającej kielich w stronę ramienia nie mógł mieć wątpliwości, że stoi przed nim kobieta. Podniósł wzrok, by przyjrzeć się jej uważnie. Nie sądził, że ktokolwiek się do niego zbliży, a tym bardziej odważy odezwać w bezpośrednim kontakcie.
    – Wspaniałe przyjęcie – burknął, a wyraz jego twarzy pozostał bez zmian, jakby jakakolwiek mimika nie istniała.
    Kątem oka spoglądał na kobietę, choć najchętniej zignorowałby jej obecność, a może i uczyniłby to, gdyby nie pewna kwestia, która w jego myślach zaczynała krążyć, jak natrętna mucha nad martwym ciałem.
    – Jeśli moje towarzystwo nie wpłynie na twoją klanową reputację – chrząknął. – Albo... to bardzo niesmaczne, znaczy się moja obecność. – Podrapał się po głowie, drugą rękę wyciągając po kieliszek. Tak, jakby gubił się w zeznaniach. Nie umiał zachowywać się w towarzystwie, bo rzadko zmuszony był do przebywania w takich miejscach. Może byłoby lepiej, gdyby chociaż utrzymywał jakiekolwiek stosunki z innymi, a jednak... z tego również zrezygnował. Musiał.
    A teraz był przekonany, że będą gadać. Dużo będą gadać. Za dużo.
    Nosferatu i Toreador, co za komedia!

