"Pomówimy o..." czyli recenzja filmu Książę Dracula - Dracula (1931), która tak właściwe to z recenzją niewiele ma wspólnego. Za popełniony tekst odpowiada Dragomir Bolivar i jego support, czyli Heretika Kain. Uwierzcie, że film jest lepszy, niż ten tekst (albo odwrotnie).
Kończąc te wstrętne wypociny dotyczące filmu o którym, kto jak kto, ale nasz duet pisać nie powinien, bo bezcześcimy wszystko co się da, a obrazoburczość i bezsensowna gadanina to nasza mocna strona, doszliśmy do wniosku, że chyba zaczniemy czytać opowiadania o wampirach i je komentować. Cóż. Drago czasem ma dobre pomysły.
"Po męczącej podróży poprzez Karpaty Renfield dociera do mrocznego zamku Draculi, aby sfinalizować sprzedaż opactwa Carfax w Londynie hrabiemu, który okazuje się wampirem. Odurzony przez hrabiego Renfield staje się jego sługusem i pomaga Draculi dotrzeć do Anglii. W Londynie hrabia wypija krew młodej Lucy Weston, zamieniając ją w wampirzycę, a następnie zwraca swoje zainteresowanie w stronę jej przyjaciółki Miny Seward. Ojciec Miny wzywa specjalistę, doktora Van Helsinga. Wspólnie z narzeczonym Miny, Johnem Harkerem, postanawiają unicestwić Draculę."
Heretika Kain: Czyli: "Dzień dobry, ale ja poproszę książkę Brama Stokera."
Dragomir Bolivar: Warto by czasem coś obejrzeć, a nie przesiadywać w mojej prywatnej bibliotece.
Heretika Kain: MOJEJ. Mojej bibliotece.
Dragomir Bolivar: Ale, zaraz... współczesnego oglądałaś i nie marudziłaś.
Heretika Kain: Ciiii! To co innego.
Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość... Choć podstawy każdego filmu, czy serialu są takie same to obrazu Draculi zgoła inne, ale przejdźmy do filmu, pozostawiając rozprawę dotyczącą wielokrotnie pojawiającej się postaci hrabiego-krwiopijcy w kinematografii. W innym przypadku, w tej chwili mogłaby wybuchnąć kłótnia. Dragomir bardzo lubi się ze mną kłócić.
Heretika Kain: A, więc...
Dragomir Bolivar: Nie zaczynamy od "A, więc..."
Heretika Kain: Czyli: "Dzień dobry, ale ja poproszę książkę Brama Stokera."
Dragomir Bolivar: Warto by czasem coś obejrzeć, a nie przesiadywać w mojej prywatnej bibliotece.
Heretika Kain: MOJEJ. Mojej bibliotece.
Dragomir Bolivar: Ale, zaraz... współczesnego oglądałaś i nie marudziłaś.
Heretika Kain: Ciiii! To co innego.
Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość... Choć podstawy każdego filmu, czy serialu są takie same to obrazu Draculi zgoła inne, ale przejdźmy do filmu, pozostawiając rozprawę dotyczącą wielokrotnie pojawiającej się postaci hrabiego-krwiopijcy w kinematografii. W innym przypadku, w tej chwili mogłaby wybuchnąć kłótnia. Dragomir bardzo lubi się ze mną kłócić.
Heretika Kain: A, więc...
Dragomir Bolivar: Nie zaczynamy od "A, więc..."
Cofnęliśmy się w czasie, a właściwie spróbowaliśmy, jednak nim to nastąpiło portal Filmweb okazał się niezwykle pomocny serwując opis filmu, który powoli wczytywał się w innej karcie wyszukiwarki, by za chwilę zostać odtworzonym. Szybko okazało się, że wyżej przytoczony opis to praktycznie cały film w kilku zdaniach. Ale, jak to? Otóż tak to. Nic dodać, nic ująć. Widocznie za bardzo przywykliśmy do współczesnego kina, jednak przejdźmy dalej, a właściwie wróćmy do początku, czyli momentu, gdy zasiedliśmy przed ekranem komputera.
Heretika Kain: Panie Renfield, cóż pan najlepszego uczynił? – było pytaniem, które nasunęło się w pierwszym nadarzającym się momencie, czyli początek akcji i trach! Mamy podróż, wystraszonych ludzi, brak wiary w opowieści, 'niestworzone' historie i powóz umówiony o północy na przełęczy. Jak bardzo trzeba być naiwnym, albo ślepym, by nie dostrzec, że jest coś nie tak? Ależ, w tamtych czasach przecież wszyscy bredzili...
Dragomir Bolivar: Tak, jak ty teraz...
Heretika Kain: Cierpliwie znosiłam towarzystwo Dragomira, który nie raz miał więcej do powiedzenia nie na temat, niż o samym filmie. Sceny początkowe wydawały się zapowiedzią nadchodzącej tragedii, a właściwie były same w sobie znakiem, że Dracula to nie taki zwykły mieszkaniec zamku. Bo kto normalny mieszka w zamku?
