20 czerwca 2016

Dlaczego wampiry i dlaczego "Wampir Maskarada"?

<muzyczka>

Moi Drodzy
Jawiąca się na horyzoncie szansa na kontynuację lubianego i wciąż rozwijanego "Vampire the Masquerade: Bloodlines" sprawia, że istnieje szansa na to, by groźne i krwiożercze wampiry ponownie wkradły się do subkultury (przynajmniej growej).
To nasunęło mi do głowy myśl:

Dlaczego tak w ogóle pokochaliśmy wampiry?

Nasz blog opiera się na wspaniałej i bardzo znaczącej pod względem wampirzym produkcji czyli systemie RPG "Wampir Masakrada". Wampiry ze Świata Mroku znacząco różnią się od tych przedstawianych w folklorze czy innych, tradycyjnych podaniach. Posiadają oni tajemne moce, wiążą się w klany, tworzą struktury społecznopolityczne i próbują przekonać innych do szanowanych przez siebie racji. Cała zabawa rozgrywać się może przez wiele wieków, a my możemy rozwijać naszego wampira niemalże od "zarania dziejów", aż trafi on na grunt, który przedstawiany jest między innymi na tym blogu - do bliskiej nam współczesności.
"Wampir Maskarada" dla wielu to nie tylko system RPG czy źródło na którym opierają się wspaniałe gry komputerowe. Dla wielu to również coś na czym opierają swoje życie i zainteresowania. Wielu tworzy coś na kształt subkultur określanych mianem klanów, gdzie zbierają się miłośnicy systemu i tego, co on sobą reprezentuje. Dzielą się historiami, zainteresowaniami i po prostu dobrze bawią się jako fani Świata Mroku. Przechodzą tajemne "rytuały transformacji", przybierają nowe imiona i uzbrajają się w kły. Oni również od czegoś zaczęli i pewnie sami zadali sobie pytanie:

Dlaczego "Wampir Maskarada", dlaczego wampiry?

Czy była w tym także rola filmów? Komiksów? Książek?

Dlaczego, moi drodzy, Wy tak polubiliście wampiry - nie tylko ze Świata Mroku, ale jako stworzenia ogółem? Co Was w nich zachwyca? Co sprawia, że tak przyjemnie się Wam nimi gra i dlaczego chcecie nimi grać?
Tutaj powinno się też zadać pytanie dużo bardziej szczegółowe - dlaczego zdecydowaliście się prowadzić na blogu takiego, a nie innego wampira? Czy w jakiś sposób on odzwierciedla Waszą osobowość lub to co się Wam podoba w innych?


Sama Administracja (a przynajmniej jej część) może Wam zdradzić skąd się u niej wzięła fascynacja wampirami, a następnie samym Światem Mroku.
Wszystko zaczęło się dość krwawo i banalnie, bo od filmów. Pochłaniałam jak gąbka wszystko, co wiązało się z krwiopijcami, a pierwszym ważnym dla mnie filmem dzięki którym zafascynowała mnie brutalność ich świata był "Blade". Nie jest to wybitna produkcja, ale nie można odmówić jej uroku. Zafascynowała mnie możliwość istnienia tak potężnych istot we współczesnym świecie, tego jak się tu odnajdują i jak żyją skoro większość z nich to istoty żyjące przeszło kilka wieków. W samych wampirach interesowała mnie ich siła i aura tajemniczości jaką były okryte. Niestety, brakowało mi poetyckości i nie zastanawiałam się nad czymś takim jak klątwa nieśmiertelności czy związane z tym problemy egzystencjalne jakie były przedstawione między innymi w "Wywiad z Wampirem". Było dosłownie zbyt prosto - emocje, akcja, potęga, krwawość.
Na sam system "Wampir Maskarada" trafiłam dzięki grze "Vampire the Masquerade: Bloodlines". Kiedy włączyłam ją i pojawiło się menu... Wsiąknęłam na dobre. Tak rozbudowanego świata nie widziałam od dawna, a sama fabuła oraz zawiłości Świata Mroku zachwyciły mnie na tyle mocno, że zaczęłam czytać podręczniki dotyczące systemu. Od czystego czytania szybko przeszło się na pierwszą sesję RPG, a tworzenie postaci było niezapomnianym dla mnie przeżyciem. Do dziś pamiętam jak długo zastanawiałam się nad wyborem klanu oraz umiejętności. Sama zabawa była przednia, a przygody jakie się przeżyło długo się nie zapomni. Wtedy też pokochałam klan Ventrue, któremu jestem wierna do dziś. Z początku był to czysty strzał, a później dopiero pojawiła się prawdziwa radość grania taką, a nie inną postacią.
Co do postaci, którą prowadzę tutaj na blogu. Marcus Crowford jest oparty na ostatniej postaci jaką prowadziłam na sesji "Wampir Maskarada". I w gruncie rzeczy najbliższy chyba jest moim upodobaniom oraz tego, jak człowiek dorósł przez te wszystkie lata. Sami Ventrue wsiąknęli też we mnie dużo bardziej chyba przez to, że zainteresowałam się finansami i ekonomią, a niemniej jednak ci są z nimi związani. Co prawda tamta postać była finansistą, a nie Księciem, ale charakterem zbytnio się nie różnią. Osobiście nie jestem tak zimna i kalkulacyjna jak Marcus, ale może w swoim roztrzepaniu człowiek taki właśnie chciałby być, choć w malutkiej części? :) Tak zorganizowany w życiu i rozmyślny w każdej sytuacji? Cóż, blogosfera i sesja skutecznie ci na to pozwalają!

Dość jednak z mojej strony!

Podzielcie się swoimi historiami dotyczącymi Waszych zainteresowań wampirami, "Wampirem Maskaradą" i tego skąd wzięli się Wasi bohaterowie!

Wierzę, że dzięki temu nasza maleńka, wampirza rodzina pozna się jeszcze lepiej. Miło chyba wiedzieć o sobie trochę więcej, nawet jeśli jest to taki drobiazg.
Piszcie i co najważniejsze, nadal bawcie się dobrze na blogu! Pamiętajcie, że jeśli jeszcze walczycie na froncie naukowym czy pracy to nadal bardzo mocno trzymamy za Was kciuki!

Jeśli już zwyciężyliście to ogromne, ogromne gratulacje dla Was. Jesteście najlepsi i zasilacie naszą małą społeczność swoją inteligencją, siłą oraz kreatywnością. Oby tak dalej i pamiętajcie, że nie ma rzeczy, której nie potrafilibyście zrobić! :)

W następnej notce od Administracji mogę Wam trochę opowiedzieć jak wygląda współczesna, wampirza "społeczność". Jeśli oczywiście chcecie :)

48 komentarzy:

  1. Bardzo fajny temat, więc i ja się historią podzielę.

    U mnie również zaczęło się od gry komputerowej. Chociaż jestem z pokolenia, które bawiło się na podwórku, to mimo to lubiłam i chętnie grałam na komputerze. Nieźle koksałam w rpgi, więc dostałam kiedyś w prezencie od wujka (wielkiego fana rpgów, zwłaszcza papierowych) grę VtM: Bloodlines. Za dużo nie grałam, bo wtedy nie było jeszcze łatek i grało się w to absolutnie koszmarnie. Ale i tak szalenie mi się spodobało. :D

    Co ciekawe, jak grałam w Bloodlines to moim ulubionym klanem byli oczywiście Gangrele. Bo Ravnosów jeszcze nie znałam. xD

    Potem zaczęłam sobie grać ze znajomymi w Wampira. Moją pierwszą postacią był Gangrel. Tą postać prowadziłam krótko, bo zasugerowano mi Ravnosów... no i to była miłość od pierwszego wejrzenia. Wtedy powstała pierwsza wersja mojego Niko, który sobie z czasem stopniowo ewoluował.