    Petyr

    OdpowiedzUsuń
  85. Podążał wzrokiem we wskazanym przez nią kierunku. Nie znał tych osób i nie kwapił się do tego, by kogokolwiek poznać. Nie sądził, by warto było marnować czas na poznanie kogokolwiek, albo odwrotnie – czy ktokolwiek marnowałby czas dla niego. Jednak nieznajomość nie wiązała się z brakiem wiedzy na ich temat, choć być może nie takiej, jaką posiadała większość. Nie miał z nimi poznać się osobiście, ale znał imiona i nazwiska. Nie znał całej historii, ale miał dostęp do ciekawostek.
    – Patience Ambler, być może obrazy wystawiane są wszędzie, jednak nie zawsze za darmo. Widocznie swój talent musi podpierać pieniądzem – stwierdził beznamiętnie spoglądając na kobietę o której była mowa.
    I zawsze wiedział o tych rzeczach, które wszyscy starali się skrzętnie ukryć. Czasem znał też dobre historie, ale zdarzało się to po stokroć rzadziej. Bo, im bardziej ktoś próbował zamaskować największe sekrety tym łatwiej je było zdobyć.
    – Herbert Jackson. Prowadził interesy z Księciem? A upadek pewnej z firm nie jest powiązany z jego nazwiskiem?
    Nie zaszczycił go nawet spojrzeniem.
    – Honorius Spears i Clarissa Berry idealna para. – Skrzywił się z niesmakiem. – Poczekajmy, los zbierze swoje żniwo. Nie ma nic za darmo.
    Prześledził ich kilka kroków, jak przechodzili przez salę. Wychwycił jakiś uśmiech i gest dłonią, który można zinterpretować na dwojaki sposób.
    – Dobre spostrzeżenie, a na pewno poprawne. Ktoś miał wyraźnie ważny powód, by mnie tu zaprosić i zrobić to w taki sposób, by być pewnym, że nie wyrzucę zaproszenia do rwącego potoku ścieków pod miastem.
    Nie był najlepszy w dobieraniu słów, nie było w tym delikatności i dziwnego lawirowania, jakby "coś powiedzieć, co by drugiej osoby nie urazić". Nie umiał w ten sposób mówić. Zresztą, niewiele go interesowało, jak zostanie odebrany. I tak zawsze mówiono o nim źle. Miało to swoje minusy, ale wiele plusów. Czasem kogoś zniesmaczył, czasem uraził, ale nie kłamał, nie wykręcał się, nie zmyślał, choć czasem zamiast podać coś na tacy, podrzucał zagadkę.
    – Sztuczna miłość. Sztuczne sympatie. Sztuczne piękno. Udawane wspaniałomyślne podziękowania i propozycje. Stoję pośród marionetek... – Przewrócił oczami.
    Piękno, blask, inteligencja i wspaniałość używanych słów zdawało się bić z każdego centymetra tej sali, gdzie zgromadziła się tak znakomita społeczność. Ale, czy ktokolwiek wiedział, co ich tutaj sprowadzało? Czy wiedzieli kto ich zaprosił? Nosferatu rozejrzał się po sali, jakby próbował kogoś odszukać w tłumie. Kogoś kto zachowuje się inaczej niż inni. Szukał podpowiedzi, albo od razu rozwiązania.
    – Bycie ważnym, a bycie użytym to dwie różne sprawy. I tym razem, podejrzewam, że pozwoliłem stać się czyimś narzędziem. Niestety, nie wiem czy dla własnych korzyści, czy na czyjąś korzyść, bądź odwrotnie.
    Nie odwzajemnił uśmiechu, bo mógłby być on bardziej przerażający niż jego obecny wyraz twarzy. Ale zatrzymał na niej spojrzenie, jakby miało to być namiastką tego grymasu twarzy.
    Drgnął słysząc, jak przedstawia się z lekkością.
    – Vuko – wymruczał pod nosem. – Petyr.
    Momentalnie odwrócił spojrzenie, jakby oczekiwał, że na sali coś się wydarzy, jednak nic się nie zmieniło. Znów spojrzał na nią chłodnym wzrokiem, być może nawet nieco znudzonym, ale było w tym coś jeszcze. Zastanawiał się, czy naprawdę to wszystko miało się tak potoczyć? Czy jednak ktoś uknuł doskonałą intrygę?
    – A Ciebie, co tu sprowadziło? Oczywiście, pomijając zaproszenie na wstrętnej papeterii...
    Chciał wiedzieć. A z drugiej strony nie chciał tego nawet słuchać. Czy to właśnie tutaj byli Ci, którzy mieli się przekonać, jak przewrotny bywa los? Czy nikt nie dostrzega, jak życie ucieka między palcami, choć żyje się pozornie wiecznie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upił połowę zawartości kieliszka, ocierając wierzchem dłoni wąską stróżkę spływającą po jego podbródku. Z łatwością można było uznać, że Nosferatu na salonach to parodia, jednak gdyby przyjrzeć się temu bliżej. Można było dostrzec, że w nim właśnie tkwiła prawda. On nie udawał. Nie grał. Był, po prostu, sobą.
      – Tragedią bywa niewiedza, a klęską poznanie. Wszystko zależy od siły i prawdy, bo... plotki krążą po mieście, jak szczury. Niby, na pierwszy rzut ich nie widać, a jednak są ich tysiące... I to w miejscach, gdzie nikt nie spodziewałby się ich zastać.

      Petyr

      Usuń
  86. [Haha, oczywiście że chęci się liczą. ;)) Tak, wiem, imię jest śliczne!
    Podeślę inspirację w takim razie: co powiesz na to, aby Lisa "gardziła" Noah ze względu na jego i jej różnorodność?]

    Noah.

    OdpowiedzUsuń
  87. [W razie chęci? To takie ciche zaproszenie pod KP? Z tym klanem.. Cóż.. Chyba lubię podkładać sobie kłody pod nogi po prostu. xD
    Co do wątku. Jak było i jest napisane, Havoc, a wtedy raczej Edgar, był kiedyś "artystą". Myślę, że kiedyś jakiś niezrozumiany pociąg do tego, może go zagnać w strony Twojej Pani. ;)]

    Havoc

    OdpowiedzUsuń
  88. POLWAMPIREMTEL788062597 ROZMAWIAMI HISYTORI WAMPIREM

    OdpowiedzUsuń