Dodatkowo Renfield sam się pcha tam, gdzie akurat bardzo go chcą. Darmowe żarcie! Bo kto by wierzył w stwory żyjące nocą, zmieniające się w nietoperze, czy wilki? Ba, a do tego poligamiczne związki? Przecież to samo w sobie brzmi, jak jakaś bujda, więc... olać pogłoski i jazda do zamku!
Dragomir Bolivar: Nim do zamku dotrzemy. Renfield, całkiem przy okazji, dostaje krzyżyk, który jest motywem pojawiającym się w wielu filmach o wampirach, jakby obecnie miało to kogoś obronić.
Heretika Kain: Ale widziałeś ten krzyżyk? I mówimy o tamtych czasach, nie obecnych.
Dragomir Bolivar: Krucifiks!
Heretika Kain: Bo Jezusek ukrzyżowany. Kruca fiks! Tfu, kruca fuks!
Dragomir Bolivar: Ale, że czekaj... że Jezus kogoś obroni?
Heretika Kain: Zmieniasz temat. O tym kiedy indziej. Po prostu, tak się przyjęło, że wampiry boją się krzyży, czosnku i kilku innych rzeczy. Takie strachliwe stworki. A z krzyża zrobić można kołek, o!
Dragomir Bolivar: Dobra, dobra. Wygrałaś. Przejdźmy dalej.
Heretika Kain: Dyskusja z Dragomirem potrafi wspiąć się na szczyt bezsensowności. Naprawdę. Wróćmy do filmu. Tutaj powinna być przerażająca melodia zapowiadająca pojawienie się tytułowej postaci, bo oto na scenę wkracza Dracula! Bela Lugosi we własnej osobie mistrz i jedyny w swoim rodzaju.
Dragomir Bolivar: I jego małżonki. Całkiem zacne.
Heretika Kain: *klasyczny facepalm* Drago, przysięgam, że nie przeżyjesz...
Proszę, proszę. Lecimy klasyką. Mamy wycie wilków. Scenerię, jak z taniego filmu lub amatorskiego teatru. Ktoś wie jaki był budżet? Wizualnie szału nie ma, ale czego się spodziewać po takim skoku w przeszłość... Perspektywa czasu i rozwój sztuki filmowej robi swoje. Czepiamy się szczegółów porównując je do współczesnych wystrojów, muzyki i efektów specjalnych. Nasz błąd.
Dragomir Bolivar: Nie no. Mgła jest zajebista.
Heretika Kain: *chrząknięcie* Jak w jarającej się fabryce...
Dragomir Bolivar: Nietoperze są genialne. Prymitywne, a jak urzekające.
Heretika Kain: Wystrój, jak na amatorskie Halloween.
Dragomir Bolivar: Ale zameczek to ma ładny.
Heretika Kain: Ociupinkę zakurzony.
Ciężka analiza miejsca zamieszkania doprowadziła do dyskusji, która nie powinna nawet przejść przez myśl, a jednak. Wylądowaliśmy przy pytaniu...
Dragomir Bolivar: Ej, dlaczego wampiry nie mieszkają w willach i pięknych posiadłościach?
Heretika Kain: Rozmawiamy o filmie z 1931, czy ty się spodziewasz willi w nadmorskiej miejscowości z systemem samościemniającymy szyby?
Kręcąc się wokół scenografii wielokrotnie wracaliśmy do sprawy nietoperzy. Owe stworzonka pojawiają się kilkukrotnie, więc ciężko je pominąć.
Dragomir Bolivar: O kurwa, nietoperze na sznurkach. Nie mogłaś trzasnąć takich dekoracji u Nas?
Niestety, takowe dekoracje nie mogły się pojawić. Uczepił się czegoś innego.
Dragomir Bolivar: Jaki bród, smród i ubóstwo...
Heretika Kain: Bolivar, zamknij się.
Cóż. To dopiero kilka minut filmu, a już nie zapowiada się dobrze.
Heretika Kain: Wstrętny pająk.
Dragomir Bolivar: Krew to życie. Szybko mamy morał.
Dragomir Bolivar: Ty, patrz. Zrobił mu żarcie, a chwilę później zarąbał laskę i płaszcz!
Heretika Kain: W przeciwieństwie do ciebie jest dobrze wychowany.
Dragomir Bolivar: Czekaj, czy ja powiedziałem laskę?
Heretika Kain: Tak, dokładnie. Takie drewniane coś to laska. Twój sugestywny uśmiech nie jest tu potrzebny.
Wiele niepotrzebnych dialogów później.
Ataki na ludzi, bardzo delikatne i odbywające się właściwie poza kadrem, zamiast wszechobecnego chlapania krwi i latania flaków, czy innych takich – nawet nie wiedziałam, że się tak dało. Obecnie krew leje się wszędzie. Najczęściej.
Dragomir Bolivar: Lubię krew. A tu było szaro, buro i ponuro. Za mało wymownie.
Heretika Kain: To pooglądaj coś współczesnego, albo relację z rzeźni. Zaś tutaj można sobie dopowiedzieć, czyli jest spore pole do popisu dla wyobraźni.