    A sam Niko to prawie w 100% ja. ;)
    Prawie, bo ja nie mam skłonności do kradzieży i kłamania na prawo i lewo. Za to niemiłosiernie wszystko i wszystkich dookoła trolluję, jestem takim właśnie kolorowym chaosem sprzed kilku dekad - noszę się w stylu lat 80, 70 i 60, mam niebieskie włosy, naturę włóczęgi, no i tak jak Niko umiem z kartami zrobić praktycznie wszystko. ;)
    Co do ostatniego to nieraz bywało dość zabawnie, bo na sesjach zazwyczaj robiłam różne karciane sztuczki, czasem nieźle wkręcając znajomych w klimat. Generalnie od małego dziadek uczył mnie gier karcianych (hazardowych), kantowania, różnych sztuczek i tak dalej. Do tego stopnia, że grałam (i ogrywałam) kolegów dziadka w pokera, a jak byłam starsza nawet sobie pomnażałam swoje kieszonkowe właśnie grą w karty. Widać mam jakiś zmysł hazardzisty. xD
    Do Cyganów też mam spory sentyment, bo przez wiele lat miałam za sąsiadów cygańską rodzinę. Z dziadkiem w święto zmarłych zawsze chodziliśmy razem z sąsiadami na cygańskie świętowanie przy grobach. Jak widać nie mogłam się nie przywiązać do Ravnosów. :D
    Zachwyciła mnie również przeurocza ścieżka paradoksu, ponieważ jest w zabawny sposób inspirowana indyjskimi systemami filozoficznymi. Żeby było ciekawie sama praktykuję mahajanę, więc wierzę w sansarę (a skoro sansara to i maja - czyli iluzoryczna rzeczywistość). O ile nawiązania do tego systemu wierzeń w wykonaniu Ravnosów uważam za dość zabawnie wypaczone (tak jak wampirzy Islam Assamitów ;)), tak Kuei-Jin to już dla mnie największy fail w wykonaniu White Wolfa. ;)
    No, ale podsumowując. Niko to moje rpgowe, wampirze alter ego - trochę wredne, trochę ekscentryczne, cholernie chaotyczne. O ile w innych wypadkach uważam, że tworzenie postaci na podobieństwo ich autora jest dość dziwne, tak tutaj jest mój mały wyjątek. Najpewniej wykreowałam Niko w taki sposób dlatego, że grałam w Wampira w czasach szkolnych i dzięki niemu odrywałam się od rzeczywistości - stając się na czas sesji kimś innym, ale jednocześnie nadal będąc w znacznej mierze sobą. A ogromny sentyment do tej postaci pozostał mi do dziś. W końcu jak widać nie umiałam się z nim rozstać. :)

    Co do samych wampirów, to niestety uważam, że większość filmów czy książek o wampirach to koszmarne gnioty i jeśli biorę się za coś w tym temacie to głównie by się pośmiać.
    Aczkolwiek jest jeden film o wampirach, który kocham, wielbię i mogę oglądać bez końca - "Co robimy w ukryciu". Zabójcze arcydzieło! xD

    No... To się troszkę dowiedzieliście o mnie. ;)
    Liczę też na wasze historie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łał, niesamowite historie i naprawdę miło się czytało o tym jak wpadłaś w sidła Ravnosów :) Strasznie miło poznać fakt, że jesteś tak strasznie podobna do Niko,! :)

      Oj i tak pierwsze wydanie gry było tak okropne, że aż szkoda, ale mimo to przyjemnie się wchodziło w ten świat :D

      Zobaczyć któregoś dnia Twoje karciane sztuczki, to będzie przygoda! :)

      Dziękuję za historię!

      Usuń
    2. Hahaha, zacytuję Hannibala Lectera i powiem: "myślę, że chciałbym cię znać prywatnie". xD
      Serio, już Cię uwielbiam. ;)

      Usuń
    3. Książę
      Raczej on jest strasznie podobny do mnie. :D
      Wydaje mi się, że najfajniejsze w tym wszystkim jest to, jak Niko na przestrzeni lat się nieznacznie zmieniał - razem ze mną. :)

      Niestety większość najlepszych gier ma ten problem. Tak naprawdę wszystkie moje ulubione gry (no może tylko z wyjątkiem Hirołsów) są tak okropne, że grać się nie da bez pierdyliona łatek, paczy, cracków i grzebania się w plikach. Ale i tak kocham te wszystkie gierki. :)

      Trochę zardzewiałam, bo dawno nie ćwiczyłam, ale na blogowy zlot integracyjny specjalnie odświeżę talenty. :D

      Ripper
      Dziękuję za piękny i wyszukany komplement. Jakby co ja bardzo chętnie! :D

      Usuń
    4. Wiedziałem, że Ci się spodoba. :)

      Usuń
  2. Jestem na urlopie, ale nie mogę zniknąć z bloga na dłużej – zaglądam tu przynajmniej raz na dwa-trzy dni, czyli to poważne uzależnienie. Powrócę, już po wyjeździe Woodstockowym, ale mniejsza z tym. Przejdę do tematu, tfu, odpowiedzi na pytanie: Dlaczego "Wampir Maskarada", dlaczego wampiry?
    Nie jest to dla mnie nic nowego. Tematem wampirów interesuję się już przynajmniej 10 lat, choć wyliczając dokładniej – wyszłoby pewnie ok. 12 lat. Nie umiem sobie przypomnieć, co dokładnie mnie skłoniło, ani jak to wszystko wyszło, że akurat wampiry są na pierwszym miejscu. Zagłębiając się w przeszłość zapewne dotarłabym do podstaw swojej miłość i fascynacji, jednak zapewne byłby to wywód na kilkanaście stron, a nie chcę was zanudzać. Ogólnie była (i jest) subkultura gotycka, teledyski, filmy i książki, a później poszło z górki, bo idealnie wampirze postacie wkomponowały się w codzienność i całą resztę moich zainteresowań.
    Zabawne jest, że jak pomyślę o początkach to pierwsze, co przychodzi mi na myśl to: teledysk Haddaway - What Is Love?, filmy: Wywiad z Wampirem, Blade, serial: Buffy: Postrach Wampirów, Anioł Ciemności, postać filmowego Nosferatu (Max Schreck) i legenda Vlada Tepesa – Draculi. Wszystko elegancko się łączyło i plątało, aż kiedyś w internecie znalazłam coś o wampirzych klanach, jakieś dziwne nazwy, tradycje i zasady – wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to początek wpadania w sidła „Wampir Maskarada”. Później gdzieś to umknęło, poświęciłam się wampirom z tradycji, legend, mitów i przypowieści, a także sporo czasu poświęcałam tym z filmów, seriali i literatury pomijając temat dziwnych wampirzych klanów. Sprawa powróciła wraz z tym blogiem i próbą gry w „Vampire the Masquerade: Bloodlines".
    Półki w moim pokoju uginają się od książek, a wśród nich wiele o krwiopijcach i literatury takowej będzie przybywać, bo jest to temat, który nadal mnie fascynuje, nie mniej niż istnienie sekt wampirycznych, jak i samych wampirów w świecie prawdziwym.
    Później pojawili się psychopaci, osobowości dysfunkcyjne i wiele postaci, a także elementów o których nie wspomnę na forum, bo wspominając zostanę sklasyfikowana w grupie osób nienormalnych, czyt. całkowicie popi***olonych (mówiąc delikatnie, bo zawsze da się to określić całkiem inaczej).
    Prostą drogą kroczyłam w ramiona Tzimisce. Łączy mnie z tym klanem więcej niż bym przypuszczała, więcej niż bym chciała i mogła oczekiwać. Postać Dragomira stała się mną w blogowym świecie, moim drugim ja, które w świecie realnym jest gdzieś uśpione, a właściwie tylko drzemie. Nasuwa się pytanie: dlaczego? Nie ma prostej odpowiedzi.
    Dragomir ma tajemnice. Ja mam tajemnice.
    Rozpoczynając tu zabawę wiedziałam niewiele, prawie nic. Nie czytałam podręczników, a dopiero niedawno wpadł w moje ręce Przewodnik Gracza: Sabat i połknęłam go w krótkim czasie. Choć twierdzę, że jednokrotne przeczytanie niewiele mi dało. Bo im częściej do książki zaglądam tym więcej odkrywam.
    Sądzę, że jeszcze w temacie Maskarady wiele przede mną.


    P.S.
    Chaos w mojej głowie, jak w mojej wypowiedzi. Jeśli się w tym nie pogubiliście to gratuluję. Po więcej, albo jakieś wyjaśnienia zapraszam na rozmowę ze mną. :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, absolutnie nikt nie uzna cię za człowieka poronionego - nie na tym blogu :) Cieszę się, że podzieliłaś się z nami historią. Aż inaczej będę teraz patrzeć na Dragomira wiedząc, że stał się Tobą w blogowym świecie.

      Jak przeczytałam u Ciebie Buffy i Anioł Ciemności to przywołało to wspomnienia umawiania się z koleżankami, by obejrzeć to wieczorem :)

      Każdy od czegoś zaczynał, ale cieszy mnie to, że znajdujesz w podręczniku coraz to nowe fakty i detale dotyczące Sabatu :)

      Nie wiem, czy widziałaś na szucie motyw ze wspólną integracją skajpajową, więc jakby co wpadaj śmiało i z całą pewnością wszyscy poznamy się lepiej :)

      Usuń
    2. Tak czytam Twoją historię i aż żałuję, że się bardziej nie rozpisałaś. ;)
      Eh, subkultura gotycka, zainteresowania psychopatami i różnymi dziwnymi i nienormalnymi rzeczami. Kurcze, czy ty nie jesteś jakąś moją zaginioną krewną?

      Usuń
    3. Się kiedyś rozpiszę. :]
      Wiesz, ja zawsze chętna na nowych znajomych, ba, przybraną rodzinę stworzę, jeśli coś nas łączy. Bo więcej wspólnego miewam z obcymi ludźmi, niż własną familią :D

      Usuń
    4. Koniecznie :)
      Przybrana rodzina to zdecydowanie bardzo dobry pomysł, więc popieram. :)

      Usuń
    5. No, no... Chyba jesteś w tym naszym gronie osobą najbardziej wkręconą w tematykę wampirów. Jestem pod wrażeniem. ;)
      Miło się uśmiechnęłam na subkulturę gotycką, bo moja mama jest gotką. xD

      Usuń
    6. Zazdroszczę Ci matki! :)

      Usuń
    7. @Hiszpańska Inkwizycja – czy ja wiem, czy tak bardzo wkręcona, ogólnie ja mam spaczenie jakieś, jeśli tyczy się o takie tematy :P
      I nie powiem, że nie - fajnie mieć matkę gotkę, ba, bo goci są fajni (okej, to mało skromne).

      Usuń
  3. Więc może zacznijmy od samego początku.
    Swoją przygodę z uniwersum Wampira Maskarady rozpoczęłam, bo chciałam, żeby Książę mi w końcu sprawnie odpisał na wątek...
    *skreśla*

    Tak na poważnie, to nienawidzę wampirów. Mówię całkiem, całkiem serio. Fajnie było się pośmiać ze Zmierzchu (Jacob Team rządzi!), jeszcze gdzieś indziej były obrzydliwe i przedstawiane jak jakieś owady, z królową na czele i składaniem jaj/wiciem gniazd/coś w tym rodzaju. To było obrzydliwe i nie wiedziałam, jak można czerpać radość z wcielenia się w taką postać.

    No, ale przyszedł ten blog. Przyszedł blog, przyszedł klan Toreadorów, przyszła możliwość utworzenia śpiewaczki - czyli uiszczenia swoich marzeń i chociaż sobie wyobrażenia, że zamiast Lisy ja stoję na scenie, a ludzie mnie za to kochają. Piękne, prawda? :D

    Przywiązuję się do swoich postaci. Zazwyczaj. Lisa też jest mi bardzo, bardzo droga, bo jest częścią mnie - tą artystyczną częścią mnie, której wiele osób w ogóle nie rozumie, ba, nie próbuje już nawet zrozumieć. Do muzyki klasycznej kiedyś też podchodziłam jak pies do jeża, ale spróbowałam - i pokochałam. Podobnie było z Wampirem, aczkolwiek myślę, że gdyby nie Lisa, nie przywiązałabym się aż tak bardzo i odeszła, bo "nie umiem wczuć się w klimat bloga" (gardzę takim uzasadnieniem, serio, jest najgłupsze ze wszystkich jako usprawiedliwienie słomianego zapału - a wina leży właśnie po stronie autora, że stworzył postać, której sam nie umie zrozumieć, bo akurat miał przypływ weny).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzie widziałaś wampiry przedstawiane w stylu owadów? Chcę to zobaczyć! :)
      A tak poza tym, to chyba w tym tkwi cały sekret Toreadorów - żeby stworzyć dobrą postać trzeba mieć w sobie ten artyzm. ;)

      PS. Ej, ja zawsze tworzę postacie w przypływie weny i zawsze je bardzo nieobiektywnie uwielbiam...

      Usuń
    2. Ojeju, nie pamiętam, ale było tam, że facet wszedł do gniazda wampirów, które było strzeżone przez sługi (coś w rodzaju naszych Ghouli)...
      A może to było schronienie przed słońcem... Boże, sama się już pogubiłam ._. To był chyba film "Ksiądz" Scotta Stewarta.

      Wiesz, wyjątek potwierdza regułę! :D Ale bardzo nie lubię uzasadnienia "bo nie mogłem/am się wczuć w klimat bloga". Nie potrafię sobie wytłumaczyć, dlaczego tak ludzie robią. ._.

      Usuń
    3. A już się bałem, że w tym towarzystwie tylko ja nie lubię wampirów. Od razu mi raźniej. :)

      Usuń
    4. No to koniecznie muszę obejrzeć, bo mnie to nieźle zaciekawiło. :)

      Hahaha, bardzo możliwe. :D
      Też nie lubię, bo zawsze mi się wydaje, że to taki przerysowany eufemizm dla "nie lubię was" lub "coś mi się nie podoba".

      Usuń
    5. Przyznam, że chociaż jestem filmową masochistką, to Zmierzch mnie pokonał. xD O, Ksiądz mi się podobał - ten film był tak dziwny i poryty, że aż fajny.
      Lisa ma coś w sobie, bo również ją bardzo lubię. Super, że właśnie dzięki niej się wkręciłaś w bloga. :)

      Usuń
    6. Film obejrzany i bardzo mi się podobał, bo pomysł na wampiry naprawdę nieźle porąbany, ale za to jaki oryginalny. Dzięki Ci za polecenie! :)

      Usuń
  4. To i ja się podzielę swoimi wynurzeniami.

    Ja akurat jestem fanem horrorów. I tych dobrych i tych klasy z, no i oczywiście literatury weird fiction (te wręcz kocham). Wampiry są częstym motywem i tego co oglądam i tego co czytam, ale nie mogę powiedzieć by były jakimś moim ulubionym tematem. Chyba w tematyce horrorów bardziej mnie fascynują obcy, istoty z innych wymiarów, kosmiczne wirusy i mordercza opona Robert. :D Ale bardzo lubię wampiry, zwłaszcza takie jak w weird fiction, tutaj chyba takim moim ulubionym opowiadaniem jest "Mort-Vivant" Węgrzyniaka - to taki najlepszy przykład opowiadania z przecudownym klimatem, gdzie tak naprawdę krew leje się dopiero na ostatnich stronach. Polecam bardzo.
    Oczywiście bardzo lubię klasykę gatunku - "The Vampyre", "Draculę", "Biesiadę Widm" (ostatnią zwłaszcza za polskie motywy ;)). Z nowszych i typowo wampirzych powieści, lubię wampiry u Kinga, wampiry u Pratchetta, no i całkiem podobał mi się też "Wirus" del Toro. Z filmami już gorzej, bo chyba tylko "Dracula" Coppoli i "Nosferatu" i Murnau i Herzoga, no i wspomniane przez Inkwizycję "Co robimy w ukryciu" (boskie!) do mnie trafiają, reszta bardziej podpada pod moje masochistyczne uwielbienie dla kina klasy z. ;) W ogóle mam wrażenie, że o ile literatura potrafi nieźle wykorzystać motyw wampira w horrorze, o tyle filmy sobie z tym raczej nie radzą.
    Lubię wampiry w sci-fi. Takie robakopodobne paskudne wampiry z "Stargate Atlantis" mnie całkowicie kupiły. Za to mam kompletne uczulenie na takie "pedalskie" wampiry typu tych Annie Rice (mój mózg skapitulował po 1/3 jej książki) czy te wszystkie młodziezowe (po)tworki typu "Zmierzch" i twory zmierzchopodobne.
    Na koniec wywodu o wampirach zostawiłem sobie wisienkę na torcie czyli powieść, którą uważam za jedną z najlepszych w literaturze, a która akurat jest o wampirach. "Jestem legendą" Mathesona. Arcydzieło horroru, arcydzieło sci-fi i arcydzieło powieści psychologicznej. Co prawda wampiry są tam bardzo specyficzne (a la strzygi...?), ale sama powieść to mistrzostwo świata, momentami nieźle ryje mózg. Jedyna powieść która mnie wzruszyła (do łez), zirytowała tak, że przestałem w pewnym momencie czytać i tak mi wlazła do głowy, że długo po skończeniu czytania o niej myślałem. Powieść doczekała się dwóch ekranizacji "Człowiek omega" (1971) i "Jestem legendą" (2007), które są naprawdę dobrymi filmami, ale do poziomu książki bardzo im daleko.
    Tyle o mnie i wampirach. ;)

    "Wampir Maskarada" to już kompletnie inna historia. Uniwersum pokochałem, bo to gra mojego dzieciństwa. W podstawówce (to była jakaś trzecia lub czwarta klasa) któryś z kolegów przyniósł do szkoły podręcznik do Dungeons & Dragons. Szybko nas to zauroczyło - graliśmy w szkole na wfie, a po szkole szybko odrabiało się lekcje i biegiem leciało do parku, gdzie sobie siedzieliśmy do późna i graliśmy w D&D. Chyba się nieźle uzależniliśmy, bo potrafiliśmy czasem nawet na lekcjach siedzieć z kartami postaci i wykorzystywać każde 5 minut. Jak widać papierowy rpg może uzależnić bardziej niż gry komputerowe. xD Potem pod koniec roku szkolnego inny kolega z radością przytargał do szkoły "Wampira Maskaradę" no i się zaczęło. Jeśli byliśmy uzależnieni od D&D to nie wiem jak opisać bzika jakiego dostaliśmy na punkcie Wampira. D&D poszło w odstawkę na dobre i żaden system już tak do nas nie trafił jak Wampir, chociaż "Wilkołak Apokalipsa" był bliski zdetronizowaniu Maskarady. ;) Do dziś pamiętam moją pierwszą postać - miałem Gangrela Indianina, który był super tropicielem i któremu de facto bliżej było do skinwalkera niż klasycznego wampira. Pamiętam, że jak wtedy przyszły wakacje to rodzice byli w szoku, bo i ja i wszyscy moi koledzy z uporem nie chcieliśmy nigdzie wyjeżdżać na wakacje, no bo jak tu wtedy grać codziennie w Wampira? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogarnęliśmy się trochę chyba dopiero kiedy przez Wampira trafiliśmy z kolegami na dywanik do dyrektora. Pamiętam, że zmienili nam nauczyciela wfu na nauczycielkę. Na którymś wfie, kiedy całą klasą byliśmy w parku nauczycielka się zainteresowała naszą sesją, nie spodobała jej się magia krwi i nasz Ventrue żywiący się tylko dziewicami i zrobiła aferę o tym, że "bawimy się w satanistów". Mieliśmy wszyscy obniżoną ocenę z zachowania, ale i tak było wesoło i fajnie to wspominam. :)

      A Hunter... Hunter był wynikiem nagłego przypływu weny. Jest bardzo klasycznym, wręcz stereotypowym Gangrelem, bo uwielbiam właśnie takich Gangreli. Sam chyba mam w sobie coś z Gangrela, bo natura mnie ciągnie do lasu. ;)
      Czemu wojna secesyjna i konfederacja? Chciałem stworzyć wampira, który pochodziłby z Ameryki. Poza tym nie lubię tego okresu historii w Europie, w przeciwieństwie do tych lat w Ameryce. Konfederacja z kolei dlatego, że racja była po ich stronie, a Unia zmotywowana była tylko pieniędzmi (szczytne ideały były tylko pretekstem), więc akurat mi tak idealnie to wszystko pasowało. Prócz tego tworząc Huntera mogłem wykreować postać tak by delikatnie zahaczyć o wilkołaki, które w Świecie Mroku są po prostu cudowne.
      Czy Hunter jest do mnie podobny? Nieszczególnie. :) Nie umiem prowadzić postaci, które są do mnie za bardzo podobne. Na pewno ma coś ze mnie, ale wydaje mi się że każdy Gangrel miałby w sobie coś ze mnie.

      No... to się rozpisałem. xD

      Usuń
    2. A znasz "Mort-Vivant" w wykonaniu gości z kanału Tchnienie Grozy? To dopiero jest perełka!
      W ogóle historie z dzieciństwa są zajebiste. Zwłaszcza zabawa w satanistów i uzależnienie od rpgów. Wszyscy narzekają na dzieciaki uzależnione od gier komputerowych, a tu widać nasze pokolenie wcale nie było lepsze. xD
      Grałeś w Wilkołaka? Jakim plemieniem?!

      Usuń
    3. "Co robimy w ukryciu", jejku to było dobre. Doskonale pamiętam ten film :) Chwalę też uwielbienie kina klasy z, również lubię i filmy takie jak "Cannibal Hookers" czy właśnie Opana to są majstersztyki przy których i się pośmiejesz i obejrzysz coś fajnego.
      Co do wampirów w sci-fi to polecam grę "BloodNet". Natknęłam się tu na nią, jak przeglądałam karty na Indywidualnie i powiem ci... Zmiotła mnie. Jest okropnie trudna, okropnie toporna, ale rzadko kiedy widzi się sci-fi oraz wampiry na jednym poletku, więc to miły dodatek do kultury :)

      Świetna historia dotycząca rpgów samych w sobie, jak i wampirów. Ja zaczęłam dużo później niż ty, ale pierwszej sesji w życiu długo nie zapomnę. To był Młotek i misja wśród nekromantów. Do dzisiaj "nienawidzę" za to jaki sajgon zrobił w naszej amatorskiej drużynie :)
      Gangrel indianin - matko idealne! :)

      Dla mnie właśnie między innymi przez wojnę secesyjną Hunter jest tak wyjątkową postacią. Idealnie dopasowane nie dość, że do jego charakteru to buduje historię jak nic innego.
      Nie przejmuj się rozpisywaniem, miło się czyta czyjeś wspomnienia i zainteresowania. Cieszę się, że się podzieliłeś swoją przygodą z Wampirem :)

      Usuń
    4. Okropnie trudne i okropnie toporne gry, zwykle się okazują najlepsze.
      Tak btw. to też uwielbiam kino klasy z, więc muszę przybić z wami piątkę. :)

      Usuń
    5. Kino klasy z zdecydowanie najlepsze. Tak jak komedio-horrory (mistrzu Sam Raimi).
      Czyli również się dołączam do was. :)

      Historia z dzieciństwa absolutnie świetna. Gangrel Indianin! <3 Moją pierwszą postacią też był Gangrel Indianin! Nazywał się Uncas (chyba wiadomo dlaczego). :)
      No i podbijam pytanie o plemię z Wilkołaka!

      Usuń
    6. O tak! W końcu ktoś kto rozumie mojego fioła na punkcie Raimiego. Martwe Zło 2 mogę oglądać w kółko. Te hektolitry syropu... :D

      A Ty grałaś w Wilkołaka?

      Usuń
  5. To ja też coś opowiem... Żeby się z wami jeszcze lepiej zintegrować. :)

    Ja mam bardzo ambiwalentny stosunek do wampirów i wszystkiego co z nimi związane. Z jednej strony lubię horrory, mroczne klimaty, opowieści niesamowite i tak dalej. Z drugiej strony nienawidzę popkultury i mody na jakieś tematy, które się potem wałkuje do znudzenia. I tak na przykład książki o wampirach podobały mi się w podstawówce, ale potem jak się zrobił bum na romanse o świecących wege-wampirach to na samo słowo "wampir" zgrzytały mi zęby. Z trzeciej strony są słowiańskie wąpierze i moje dziwne hobby (kości), więc historyczne pochówki wampirów to coś co mnie szalenie fascynuje. A z czwartej strony jest Wampir Maskarada. Tutaj chyba nie muszę dużo mówić skoro w sieci używam nicka "malkav".

    U mnie z Maskaradą było kompletnie od innej strony, bo moje doświadczenia z grami rpg ograniczają się do dwóch sesji w życiu - z czego jedną tylko obserwowałem. Poza tym sesja była nie z Wampira tylko z Wilkołaka. (W ogóle to ja za grami rpg jakoś nie przepadam, co najwyżej niektóre komputerowe lubię).
    Pierwszym kontaktem z Maskaradą była oczywiście gra komputerowa, ale nie "Bloodlines" tylko "Redemption". Gra bardzo mi się kojarzy z inną zajebistą grą "Call of Cthulhu: Mroczne zakątki świata" bo tak samo - gra zajebista, trzeba się postarać, klimat jest, ale psuje się tak, że przejść się tego nie da nawet z łatkami i zapisywaniem co minutę. Ale i tak gra mnie szalenie wciągnęła w ten świat. Śmiało mogę stwierdzić, że taki podręcznik np. do Mrocznych Wieków jest lepszy niż niejedna powieść o wampirach. ;)
    "Bloodlines" przyszło praktycznie na końcu, bo stosunkowo niedawno - tak ze dwa lata temu. I to chyba tyle.

    Za to w kwestii postaci. Ripper to nagły przypływ weny na widok grupowca w tym uniwersum. :)
    Klan Malkavian to rzecz jasna mój ukochany klan, bo można w nim kompletnie zaszaleć z postacią i nie trzeba trzymać się archetypów postaci, jak w większości klanów. A Odszczepieńcy Malkavian są jeszcze wspanialsi pod tym względem. :)
    Schizofrenia Rippera wzięła się od mojej fascynacji tą chorobą. Nie wiem czy się do tego przyznawać, ale mam w dość bliskiej rodzinie aż dwójkę schizofreników i sposób myślenia tych ludzi i ich zachowanie jest absolutnie fascynujące - czasem zabawne, a czasem niesamowicie przerażające. Dlatego ta choroba mnie fascynuje i Ripper musiał koniecznie mieć schizforenię. Cała reszta to zbiór różnych dziwnych elementów. Trochę Ripper zawdzięcza wizerunkowi, trochę dialogom i epickim momentom Malkavina z "Bloodlines", trochę ma ze mnie (między innymi moje hobby związane z kośćmi), a trochę w tym zasługa Foxa, bo mi podrzucił fajny pomysł, całą reszta jest zupełnie "od czapy" - pisana na fali weny. Poza tym mnogość osobowości i zaburzenia tożsamości związane z klanem to też takie trochę cwaniactwo z mojej strony, dające mi możliwość by czasem pobawić się niejako zupełnie inną postacią i urozmaicić sobie pisanie. :D
    Generalnie bardzo nieobiektywnie uwielbiam swojego Rippera. O dziwo chyba jak dotąd ze wszystkich moich postaci jego lubię najbardziej. Ot taka postać dla frajdy i już. Niby bez głębszych przesłań czy nawiązań, a jednak ma w sobie "to coś".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwie sesje, ale z jakim efektem!

      To naprawdę z zupełnie innej strony, zaczynając od "Redemption". Większość moich znajomych częściej przyznaje, że zaczynała od "Bloodlines", ale racja... Redemption miało coś w sobie co przypominało Cthulhu, czuło się podobny klimat.

      Ripper to naprawdę cudowna w swym wariactwie postać i ciekawie się o niej czyta, z cała pewnością jeszcze lepiej poznaje :D I cieszy się, że przypływ weny zadziałał tak dobrze. Jezu, pamiętam te rozmowy Malkava ze wszystkim i momenty kiedy człowiek tak się wczuwał, że te w gruncie rzeczy było to zupełnie naturalne dla gracza :D
      Moja mama jest pielęgniarką na oddziale psychiatrycznym i tu się muszę z tobą zgodzić - ludzie ze schizofrenią i ich zachowanie jest satysfakcjonujące. Historie jakie czasem mi opowiadała jednak potrafiły czasem zajść za skórę nieprzyjemnym dreszczem strachu i jej słowa by nigdy, przenigdy nie odwracać się plecami do pacjenta ze schizofrenią na oddziale.

      I racja - ludziom grającym Malkavami jest dobrze, bo mają mnogość postaci w jednej :D

      Usuń
    2. Piorunującym!

      Podobny klimat i podobny stopień irytacji. Obie te gry potrafią wywołać uczucie kiedy ma się chęć wyrzucić komputer przez okno, więc jak tu ich nie kochać? :)

      Dialog ze znakiem stopu był najlepszy. Do teraz ile razy widzę znak stopu to chce mi się śmiać (co de facto musi bardzo dziwnie wyglądać xD). Albo dialogi z telewizorem. Nie no Malkav rządzi! :D
      To ma bardzo ciekawą pracę. :) Dokładnie, a jak się zostaje sam na sam ze schizofrenikiem to dopiero potrafi być ciekawie. Najzabawniejsze w tym wszystkim potrafi być to jacy schizofrenicy potrafią być do bólu logiczni i wręcz racjonalni w swoich urojeniach. To dopiero potrafi być przerażające.

      No ba, Malkavianie zdecydowanie najlepsi. :)

      Usuń
    3. Ja również całkowicie nieobiektywnie uwielbiam Niko, więc mogę Ci przybić piątkę. :)
      Ripper jest kapitalny i cudownie pokręcony. Oj, robisz mi niezłą konkurencję. :)
      Schizofrenicy rzeczywiście są niesamowici. Kiedyś przez krótki czas miałam sąsiada schizofrenika i naprawdę potrafią zrobić wrażenie, więc wow...

      Usuń
    4. Witaj w klubie! :)
      Tacy z nich Malkavianie - czasem nie wiadomo czy się śmiać czy uciekać gdzie pieprz rośnie...

      Usuń
  6. To może i ja dodam coś od siebie, choć chyba jestem osobą najbardziej nie w temacie. Boję się horrorów, a jeszcze bardziej boję się po ich obejrzeniu iść sama gdziekolwiek, nawet do łazienki. O wiele bardziej niż wampiry, jednakże, przerażają mnie wszelakiego rodzaju duchy, strachy i inne zjawy. Ale lubię od czasu do czasu przeczytać coś, co trzyma mnie w napięciu.

    Jeszcze niedawno moim jedynym kontaktem z wampirami było obejrzenie Wywiadu z wampirem. Generalnie namiętnie grywam w różne gry i strategiczne, i rpg, ale z tematyką wampirzą jakoś było mi nie po drodze, nie trafiłam na nic, co zwaliłoby mnie z nóg (choć umarłam oglądając durną parodię zmierzchu - nie polecam).

    Trafiłam jednak kiedyś na wampirzego grupowca, który niestety długo nie pożył, ale dzięki niemu tak naprawdę powstała Hellen, jaką znacie (albo jeszcze jej nie znacie, zależy jak patrzeć). Hellen tak naprawdę zrodziła się z tęsknoty za dojrzałą, spokojną i jajogłową wampirzycą, która nie miała okazji nigdy wcześniej się rozwinąć, aż do momentu, w którym pojawiła się na tym blogu. Jej historia, wtedy jeszcze niedopracowana, dostała drugą szansę. Przemyślałam ją całą, choć nie zaplanowałam w najdrobniejszych szczegółach (całe szczęście!). Decyzja o klanie nie była prosta, ale ostatecznie postawiłam na władzę w sensie kontroli. Kontroli wszystkiego, co Hellen otacza. Choć może nie widać tego na pierwszy rzut oka, moja wampirzyca jest chora na tym punkcie. Mam nadzieję, że pokieruję nią tak, bym w końcu nie tęskniła za moim niespełnionym wampirem, a mogła trzymać Was w napięciu i chęci poznania jej nieco bliżej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z gier to polecam "VtM: Bloodlines", bo to co oni odstawili z różnorodnością rozgrywki, wpływem wyborów i różnymi zakończeniami - boje na głowę współczesne gry, które niby posiadają ileś zakończeń i różnorodne wybory. Do tego "VtM: Redemption" o ile masz anielską cierpliwość do starych gier, które nie chodzą jak trzeba. ;)
      No i "Nosferatu: The Wrath of Malachi" to już bardziej do bania się i dreszczyku, bo potrafi nieźle nastraszyć. Ale dla samego klimatu warto pograć.
      Więcej dobrych gier o wampirach mi nie przychodzi do głowy, więc jak widać kiepsko w tej tematyce o coś ciekawego. :)

      Btw. podoba mi się pomysł na postać z obsesją na punkcie kontroli. :)

      Usuń
    2. Och, pięknie dziękuję! Teraz mam krótkie wakacje to na pewno skorzystam i się przy okazji doedukuję. Przy okazji Inkwizycji zawdzięczam instrukcję wgrania wszelakich potrzebnych patchy, łatków i innych bajerów, na których się nie znam, więc jak tylko uda mi się pokonać własny komputer to na pewno zagram. A obsesję na punkcie kontroli, choć baaaardzo głęboko skrywaną, Hellen ma chyba po mamusi. To znaczy po mnie ;)

      Usuń
    3. Czuję się zaszczycona i mam nadzieję, że gierka będzie śmigać jak należy. :)
      W ogóle bardzo mi się podoba Twój pomysł na kreację poważnej i doświadczonej wampirzycy (nie wspominając już, że sama Hellen jest świetna). Nie wiem jak inni, ale ja nie mogę się doczekać by poznać bliżej Hellen, więc można powiedzieć, że cel osiągnęłaś. :D

      Usuń
    4. Nawet z łatkami czasem jest ciężko w miarę normalnie grać, ale na pewno jest o niebo lepiej. :)

      Usuń
  7. To ja też się nieco wyłamię z tego towarzystwa, bo (podobnie jak Prudence) nie lubię wampirów. Jeszcze dobry film czy ciekawa książka o wampirach jakoś przejdzie, ale poza tym to raczej mnie wampiry irytują. Podobał mi się chyba tylko "Nosferatu" Herzoga, bo uwielbiam pana Kińskiego, no i ewentualnie "Dracula" Stokera, bo to klasyka i kawał dobrej literatury. I tyle.

    A Wampir Maskarada. Kiedyś na wakacjach znajomi sobie robili sesje z Wampira. Jakoś nie bardzo mnie to interesowało, bo chociaż lubię grać na komputerze w gry strategiczne i rpg, tak tematyka wampirów mnie nie kręci. No, ale dałem się któregoś razu namówić żeby pograć z nimi jedną sesję i jakimś cudem mnie wciągnęli. :)

    Quinlan to również efekt tej "jednej" sesji, która się potem magicznie rozrosła. Pan Egzekutor był takim NPC, który zaczął moim znajomym żyć własnym życiem. Ponieważ nie byłem zainteresowany bawieniem się w tworzenie postaci i tak dalej to zaproponowano mi jakby gościnne posterowanie panem Quinlanem. Polityka w Świecie Mroku mi się spodobała, sama postać też to stwierdziłem, że można spróbować. No i jakoś tak bardzo polubiłem gościa. :) Z takich ciekawostek to w pierwotnej wersji Quinlan nazywał się Quintus, pochodził z V pokolenia i klanu Gangrel oraz był trochę starszy, ponieważ historycznie związany był z ostatnimi latami panowania Rzymian w Brytanii. Quinlan jakiego znacie z bloga ewoluował do obecnej postaci dzięki mnie. Pierwsze co, to uparłem się by był z klanu Nosferatu, bo Nosferatu od pierwszej chwili wydawali mi się tacy najbardziej "rasowi". Zmieniłem mu też historię, tak by był krzyżowcem, a nie barbarzyńcą. A nowe imię to zasługa książki "Mrok" del Toro i Hogana, w której występował pół-wampir Quinlan, który szalenie mnie bawił, (a żeby było ciekawiej Quinlan to też bardzo ciekawe imię celtyckie). Chyba podświadomie na początku chciałem trochę sobie żartować z tej sesji. ;)
    Bardzo lubię Quinlana jako postać, ale zbyt wiele z nim wspólnego nie mam. To raczej taka postać którą bardzo dobrze i ciekawie mi się prowadzi. (Mam tylko lenia po "umieraniu" i dlatego nadal wam nie odpisuję. ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę - jedna z najciekawszych postaci na blogu, a autor nie lubi wampirów. To dopiero zaskoczenie. :D

      A historia postaci naprawdę zaskakująca. I muszę przyznać, że Twoja wersja wydaje mi się dużo ciekawsza od początkowej. (bo oryginalniejsza) :)

      Usuń
    2. Egzekutor, Nosferatu, klimatyczność sama w sobie i jedna z najbardziej odjechanych postaci na blogu... i nie lubi wampirów. Wow, to mnie zaskoczyło. :D
      Historia powstania postaci z npc też mnie nieźle zadziwiła, więc po raz kolejny wielkie wow. ;)

      A propos Quinlana - serial "The Strain" to jeden z tych seriali, które oglądam z pewną dozą masochizmu i radości - by się pośmiać. I od pierwszego kopa serialowy Quinlan mnie rozwalał swoim opieprzaniem wszystkich dookoła. xD

      Usuń
  8. Fajowski post integracyjny. Tyle się tu o was wszystkim ciekawych rzeczy dowiedziałam, że ho ho. :)

    Cóż ja chyba nie będę zbyt oryginalna w kwestii wampirów, bo podobnie jak przedmówcy - Hunter, Ripper czy Mads. Maniaczką wampirów nie jestem. Znam te najbardziej kultowe pozycje w kinie i literaturze. Miłością nie pałam, ale niechęcią też nie. Za to zawsze szalenie mnie irytowało przedstawianie wampirów w stylu - ma 500 lat, wygląda na 15 i umysł też ma jak u 15 latka. Mam wrażenie, że nikt nigdy nie spróbował nawet wykorzystać potencjału tego jak bardzo zrytą psychikę miałby ktoś po kilkuset latach. W ogóle tutaj nie dotyczy to tylko wampirów, ale wszelkich długowiecznych stworów w literaturze czy filmie. Nie wiem czy udałoby mi się znaleźć choćby kilka przykładów dobrego wykreowania tak bardzo starej duszy. Tego mi brakuje. Bo jeśli chodzi o kilkusetletnich... gimbusów to mówię zdecydowanie "nie" i w ogóle "a kysz!". xD

    Jeśli chodzi o Wampira Maskaradę, to bij zabij nie mam zielonego pojęcia od czego się właściwie zaczęło. W rpgi grywałam jak Fox, już praktycznie w podstawówce, bo mój najlepszy kolega z klasy (i zarazem praktycznie sąsiad) był wielkim fanem rpg, ciągle chodził z podręcznikami i nie miał z kim grać. Ostatecznie on, ja i jeszcze jeden nasz kolega z bloku grywaliśmy sobie w różne rpgi baaardzo amatorsko już jako małe dzieciaki. Czyli różne tego typu gry znałam, ale bardzo amatorsko. Ciężko mi powiedzieć kiedy się zaczęłam tego typu grami interesować bardziej, bo z jednej strony bardzo się w to wciągałam, z drugiej subkultura graczy rpg mnie przerażała (i do dziś przeraża xD). Wiecie te wszystkie zloty, imprezy, larpy... ogółem straszne maniaczenie. Dla mnie rpgi to rozrywka - jak wyjście do kina czy nocny maraton horrorów ze znajomymi. Po prostu nie umiem się aż tak bardzo zaangażować w jeden temat (i znać na pamięć wszystkie szczególiki). No, ale nie o tym tu mowa. Wampira bliżej poznałam kiedy mieliśmy ze znajomymi zrobić sobie wampirkową sesję, a nasz kolega, który uparł się prowadzić sesję okazał się delikatnie mówiąc... koszmarnym MG, który nie bardzo umiał cokolwiek zorganizować (a potem jeszcze strzelił focha). Ponieważ w tamtym czasie (w tym samym gronie znajomych) robiłam za MG do Zew Cthulhu, to stwierdziłam coś w stylu "Ja sobie nie poradzę?". Potem jakoś poszło z górki. Chcąc ni chcąc musiałam bardzo dobrze ogarnąć świat i dałam się wkręcić w klimat. Spodobało mi się bardzo przedstawienie wampirów w grze (chociaż nie byłam wcześniej przekonana), pomysł z klanami i ich specyficznymi zdolnościami, cały klimacik. Ogółem gra bardzo mnie wciągnęła (moich znajomych też) i jest obecnie jednym z moich ulubionych rpgów. Chociaż Maskaradzie bardzo daleko do przecudownych "Mrocznych Wieków" (Zróbmy kiedyś na blogu mini sesję z Mrocznych Wieków!).
    I tyle. Nie wiem co mogę dodać. Jak chcecie mogę wam kiedyś poopowiadać jakieś śmieszne kwiatki z sesji. :)

    Na koniec postać. Danica powstała dzięki pomysłowi Quinlana, oraz dzięki pasji. Quinlan tu widzę nie wspomniał, ale jego postać została w większości stworzona przeze mnie (przynajmniej pierwotna wersja), a moja w większości przez niego. Przerobiłam jego pomysł na postać z przeszłości pana Egzekutora, urozmaiciłam po swojemu, dodałam tło historyczne, które uwielbiam... i tak powstała Danica. Jej tworzenie sprawiło mi olbrzymią frajdę. Przy okazji też muszę się przyznać, że uwielbiam kreować stare i potężne wampiry (takie jak ona), bo w końcu mam okazję by wykorzystać potencjał jaki daje próba wykreowania istoty bardzo starej, które swoje już przeżyła i w której praktycznie nie ma już śladów bycia człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  9. W kwestii charakteru to jest do mnie częściowo podobna. Jestem takim wolnym duchem, trochę outsaiderem, lepiej dogaduję się ze zwierzakami niż z ludźmi i o dziwo nawet trochę nie nadążam za postępem (nowe smartfony to dla mnie telewizorki, facebook mnie przeraża, a portali społecznościowych nie ogarniam). Z drugiej strony Danica składa się też z cech kompletnie mi obcych. Pod wieloma względami jest taka jaka jest, bo chce wykreować właśnie starą i potężną istotę, która zarazem jest już takim reliktem przeszłości. Danica to też efekt mojej pasji odnośnie historii Scytów.
    A co do poprzedniej postaci... to Beckett zawsze był moją ulubioną postacią kanoniczną. Ciężko było mi się z nim rozstać, ale miałam chęć wykreować też swoją własną postać. :)

    No i mi podzieliło... Wrrr ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy prawdziwego MG na blogu, super! :D
      To dawaj - zróbmy mini sesję z Mrocznych Wieków, jestem za!
      Nie wiem jak inni, ale ja jestem na tak jeśli chodzi o śmieszne akcje z sesji (zwłaszcza te z Malkavianami). :)

      Postacie tworzone z frajdy i na fali weny - zawsze wychodzą najlepiej. :)

      Usuń
    2. Też zawsze miałam ten problem z przedstawieniem istot długowiecznych. Moja teoria jest taka, że dobrych kreacji takich postaci nie ma, bo ludzie nie potrafią sobie tego wyobrazić, bo żyją zbyt krótko. Czyli nie doczekamy się. :)

      Z chęcią stworzę średniowiecznego Niko, więc jestem bardzo, ale to bardzo na tak. :)

      Danica mnie zachwyca, bo czuć w niej właśnie tą wiekowość. Chyba mało kto dałby sobie radę z tak trudną postacią jak ona. :)

      Usuń
  10. Czytam tak sobie wasze naprawdę świetne historie i stwierdziłem, że też o sobie napiszę. Najwyżej wyjdę na kompletnego dziwoląga. ;)

    Cóż, mnie wampiry nie kręcą, ponieważ sam jestem wampirem. Dosłownie. W mojej rodzinie wampiryzm jest udokumentowany od pięciu pokoleń, a z rodzinnych historii wynika, że ciągnie się to nawet jeszcze dłużej. Mówię tu rzecz jasna o chorobie, potocznie nazywanej wampiryzmem, a fachowo porfirią. :)
    Rzecz jasna odmian porfirii jest masa (niektóre potrafią nawet zabić, innych się nie zauważa) i prawie u nikogo z rodziny przebieg choroby nie był identyczny. Sam choruję (najprawdopodobniej) na odmianę mieszaną, ponieważ skóra rozpuszcza mi się na słońcu i tak dalej, ale też zdarzają mi się ataki wątrobowe. Żeby nie było zbyt naukowo i sztywno to opowiem trochę ile z wampira ma porfiryk (lub na odwrót). Od czasu do czasu biorę leki, które produkowane są z frakcji krwi (tak - ludzkiej, najczęściej z hemoglobiny). Po wyjściu na słońce w ciągu kilku minut dzieje się ze mną mniej więcej coś takiego: robię się czerwony jak po zbyt długim opalaniu, zaczynam odczuwać coś porównywalnego do masy drobnych igieł, które wbijają mi się pod skórę, potem pojawiają się pęcherze jak od poparzenia... a potem skóra się wręcz rozpuszcza - co wygląda mniej więcej jakby coś mi wyszarpało kawałek ciała. Nie lubię czosnku, małą ilość jestem w stanie wytrzymać, ale przy większych ilościach dosłownie mnie skręca. :D Mam tak ekstremalny światłowstręt, że w piękny słoneczny dzień, nawet w najciemniejszych okularach jestem praktycznie ślepy, bo jest mi za widno. Za to nocą widzę wszystko bardzo wyraźnie. Z powodu tego, że za dnia słabo widzę - mam bardzo wyostrzone zmysły - zapachy, dźwięki itp. co bywa koszmarnie uciążliwe, bo wciąż wszystko jest za głośne, wszyscy ludzie się drą, wszystko śmierdzi, ubrania są niewygodne itp. Do tego dochodzi wrażliwość na temperatury +20 stopni, a ja narzekam, że za gorąco, +30 stopni - umieram. xD Co ciekawe w drugą stronę to nie działa. Potrafię spać przy otwartym oknie jak jest mróz i czuję się wspaniale. Rzecz jasna kiedy tylko mogę to sypiam w dzień. Mam wspaniałe zewnętrzne rolety, w całym domu wiszą wielkie zasłony, bo moja matka i dziadek też chorują. Reszta rodziny z nami wręcz nie wytrzymuje, bo kiedy oni chcą spać - my się ożywiamy i na odwrót. :D
    Co tu jeszcze mogę powiedzieć? Generalnie wampiryzm nie jest jakąś straszną chorobą (te najbardziej przerażające odmiany trafiają się wyjątkowo). Jest potwornie upierdliwy, ale póki nie robi się głupot mogących zaszkodzić (chodzenie po słońcu, opalanie się, picie alkoholu, palenie, stres itp.) to wszystko jest ok. Poniekąd wymusza to zdrowy, chociaż dość dziwaczny tryb życia. Mnie chyba najbardziej w całej chorobie przeszkadza problem z zębami - dziąsła się potwornie obkurczają (i notorycznie krwawią), więc praktycznie co chwila trzeba lakierować odsłonięte szyjki zębowe (a przy okazji wygląda się jak jakaś strzyga z tymi zębami ;)). Z takich zabawnych rzeczy - najskuteczniejszym lekiem na porfirie jest cukier. Mogę, a nawet muszę, objadać się słodyczami w hurtowych ilościach. Często zdarza się, że nie mogę jeść nic innego - po wszystkim czuję się fatalnie, a po słodyczach fantastycznie. Żeby było wesoło to ciężko od tego przytyć, bo zapotrzebowanie organizmu na cukier jest tak olbrzymie, że praktycznie wszystko co się zje - organizm natychmiast przetwarza. Czyli jak widać prawdziwe wampiry nie trzęsą się do krwi, tylko do cukierków. xD
    Nie wiem co by tu jeszcze dodać. Ogółem wampiryzm to temat rzeka. Oczywiście ten prawdziwy, medyczny. O fikcyjnych wampirach się raczej nie wypowiadam, bo w większości mnie ta tematyka niezbyt ciekawi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A teraz druga część. Dlaczego Wampir Maskarada? Bo Malkavianie mnie bardzo ujęli. Nie od pierwszej chwili, ale jak już się nimi zaciekawiłem to przepadłem. :)
      A Vangelis... To taka moja idealna postać Malkaviana, którym chętnie bym pograł. Zawsze mi się podobali prorocy i wyrocznie wśród Malkavian, więc musiałem koniecznie stworzyć taką postać.
      Jeśli chodzi o podobieństwo postaci do mnie, to jest ono całkiem spore. Mam różne dziwne zainteresowania (np. oobe), fascynuje mnie ludzki umysł i podobnie jak moja postać sam mam dość zmienny charakter, w którym jest tylko kilka stałych niezmiennych cech, a cała reszta jest bardzo płynna. Na dodatek jak wspominałem przedtem - jestem potwornie nadwrażliwy na bodźce. Również pomysł by Vangelis cierpiał akurat na psychozę nie był przypadkowy. Przy porfirii czasem zdarzają się chwilowe zaburzenia psychiczne (choć o podłożu fizycznym, nie psychicznym), kiedyś miałem przez to trwający parę dni epizod psychotyczny, którego nie da się zapomnieć. To jak się myśli i czuje w czasie psychozy jest nie do opisania. To trochę jak podczas gorączki, kiedy ma się majaki, tylko że jest się absolutnie przytomnym, świat wydaje się racjonalny, a urojenia tak naturalne, że kiedy w końcu miną - rzeczywistość wydaje się strasznie dziwaczna bez nich. Pamiętam, że podczas tego epizodu usiadłem i zacząłem pisać - zapisałem 120 stron (ręcznie) jakiegoś chorego strumienia świadomości i do dzisiaj trzymam te notatki, bo aż nie mogę uwierzyć, że takie dziwne rzeczy mi siedziały w głowie. :)
      Można powiedzieć, że stworzyłem tą postać tak, a nie inaczej, ponieważ wielu fanów Maskarady kompletnie nie rozumie Malkavian i nie umie sobie wyobrazić pewnych rzeczy, które dla mnie są poniekąd rzeczywistością. :)

      No cóż, wyszedłem teraz najprawdopodobniej na potwornego świra i dziwoląga. Może tylko na koniec dodam, że wbrew pozorom jestem całkowicie normalny. Warto też wiedzieć, że problemy psychiczne ludzi z porfirią nie są psychiczne i kiedy występują nie powinno się chodzić z nimi do psychiatry - tylko do neurologa. To tak na wszelki wypadek żebyście nie uważali mnie za czuba. xD

      Usuń
    2. Ile ja się kiedyś naczytałam o tej chorobie, bo się bałam, że ją mam. Serio. Bo nie mogę przebywać na słońcu, w słoneczne dni bez okularów nie widzę i inne takie, ale okazało się, że to nie ta bajka. Ja po prostu tak mam. A ogólnie choroby, jak jakiejkolwiek, nie zazdroszczę. Ale czasem fajnie tak wyskoczyć z tekstem: "Jestem wampirem!". Okej, to z mojej strony mało poważne, nie?
      I za tych Malkavian, no podziwiam, bo ja ich nie kumam. I nawet nie chcę pojąć :D
      P.S.
      Buuu! A ja na cukier muszę uważać.
      P.S.2
      Ty siedzisz w wampiryzmie medycznym, bo c bliski. A ja w wampiryzmie krwi i seksualnym, czyli w tej drugiej bajce. XD

      Okej, już się zamykam. Bo bredzę.

      Usuń
    3. Do tej pory nie miałam pojęcia, że istnieje taka choroba.
      Serio.
      Ile można się dowiedzieć. :D

      Usuń