Postać Lugosiego i to jakiego Draculę stworzył, a właściwie jakim Draculą był jest tym, co film ma w sobie najmocniejszego. Wszystkie postaci na jego tle wydają się dość wyblakłe, choć Renfield, jako wariat mógłby bez problemu znaleźć się na drugim miejscu podium. Na trzecim, jak dla mnie: Van Helsing, bo od zawsze miałam sentyment do wszystkich Van Helsingów, jacy prezentowani byli w filmach, zaś Dragomir postulował tutaj za Miną Harker, nie dopytywałam dlaczego.
Dla niektórych zabawnym może się okazać, że również czarno-biała wersja jest atutem. Mrok sam w sobie! Czyli mamy już dwie zalety. Jest też trzecia, ale tutaj wiele osób może się nie zgodzić, rozbieżność z oryginałem, czyli luźne podejście do tego, co Stoker stworzył. Często marudzę, że książki lepsze, ale jeśli chodzi o ekranizację to nie jestem zwolenniczkę sztywnego trzymania się ram tego, co wykreował autor powieści. Być może w tym przypadku nie są to jakieś ogromne różnice, ale jednak... i mnie się to podoba. Okazuje się, że można wyjść obronną ręką, choć odchodzi się od oryginału.
Dla niektórych zabawnym może się okazać, że również czarno-biała wersja jest atutem. Mrok sam w sobie! Czyli mamy już dwie zalety. Jest też trzecia, ale tutaj wiele osób może się nie zgodzić, rozbieżność z oryginałem, czyli luźne podejście do tego, co Stoker stworzył. Często marudzę, że książki lepsze, ale jeśli chodzi o ekranizację to nie jestem zwolenniczkę sztywnego trzymania się ram tego, co wykreował autor powieści. Być może w tym przypadku nie są to jakieś ogromne różnice, ale jednak... i mnie się to podoba. Okazuje się, że można wyjść obronną ręką, choć odchodzi się od oryginału.
Znajdą się też minusy. Klasyka kina grozy, ale dość trudna w odbiorze. Są wielbiciele takich filmów, delektują się każdym obrazem pojawiającym się na ekranie, ale niestety dla mnie całość była dość ciężka do obejrzenia. Zbyt prymitywna. Nie potrafiłam wyłączyć się na porównywanie każdego z ujęć z tym, co obecnie można zobaczyć w kinie. Efektów prawie brak, teatralne dekoracje i wszechobecna sztuczność – takie wrażenie, że wszystko to gra, jak w teatrze, a wolałabym by wmówiono mi, że to prawda. Ogólnie powoli, smętnie, ponuro, drażniąco apatycznie i po prostu dziwnie. Mówię otwarcie, że lepiej w żaden sposób nie próbować porównywać tego do kina współczesnego, bo można, jak ja, zacząć ziewać po pierwszych piętnastu minutach. Na szczęście nie usnęłam.
Obejrzałam klasyk do końca.
Dragomir Bolivar: Niewiele brakowało, a drzemałaby na moim ramieniu.
Heretika Kain: A ty sugerowałeś by przewinąć do przodu, co by szybciej się skończył...
Przy okazji nie polecam oglądania z lektorem, bo akcent Beli Lugosiego jest charakterystycznym elementem i nie ukrywam, że przyciągającym bardziej niż scenografia, czy cokolwiek innego i pozwala wytrwać w oglądaniu.
Gra świateł i cieni i zbliżenia na twarz Lugosiego, tfu, Draculi są niezwykle charakterystyczne i podejrzewam, że mające wzbudzić grozę. Ot, taka informacja, że przed chwilą było lub dopiero nastąpi coś istotnego. Swoją drogą przystojny był z niego gość.
Dragomir Bolivar: Powinienem się obrazić.
Heretika Kain: Mam wrócić do tematu jego małżonek...
Nasz Książę Dracula to taki ojciec wszystkich późniejszych wampirów, bo choć Nosferatu – Symfonia Grozy było wcześniej, to przerażający wampir nie przyjął się tak dobrze, jak przystojny i hipnotyzująco tajemniczy mężczyzna, który długo potrafi uniknąć podejrzeń. Bo kto by wpadł na to, że ktoś tak przeciętny może być mordercą, tfu, krwiopijcą?
Heretika Kain: Wiesz, ten film coś mi przypomniał.
Dragomir Bolivar: Co?
Heretika Kain: Spoczywanie w ojczystej ziemi. Nie żebym wypominała czyjeś słabości.
Dragomir Bolivar: Odwal się.
Heretika Kain: Och, ale krzyży się nie boisz. I ząbki też wbijasz w szyję...
Dragomir Bolivar: *pokazuje środkowy palec, jako manifest swojego niezadowolenia*
Skończyło się.
Kołek w serce.
Kobieta uratowana. Schody, mgła i THE END.
Heretika Kain: Do zobaczenia.
Dragomir Bolivar: Dobranoc.
Pozdrawiamy i obiecujemy, że już recenzji się nie tkniemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz