10 marca 2016

Reach out and touch faith

Nosferatu | VI pokolenie | 917 lat (przemieniony w roku 1099) | Egzekutor

Gdyby na początku swojej długiej życiowej drogi, ktoś powiedział mu dokąd nią zajdzie – nigdy by w to nie uwierzył. Kiedy wkraczał w nowy świat, nie było jeszcze Camarilli, ani Wewnętrznego Kręgu. Nikt wtedy nawet nie szanował „szczurów”. Dziś już nie kryje się pod ziemią ani nie walczy o przetrwanie. Zamiast tego stoi na samym szczycie Camarilli, jako Egzekutor – jeden z siedmiu najwyższych sędziów sekty, powołanych bezpośrednio przez Wewnętrzny Krąg. To właśnie on odpowiedzialny jest za egzekwowanie przestrzegania tradycji, rozwiązywanie konfliktów i wydawanie wyroków, również na tych, którzy na co dzień stoją ponad prawem. Przez niektórych starszych postrzegany dość negatywnie, ze względu na swoje pochodzenie oraz zbyt dużą polityczną niezależność. Niektóre z klanów próbują wietrzyć nawet spisek Nosferatu, którzy zaskakująco zgodnie popierają Quinlana na stanowisku Egzekutora, nie próbując zastąpić go kimś, kim można łatwo manipulować. Cieszy się natomiast sporą popularnością wśród klanów Nosferatu, Gangrelitów, Malkavian, a nawet sporej części Brujah.
Po raz pierwszy zjawił się w Los Angeles prawie wiek temu, by zaprowadzić porządek w mieście. Ogłosił wówczas Krwawe Łowy na ówczesnego – łamiącego prawa – Księcia, a powołane przez niego Konklawe doprowadziło do znacznej czystki wśród elit miasta. Współpraca z nowym Księciem Los Angeles – Marcusem – nie była prosta, jednak okazała się satysfakcjonująca. Pomimo dzielącej ich przepaści – obaj mieli wspólny cel i obaj byli zdeterminowani by zaprowadzić w mieście porządek. Teraz, po upływie wielu lat, Quinlan znów powrócił do Los Angeles. Oficjalny cel jego przyjazdu wciąż pozostaje nieznany, choć bardziej wpływowi Nosferatu szczycą się posiadaniem pewnych informacji na ten temat. Jedno jest pewne, wizyta Egzekutora nie zapowiada niczego dobrego...


HISTORIA
Wszystko zaczęło się w 1099 roku, parę miesięcy po tym, jak krzyżowcy zdobyli Jerozolimę. To co wcześniej jest jedną z wielu podobnych do siebie historii o świętej wojnie, poszukiwaniu odkupienia i szansy na nowe życie. Kiedyś był rycerzem, żyjącym w pięknej iluzji prawości i przelewającym krew w imię wyższej idei. W głębi duszy, pod maską wielkich ideałów i fanatycznej wiary, był zupełnie inny i właśnie to sprawiło, że stał się jednym z Nosferatu. Podszedł wyjątkowo poważnie do swojej drugiej szansy, traktując powolny i wyjątkowo bolesny proces przemiany, jako swego rodzaju duchowe oczyszczenie. Zaczął od nowa, całkowicie odcinając się od przeszłości i człowieka jakim był kiedyś.
Wampir, który go przemienił od początku miał wysokie wymagania wobec swego potomka, nie pozwalając mu na choćby najmniejsze przewinienie. Nie izolował go jednak od świata wampirów i wyjątkowo wcześnie wprowadził do rodziny, z którą Quinlan w niedługim czasie bardzo mocno się zżył. Dość szybko stał się również pełnoprawnym członkiem społeczności, chociaż minęło naprawdę wiele lat nim przestał polegać wyłącznie na sile i zrozumiał jak wielką władzę i potęgę może stanowić wiedza. Kolejne dekady spędził na zdobywaniu wiedzy, nieustannym samodoskonaleniu się i opanowaniu Bestii.
Gdy w XIV wieku rosły wpływy Inkwizycji, Quinlan nadal w pełni nie wyzbył się skłonności do fanatycznej wiary. Jedynie lojalność i więź z rodziną sprawiły, że opowiedział się po stronie nowo powstałej Camarilli. Przez następne dekady i stulecia doskonalił się coraz bardziej, jednocześnie zdobywając lepszą pozycję w klanie. Nigdy nie interesował się zbytnio polityką, tym bardziej zaskoczeniem było, kiedy po raz pierwszy został wybrany Egzekutorem. Nikt wówczas nie sądził, że utrzyma się na tym stanowisku dłużej niż pierwsze 13 lat. Początkowo uważano nawet, iż Quinlan miał być kolejnym Egzekutorem – marionetką. Szybko okazało się jednak, że był jednym z najbardziej bezstronnych wampirów na tym stanowisku. Od tamtego czasu, regularnie wybierany przez klan na kolejne kadencje.


CHARAKTER
Po przemianie jego charakter został w znacznym stopniu ukształtowany przez rodzinę oraz później przez zajmowane stanowisko. Praktycznie w niczym nie przypomina już człowieka jakim był kiedyś, chociaż czasami jeszcze zdarza mu się fanatycznie zaangażować w jakąś ideę. Zazwyczaj pozostaje gdzieś w cieniu, niezauważony – niektórzy sądzą, że z premedytacją nadużywa w tym celu mimikry, zdolności pozwalającej na pozostawanie niewidocznym, dzięki temu czasem łatwo nawet zapomnieć, że w ogóle się go spotkało. Zazwyczaj mało mówi, głównie słucha i obserwuje. Sprawia wrażenie bardzo zdystansowanego i dość mocno wycofanego nie tylko z życia towarzyskiego, ale i politycznego. Jako Egzekutor prezentuje wyjątkowo chłodną i rzeczową postawę. Pozostaje również całkowicie bezstronny wobec klanowych uprzedzeń czy politycznych układów – liczą się jedynie prawa. Z tego samego powodu stara się również nie wykorzystywać swojej pozycji dla własnych celów.
Na gruncie prywatnym najchętniej otacza się członkami własnego klanu oraz Gangrelitami. Ma tendencję do lekceważenia autorytetów, ponieważ niezależnie od zajmowanej pozycji – wyjątkowo ciężko zapracować na jego szacunek. Większość jego relacji z innymi wampirami opiera się tylko na obowiązkach. Bliskie więzi nawiązuje jedynie ze swoimi Archontami, z którymi łączy go dobrowolna Przysięga i przyjaźń. Jedynie w tym zaufanym gronie zachowuje się swobodnie i bezpośrednio.
Cierpliwy, rozważny i piekielnie inteligentny. Niebezpieczny umysł. Poświęcił kilka stuleci na dyscyplinę umysłową, by wyzbyć się gwałtownej i agresywnej natury, a także idealnie kontrolować Bestię. Nadal posiada duszę wojownika i o wiele lepiej czuje się mogąc działać, jednak nauczył się, że często lepiej być dyplomatą niż rycerzem.
Pomimo upływu lat wciąż dynamicznie dostosowuje się do zmieniającego się świata. Stara się pozostawać również jak najbardziej otwartym na zmiany i młode pokolenia, w obawie by, ze względu na swój wiek, nie zacząć się izolować i upodabniać do Matuzalemów.


CIEKAWOSTKI

  • Posiada niemałe stadko ghouli stworzonych z przygarniętych, bezdomnych kundli.
  • Nigdy nie stworzył ghoula z człowieka, twierdząc iż ludzie są niegodni zaufania.
  • Lubi zwierzęta, nigdy ich nie krzywdzi i nawiązuje z nimi szczególnie silne więzi.
  • Pomimo posiadania znacznego majątku prowadzi wyjątkowo prosty styl życia, a jego schronienia mają jedynie być praktyczne i bezpieczne.
  • Większość jego najbardziej zaufanych Archontów, to również jego potomkowie. Najstarszy z nich pełni dodatkowo funkcję Praetora (prawej ręki Egzekutora). 
  • Opiekuje się przygarniętym młodzikiem, którego stwórca zginął za łamanie praw.
  • Posiada tylko jedną córkę, którą przeistoczył dość niedawno.
  • Przez kilka stuleci związany był z wampirzycą z klanu Gangrel, z którą łączy go bardzo silna, wzajemna więź krwi.
  • Chociaż w przeszłości przejawiał wręcz religijny fanatyzm, od kilku wieków jest niewierzący.
  • Nie lubi wspominać ludzkiego życia, z tego samego powodu tuż po przemianie zmienił imię.  

POWIĄZANIA | HISTORIA
 
Autorsko
Witam się ponownie. Niesamowicie się cieszę z reaktywacji bloga i z przyjemnością wracam do was z Quinlanem. Zapraszam na wątki i najróżniejsze powiązania. :)
W tytule Depeche Mode - "Personal Jesus", wizerunek - Rupert Penry-Jones, historia nieco inspirowana "Królestwem Niebieskim", muzyka w karcie Hunter - "Kiedy Umieram".

GG -  51216583

47 komentarzy:

  1. [Cześć, witam Cię serdecznie po raz kolejny. Przybywam i mam zamiar skorzystać z zaproszenia na wątek, bo jeśli się nie mylę, to nasze postaci nie miały wspólnego wątku, więc trzeba to nadrobić :)]
    Meredith

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam cię w takim razie już oficjalnie ma blogu. Bardzo miło widzieć ponownie Quinlana i to znowu w tak eleganckim wydaniu. Teraz wątek musi nam wyjść.
    Co powiesz na by to tym razem Marcus pomógł Quinlanowi w jego tajemniczym śledztwie, najprawdopodobniej z Sabbatem? Oczywiście najpierw kulturalnie i przyjaźnie przywitamy go w posiadłości ;)]

    Z wyrazami szacunku,
    Książę Marcus Crowford

    OdpowiedzUsuń
  3. [Będę na pewno! :)
    Dziękuję Ci bardzo. Quinlanowi wątku nigdy nie odmówię, bo jest absolutnie świetny i cudowny (i wcale nie ma to związku z moim absolutnym brakiem obiektywizmu wobec Ciebie). Lecimy na żywioł z jakąś piękną polityczną intrygą czy raczej coś w klimacie mrocznych starożytnych tajemnic? ;)]

    Beckett

    OdpowiedzUsuń
  4. [Dziękuję bardzo. :D Ale część pochwał należy się też administracji, bo cały czas nadzorowała tworzenie szablonu i marudziła, gdy było coś nie tak. ;p
    Ja i Lisa na wątek jesteśmy chętne. :D Tylko czy znajdzie się dla nas jakiś pomysł?]
    Lisa

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ojej dziękuję, ale nie zasługuje na ten tytuł ^^; Z całą pewnością jest tu dużo innych lepszych postaci, a ja sama jako Książę/Administracja jestem nie tak miła jak być powinnam. Ale dziękuję :)
    Oczywiście, postaram się napisać jeszcze coś dzisiaj :) Poczekamy z Marcusem na Quinlana w posiadłości!]

    Z wyrazami szacunku,
    Książę Marcus Crowford

    OdpowiedzUsuń
  6. [Myślę, że Meredith to taka spokojna dusza, która raczej stoi z boku, i wszystko z uwagą obserwuje, niż gdzieś się pcha, i jest bojowo nastawiona do kogokolwiek. W chwili obecnej jakoś nie mam pomysłu żadnego, ciężko mi się dzisiaj myśli, ogólnie :<]
    Meredith

    OdpowiedzUsuń
  7. [Tak sobie czytam Twoją kartę, szukam punktu zaczepienia... I znalazłabym go, gdyby tylko nie nieprzewidywalność Lisy. :D Jak każdy artysta miewa swoje humory, przeżywa własne dramaty, których nikt inny ani nie widzi, ani nie rozumie i tak dalej. Raz może mieć stosunek do Quinlana pod tytułem "zejdź mi z oczu, paskudo", drugi raz może mówić, że każdy z nas ma wady - i to jest właśnie piękne!
    Jesteś pewna, że Quinlan będzie chciał się pisać na taką znajomość? Widzę go raczej jako wampira statycznego, więc zrozumienia tutaj nie będzie w ogóle, co najwyżej tolerancja. :D]
    Lisa

    OdpowiedzUsuń
  8. [Witam swojego szefa! ;p Wątek oczywiście, że obowiązkowy w końcu tak podobni/dogadujący się panowie muszą gadać ze sobą xD]

    Anton

    OdpowiedzUsuń
  9. [Ma się rozumieć! xD
    Chyba miałabym pewien pomysł, ale najpewniej po prostu zrobię Ci niespodziankę, więc sam będziesz to musiał rozgryźć. ;) Pasuje?]

    Beckett

    OdpowiedzUsuń
  10. [No i jest! Mam nadzieję, że nie zanudzę cię wywodami na temat "byznysu" i innymi tego typu sprawami :D]

    W Los Angeles już dawno zapadła noc. Bardzo ciężka i wyjątkowa głośna. Tętniła życiem śmiertelników podróżujących od baru do baru, wracających z pracy, by nacieszyć się weekendem czu wyjeżdżających jak najdalej od tej "cuchnącej rozkładem metropolii". Nawet nieśmiertelni zdawali się odczuwać smak zbliżającej się głębokiej nocy w której osłonie mogli karmić się i działać. Wyjść na ulicę, by spełnić swoje zachcianki.
    Zachcianki, które były bardzo dokładnie obserwowane. Przez władzę i jej pionków. Narzędzie Camarilli siedzące teraz w posiadłości książęcej nie puszczało wampirów samopas.
    W eleganckim, choć surowym z wyglądu, gabinecie siedziała osoba, która pilnowała, by nic nie wyszło poza granice prawa. Choć Marcus mógł wyglądać na wampira pochłoniętego innymi teraz sprawami...
    On wszystko miał pod kontrolą.

    Przynajmniej tak mu się zdawało. Do czasu, gdy nie usłyszał wieści o tym, że do Los Angeles zawitał Egzekutor. Jego stary przyjaciel, Quinlan. Crowford doskonale wiedział, że nie zdałby sobie sprawy z obecności tego prominentnego i szanowanego Nosferatu, gdyby ten tego nie chciał. Nawet gdyby Marcus postawił do pionu wszystkich swoich ludzi, Quinlan przemknął by obok nich niczym bardzo sprytny cień. Książę nie ukrywał jednak, że jego obecność zaskoczyła go.
    Zaskoczyła w dość niepozytywny sposób.
    Nadejście Egzekutora, nawet takiego z którym żyło się w dość dobrych układach, oznaczało kłopoty.
    Marcus postarał się wybadać sprawę na własnym terenie. Sprawdzić dokładnie, czy jest coś co mógł przeoczyć. Co mogło umknąć jego osądowi, a dotarło do uszu Camarilli.
    Nic takiego nie znalazł, co jeszcze dobitniej napełniło jego głowę chaotycznymi myślami, których nie lubił. Wszystko w jego życiu musiało być poukładane, nie wychodzić poza harmonogram i taktykę obmyśloną nawet sto lat do przodu.
    Czy być może przybył tutaj bo usłyszał o obecności Sabbatu? Marcus nie był głupi i też o nich wiedział. Póki co jednak wampiry te żyły w ukryciu, poobdzierane ze wszelkich struktur i potęgi. Być może jednak było coś co Marcus przegapił?
    Może też sprawa była dużo wyższa od niego.

    Crowford odłożył papiery inwestycji, którą ostatnio się zainteresował. Airlander, jedna z największych i najnowocześniejszych maszyn latających niepotrzebujących do wzlotu pasów startowych, mógł zmienić oblicze technologii. Ludzie byli doprawdy niesamowici w tym dążeniu do nowoczesności, a Marcus, jako rasowy biznesmen, postarał się być częścią tego przedsięwzięcia. Inwestycje w patenty pozwoliły mu stać się 10% częścią tego interesu, co było dużym osiągnięciem. Odpowiednio postawione kroki i sprytne wykupienia jakie ma w zamiarze być może dadzą mu szansę powiększyć udziały do 20% czy nawet 30%. Jeśli wszystkie testy wypadną pomyślnie... Zbije na tym fortunę.
    Marcus spojrzał na papiery ze zrezygnowaniem.
    Nie miał dzisiaj na to głowy. Nie przy tak niebezpiecznych sprawach wampirzej społeczności. Nie przy zbliżającej się wizycie Quinlana, która mogła odmienić wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ventrue nie spodziewał się i nie wymagał, by Nosferatu powiedział mu cokolwiek. Był w końcu dużo więcej stopni wyżej od niego. Był wampirem starym i szanowanym, nie był winny Crowfordowi żadnego wyjaśnienia. I Marcus doskonale o tym wiedział.
      Niemniej jednak nieuprzejmym byłoby nie przywitać się z wampirem, któremu Książę sporo zawdzięcza. Choćby własną pozycję. Marcus doskonale pamiętał czasy, gdy razem współpracowali by odsunąć i zniszczyć władzę starego Księcia Brujah. Nieśmiertelnego, który wywoływał u Marcusa odruchy wstrętu. Jak ktoś taki mógł w ogóle rządzić tym miejscem? Z początku wydawał się idealnym kandydatem, a później...
      Mężczyzna potrząsnął nerwowo głową, spoglądając na zegarek. Idealnie. Quinlan, jeśli był punktualny nawet do tak banalnych wizyt, powinien zjawić się już lada chwila. Marcus schował dokumenty, poprawił krawat i wstał, gdy w pomieszczeniu rozległo się pukanie. Do środka wszedł lokaj, wprowadzając gościa do środka i kłaniając się nisko. Gdy zamknął za sobą drzwi, Marcus wstał i podszedł do przybyłego wampira, uśmiechając się lekko.
      - Witaj ponownie w Los Angeles, Quinlan. Nie powiem, twoja wizyta mnie zaskoczyła, ale twój widok cieszy moje oczy - Crowford wyciągnął do Nosferatu dłoń, obdarzając wampira pewnym, mocnym uściskiem. Rzadko wobec kogo Marcus brzmiał tak szczerze - Proszę usiądź i rozgość się. Wybacz, że witam cię tylko w gabinecie, ale, jak dobrze pamiętam, nie lubisz zbędnego przepychu.
      Chciał zaprosić swojego starego znajomego do lepszego miejsca niż własny gabinet, bo na to zasługiwał. Niemniej jednak miał nadzieję, że go tym nie urazi. Jako Ventrue Marcus bardzo poważnie podchodził do etykiety, nawet w spotkaniach czysto towarzyskich. Według wielu miał zbyt mocno zaciśnięty pas, ale tak żył już od wieków i nie zamierzał niczego zmieniać.
      Przyglądał się bardzo uważnie Quinlanowi. W przeciągu tych prawie stu lat wampir wciąż prezentował się tak samo. Potężnie, niebezpiecznie. Biła od niego duża mądrość, którą Marcus u niego podziwiał. I to tak szczerze podziwiał. Szanował ludzi rozumnych, zimnych w osądzie oraz pewnych własnych decyzji.
      Taki właśnie wydawał mu się Quinlan.
      - Proszę usiądź. Napijesz się czegoś? - Marcus wskazał dwa fotele stojące pośrodku gabinetu, a sam podszedł do gablotki w której trzymał kieliszki oraz karafki ze świeżą krwią - Dawno się nie widzieliśmy. Pozwolisz, że zapytam... Jak minęło ci te sto lat od ostatniej wizyty tutaj?

      Z wyrazami szacunku,
      Książę Marcus Crowford

      Usuń
  11. [Dzięki za powitanie. Nie mogłam sobie odmówić powrotu tutaj. Tęskniłam, choć mój czas bardzo mnie ograniczał i robi to nadal. A mniejsza. Coś kombinowaliśmy, ale powiem szczerze, że niemalże wszystko uciekło mi z głowy, co związane z poprzednią odsłoną... Huh, skleroza nie boli :P W sumie można spróbować coś wykombinować.]

    Dragomir Bolivar

    OdpowiedzUsuń
  12. Był całkowicie świadomy, że zachował się jak szczeniak, byle gówniarz, który wpakował się na niepewny teren i jeszcze dał się sprowokować jakiemuś skończonemu idiocie. Pewnie, sam przegiął, gdy w przypływie gniewu oskarżył starszego od siebie wampira o coś na co tak naprawdę miał słabe dowody. Chociaż sądząc po silnej reakcji, musiało w tym być więcej prawdy niż wcześniej sądził. W końcu gdyby się pomylił, mógłby spotkać się z kpiną czy wyśmianiem przy wszystkich, a zamiast tego prawie skoczono mu do gardła. Niby mógł tłumaczyć się tym, że chronił własną skórę w momencie zagrożenia, ale wszyscy i tak ocenili by to inaczej. Jego słowa przeciwko wszystkim innym, którzy zresztą widzieli Archonta wdającego się w burdę, zakończoną pewnie śmiercią paru osobników, co prawda nie ponieśli śmierci z jego rąk, więc chociaż w tym był czysty. Nie mniej, to nie mogło przejść bez echa.
    Kiedy tylko udało mu się uwolnić stamtąd, wrócił do miejsca, gdzie obecnie pomieszkiwał. Zanim zjawili się dwaj Archonci, zdążył się przebrać i obmyć twarz oraz ręce z krwi. Spoglądając na swoje odbicie w lustrze, wykrzywił wargi w grymasie niezadowolenia. Wyglądał okropnie, chociaż czuł, że jego organizm już podjął leczenie, więc obrażenia szybko znikną. Miał ochotę zaszyć się teraz z dala od innych i przeczekać największą burzę, ale był całkowicie pewny, że takiej możliwości nie będzie miał. Dlatego w chwili gdy dwaj dobrze znani mu osobnicy przyszli po niego, nie był wcale zaskoczony. Nie sprzeczał się, nie wykręcał bo byłoby to całkowicie bez sensu. Wyszedł z nimi i spokojnie szedł przodem. Mentalnie nastawiał się na ciężką rozmowę z Egzekutorem, bo to co zrobił na pewno wymaga komentarza i to właśnie dostanie.
    Nie było jego zamiarem tworzyć większego konfliktu do którego mogło faktyczni dojść, stawanie przeciwko klanowi Quinlana, było ostatnim do czego chciał uciec się Anton, ale teraz to nie miało znaczenia i mógł tylko liczyć, że Nosferatu nie poczują się poruszeni tym co zrobił i co zostać mogło powiązane z nimi. Kastner nigdy by nie powiedział tego na głos, był zbyt dumny jako Ventrue, ale inteligentni oraz sprytni Nosferatu budzili w nim niepokój, którego konkretnego źródła nie odnajdywał. Westchnął do swoich myśli, zanim wszedł do gabinetu Egzekutora.
    Kiedy przywitała go cisza, sam też o dziwo nie odważył się odezwać. Zaskoczyło go to, jaki dyskomfort odczuwał, będąc świadom swego przewinienia oraz tego, że wampir milczał. To była głupota, że ta druga już po prostu błahostka tak go męczyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zajął drugiego wolnego fotela, stał kawałek od Quinlana i czekał, po prostu czekał. Zerknął przelotnie na Archontów, którzy zaraz wyszli. Teraz się zacznie, to jedyne co przeszło mu przez myśl. Wbił spojrzenie w ziemię by zaraz unieść wzrok na Egzekutora, czując się jak szczeniak, karcony przez pana, co bardzo uderzało w dumę Kastnera, ale nie powiedział ani słowa. Pogarszanie sytuacji teraz, byłoby skrajną głupotą, a on już dość się dziś popisał.
      - Domyślam się na co mogło cię to narazić – odparł cicho, ledwie słyszalnie. Każde kolejne słowo jakie padało, było trochę jak cios i Anton zaczynał być coraz bardziej zły na samego siebie. Przekroczył osiemset lat, a dał się podejść jak dziecko... to nigdy nie powinno mieć miejsca, chociaż od pięćdziesięciu lat, każda jego walka z Bestią była dość nie równa, więc i na to mógł zganiać winę, chociaż czy był sens? Zacisnął szczęki, starajac się pohamować emocje, które widać było po jego postawie i spojrzeniu, aż zobojętniał.- Wszedłem tam gdzie wyraźnie nie chciano żadnego Archonta, słowo przeciwko słowu i coś pękło – westchnął cicho. Nie lubił się tłumaczyć, ale teraz nie miał wyboru.- Był tam były sędzia, ten który przypuszczałem, że wydał wyrok. Powiedziałem trochę za wiele, gdy mnie sprowokował – wolał nie wdawać się w szczegóły, by nie dobić się już.- Puściły mi nerwy, gdy nazwał Ines, zdradliwą suką – wycedził, czując znów gniew, ten sam, który sprowokował go wtedy, który rozbudził Bestię. Ścisnął nasadę nosa, by opanować się ponownie.- Wiem, że zrobiłem źle i żałuję, że tak potoczyła się sytuacja, ale nic już nie zmieni – mruknął, gdy wrócił spokój.

      [Nie było chaosu, świetni wyszło ;) I już lubię złego Quinlana XD]

      Anton

      Usuń
  13. [Nie no, porywczość porywczością, ale myślę, że Lisa jest bardziej mściwa niż szukająca oparcia w sądzie i nie biegłaby od razu do Egzekutora, bo naraziłaby się najwyżej na wyśmianie, że zawraca byle czym głowę tak ważnemu wampirowi. ;)
    Ale może... może to Lisę ktoś by o coś oskarżył? O coś bardzo poważnego, powiedzmy. Chyba trzeba najpierw jakoś sprawdzić takie oskarżenia zanim się wykona jakikolwiek ruch albo zdecyduje się takiego wampira zlikwidować, nie? ;)
    Znaczy nie wiem, dlatego pytam.]

    Lisa

    OdpowiedzUsuń
  14. [Witam również! Dziękuję za ciepłe słówko!
    Quinlan mi imponuje, a co za tym idzie na pewno jako jeden z nielicznych będzie imponował Hellen, choć ona sama nie jest aż taką służbistką. Może właśnie jego bezstronność będzie dla niej czymś niesamowitym - długo żyła w przeświadczeniu, że każdy ma swoją cenę i długo się to sprawdzało. Hellen najwięcej czasu wśród wampirów z Nosferatu spędziła w Londynie, jako jedna z niewielu szanując ten klan. Myślisz, że dane im było spotkać się w przeszłości, czy może Hellen różnymi drogami będzie miała za zadanie dowiedzieć się czego zwiastunem jest wizyta Egzekutora w Los Angeles? W międzyczasie oczywiście pewnie okaże się, że Hellen będzie urzeczona jego wiedzą, inteligencją i doświadczeniem, o ile on uzna, że w ogóle warto zwrócić uwagę na kogoś tak młodego :)]

    Jak Nosferatu, a jednak Ventrue,
    Hellen Stainville

    OdpowiedzUsuń
  15. [Zmiany zainspirowane dzięki Administracji, a powiem, że wyszło to na dobre. Bo i mnie się podoba. :D
    Tak, coś w ten deseń kombinowaliśmy. Co by nie musieli za sobą ganiać i przed sobą uciekać, co kiedyś jednak może nastąpić. Na tą chwilę popieram starą koncepcję - tolerancji. Bo może z tego coś wyjść dobrego dla miasta, zanim ucierpieliby niewinni w ich pogoni za sobą. :P]
    Dragomir Bolivar

    OdpowiedzUsuń
  16. [Z tego śledztwa wyjść nam może naprawdę ciekawy wątek, jeśli go dobrze rozegramy - i tutaj się boję, że polegnę na polu pomysłowości i akcji. Wymyślamy więc razem coś dalej w tym temacie czy ryzykujemy i idziemy na żywioł?]

    Lisa

    OdpowiedzUsuń
  17. [czesc - milo widziec i Ciebie na blogu.
    To mozliwe, bo nie dalam dat a wiesz mi historia dziecinstwa na poczatku wygladala znaczniej bardziej zagmatwanie niz teraz, wiec zdaje sobie z tego sprawe, ze jest to trudne do przelkniecia.
    Co do watku - to na chwile obecna to mam juz limit, ale jak mi cos wpadnie do glowy to bede walic drzwiami i oknami do ciebie ;)]

    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  18. [Cześć, jeszcze raz bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa. Postać mi się tworzyło z wielką frajdą, więc podwójnie mnie to cieszy. :)
    Bardzo chętnie. Jakieś pomysły czy robimy burzę mózgów?]

    Hunter

    OdpowiedzUsuń
  19. [ah dziękuje bardzo ;)
    Tobie również owocnego pobytu na blogu ;)]

    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  20. [Pozwólmy miastu przetrwać! :D Cóż, za szlachetność!
    Pomiędzy tolerancją ikry nienawiści, czyli "cud, że jeszcze obaj żyją". Odnośnie powiązań z przeszłości to cofnijmy się 'trochę' w czasie i wybierzmy, jakąś europejską przygodę, która sprawiłaby, że obaj funkcjonują obok siebie. Może coś w nawiązaniu do relikwii wampirzych, nawet tych Sabbatu, czy coś w ten deseń?]
    Dragomir Bolivar

    OdpowiedzUsuń
  21. Ucichł, słysząc ostrzejszy głos Egzekutora, gdyby na jego miejscu był ktoś inny kto tak jawnie próbowałby go besztać, pewnie już spotkałby się z wiązanką najgorszych przekleństw ze strony Antona, plus poleciałoby kilka ostrzeżeń. Teraz jednak słuchał i nie ryzykował nawet odgryzienia się. Przeważnie mógł dogadywać się z Quinlanem, ale teraz wkurzony Nosferatu to już nie przelewki, dlatego Kastner mądrze milczał.- Byłem? - burknął nagle, gdy wyjątkowo nie spodobał mu się czas przeszły, odczuł to trochę jakby już nie był godny zaufania i kompetentny, chociaż może tak właśnie było? Odetchnął cicho, tracił trochę na spokoju, który usilnie próbował utrzymać przy sobie. Nie chciał powiedzieć czegoś co pogorszyłoby jego sytuację, ale sporo słów cisnęło mu się na język, jednak przypuszczał, że to bardziej przez dalej rozbudzoną Bestię, którą jeszcze nie do końca pohamował od momentu wyjścia z lokalu.
    - Wiem o tym, wierz mi, najlepiej wiem, że błędy nie są nam wybaczane łatwo. Ciągle się pilnuje, od pięćdziesięciu lat ciągle uważam, każdy swój krok czy ruch, analizuję setki razy – wychrypiał, zaraz nieco zgrzytając zębami, mając jawny problem z opanowaniem emocji. Przetarł lekkim ruchem twarz, zdradzając zmęczenie jakie czuł i fizycznie i psychicznie.
    - Nie przytłacza mnie to, przywykłem już do takiego życia, gdy każdy patrzy mi na ręce – mruknął znużony.- Tym razem po prostu, coś poszło nie tak jak miało – przyznał, nie było co się oszukiwać, spaprał sprawę, dał się ponieść emocją, które zbyt długo tłamsił w sobie. To w końcu musiało wyjść na wierzch, tylko gorzej, że w takiej sytuacji i z takimi konsekwencjami.
    Zamarł, gdy padło stwierdzanie o odsunięciu od obowiązków. Dla niego to co właśnie miało się stać, mogło być największym koszmarem. Pozostanie sam ze sobą, z własnymi myślami i wspomnieniami... to nie mogło skończyć się dobrze. Nie chciał być pozbawiony zajęć, pracy, nie chciał siedzieć bezczynnie.- Nie... - wyszeptał, patrząc na niego ponuro.- Nie chcę siedzieć w jednym miejscu, bez zajęć. Nie mogę, zwariuje będąc sam z myślami – dodał. Gdzieś załamała się jego chłodna postawa.- Nie odsuwaj mnie na bok, przez tą jedną sytuację, proszę – powiedział ledwie słyszalnie. Słowo proszę w słowniku Antona nie funkcjonowało, za bardzo godziło w jego dumę, dlatego wielkim poświęceniem teraz musiało być wyduszenie tego z siebie.
    Już nawet olał to, że musiałby teraz o wszystkim informować Quinlana, był to nie istotny fakt. Mógł przeżyć spowiadanie się ze wszystkiego i praktycznie proszenie o zgodę na każde wyjście, bardziej bolał go fakt, że przez jedną sytuację został zepchnięty na bok. Mógł się tylko domyśleć, jak zostanie odebrane to przez otocznie, jego duma jeszcze nie raz w najbliższym czasie zostanie nadszarpnięta.
    Cudem ugryzł się w język, słysząc, że to dla jego dobra. Wcale tak tego nie widział i nie rozumiał, jakaś jego część nie potrafiła tego zaakceptować.

    [Tak, tak chodziło właśnie o kwaterę, po prostu nie wiedziałam jak to ogarnąć i napisać xD Anton proszący o cokolwiek, Quinlan powinien zapamiętać ten moment bo może się szybko nie powtórzyć ;P Poza tym tak mi szkoda własnej postaci, hahahaha]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Ona lubi grzebać w nowinkach, więc pewnie zanim Książę ją wtajemniczy minie trochę czasu - w końcu jest w Los Angeles dość nowa i musi się najpierw zadomowić, wyjść trochę ze swojego komputerowego świata.
    Nie znam jeszcze za bardzo całego uniwersum, więc nie bardzo wiem gdzie Quinlan się pojawia, ale że nie lubię pasożytować to jak podrzucisz mi jakieś miejsce, gdzie mogą się spotkać to chętnie zacznę. Nie wiem czy lepiej zacząć od spotkania w posiadłości Księcia, czy rzucić ich może od razu w teren? Może Hellen będzie miała kogoś na oku i okaże się, że Quinlan też ma w okolicy co nieco do załatwienia? Jak to widzisz? :)]

    Hellen

    OdpowiedzUsuń
  23. [Również Cię witam ponownie. :)
    Haha, czasem ze mnie wychodzi mimowolny troll. Czekam na to niecierpliwie. Nosferatu są przecież tacy genialni, że aż się dziwię ludziom, że ich nie biorą.
    Ej, a może jednak? Hau hau...?]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  24. Marcus uśmiechnął się do siebie, gdy podawał Quinlanowi kieliszek z krwią. Równo wycięty kryształ lśnił niespokojnie, gdy do pokoju raz za razem wkradało się światło samochodów z ulicy. Dzisiaj był wielki ruch, nawet jeśli pora wydawała się późna.
    Książę usiadł w fotelu, wygodnie opierając dłonie o podłokietniki. Przyglądał się niebywale spokojnemu Nosferatu, który tylko promieniał jeszcze większą mądrością. Usta Ventrue wykrzywiły się w uprzejmym grymasie, gdy Egzekutor wspomniał o przeistoczeniu.
    - To musi być z pewnością niesamowita kobieta. Dla mnie od zawsze cechowałeś się rozwagą jeśli chodzi o przeistoczenie, mój drogi przyjacielu. Chciałbym kiedyś poznać twoją pierwszą córkę - powiedział Marcus upijając łyk z kieliszka.
    To wszystko nie było jedynie sprytnie wycelowanymi komplementami, a szczerą prawdą. Jedną z najważniejszych figur do naśladowania był dla Księcia jego Stwórca, Dunstan Fitzroy, który nigdy nie podejmował pochopnych decyzji. Jeśli jednak miałby wskazać drugą osobę z całą pewnością byłby to ten starszy i szanowany Nosferatu.
    Crowford nie ukrywał tego, że fascynowały go inne osoby. Nie był jednoosobową armią i od dawna nauczył się tego, by nigdy tak się nie traktować. Owszem było ważnym, by stawiać siebie na wysokim miejscu i dbać o swoje zdrowie oraz interesy, ale do wyżyn nigdy nie dochodzi się samemu. Dlatego Marcus powolutku budował sieć powiązań z wampirami, które zdobywały jego nieśmiertelny podziw. Robił to nie tylko dla własnego dobra, ale może... By w końcu coś zmienić i w czymś odnaleźć się tak naprawdę? Nie szukać coraz to nowych podniet jak Toreadorzy, a może przy czymś w końcu się zaczepić na stałe? Pozycja Księcia mu odpowiadała nie tylko ze względu na władzę jaką dzierżył. Polubił ten stały ciąg obowiązków, które zapełniały mu czas po brzegi. Jego harmonogram był ściśnięty do granic możliwości, a większość wampirów mogło zwrócić się do niego z jakąś sprawą. On każdą rozważał, ale nie na wszystko się zgadzał ani wszystkiego nie popierał. Nie można było jednak powiedzieć, że czemuś się nie przyjrzał, bo to byłoby wierutne kłamstwo.
    Każdy dzień kończył się zmęczeniem, ale choć raz Crowford nie czuł żadnej pustki w swoim umyśle. Bo pracował na swoją pozycję. Pracował tak jak nakazywał mu Dunstan, a nie siedział bezczynnie w jednym miejscu.
    - Tak, jestem na bieżąco ze wszystkimi wydarzeniami. A przynajmniej staram się być z tymi z którymi mogę być na bieżąco. Sam pewnie wiesz, jak ważna jest tajemnica - kontynuował po chwili, rozmasowując skroń. Czasem we wszelkich intrygach Camarilli można było się pogubić. Całe szczęście miał swoją niezawodną Hellen. Dzięki jej pomocy wszystko było odpowiednio katalogowane, zapisywane i strzeżone taką zasłoną, że niewielu miało okazję się przebić. Jego informatorka była doprawdy perfekcjonistką i za to bardzo ją lubił. Zdobywała informacje, które wielu chciało ukryć. Marcus nie lubił być niedoinformowany, ale szanował zawsze prywatność ludzi wyższych od siebie, w tym także Quinlana - oczywiście jeśli konsekwencje nie odbijały się na Los Angeles. Jeśli bezpieczeństwo tutejszych, rozszalałych bo jakże, wampirów miałoby być zagrożone, Crowford walczyłby o każdy nawet strzępek informacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marcus zaśmiał się cicho, gdy Quinlan wspomniał o tym, że Książe poświęcał się tylko samym obowiązkom. Cóż...
      - To po części prawda, Quinlanie. Sprawy tego miasta pochłaniają większość mojego czasu, ale nie czuję się z tego powodu biedniejszy czy zły. Dzięki pomocy niektórych wampirów wprowadzam skuteczniejsze sposoby zarządzania i rozwiązywania pewnych spraw, oczywiście wszystko nadal w myśl Camarilli. Jestem jednak też biznesmenem, przyjacielu, więc osobiste utrzymywanie kontaktów też jest dla mnie bardzo ważne. Sam pewnie, tak po prostu, wiesz, że przyjemniej się z kimś spotkać niż dostać bezosobowy liścik - Marcus stuknął palcami o podłokietnik, uśmiechając się nadal. Gdyby był tak zimnym stworzeniem za jakiego większość udziałowców go brało, pewnie nawet nie spotkałby się z Nosferatu na przyjacielskiej stopie. Nie powinien tego robić, ale zasłoniłby się wtedy obowiązkami, co w oczach Egzekutora mogłoby być brakiem taktu i szacunku dla wyższej instancji. A na to nie mógł sobie pozwolić, bo zbyt mocno cenił sobie przyjaźń z Quinlanem. Marcus oparł się wygodniej o fotel, mówiąc bardziej nieformalnym tonem - Przyznam ci się szczerze, że ogromnie fascynuje mnie nie tylko praca Księcia, ale też zwykłego biznesmena. Innowacje ludzi naprawdę mnie zadziwiają, a ich eksperymenty, urządzenia to jest coś co z roku na rok interesuje mnie coraz bardziej. Chciałbym być częścią tego, co oni tworzą, a nie mogę tego w pełni robić, gdy, choćby, na terytorium Brujah jak co tydzień są rozboje. Mają jednak ten sam priorytet, a nawet wyższy, w końcu złożyłem przysięgę, że będę dbał o to miasto i to jest moim nadrzędnym zamiarem.
      Marcus oparł policzek na dłoni.
      - Ty nie przybyłeś tutaj jednak, bo Brujah znowu się awanturują. Tu chodzi o coś więcej, czyż nie Quinlanie? Tu chodzi o... Sabbat? Wiem, że po rozbojach Bryona wykorzystali sytuacje i niewielka grupka Lasombry jest w mieście. Mam podejrzenie, że zagnieździł się tu również Tzimisce - Marcus wyprostował się i spojrzał na Quinlana wzrokiem pełnym szacunku - Nie jesteś zobowiązany, by cokolwiek mi mówić i szanuję to. Mam jednak dziwne przeczucia, że nie odnawiasz starych znajomości, czyż nie mój stary przyjacielu?

      Z wyrazami szacunku,
      Książę Marcus Crowford

      Usuń
  25. [Ja również witam się oficjalnie i po raz kolejny dziękuję Ci za całą masę miłych słów. Nawet nie wiesz jak się cieszę z tak pozytywnego odbioru postaci. :)
    Co do obowiązkowego wątku to proponuje pierwsze spotkanie Vangelisa i Quinlana - tuż po jego przybyciu do miasta. Mam nawet pewien pomysł na sam początek, więc jakby co mogę też zacząć.]

    Vangelis

    OdpowiedzUsuń
  26. [Niestety pomysłu żadnego nie mam jakby ich połączyć. Chyba, że ty masz jakiś to chętnie go przyjmę.]

    OdpowiedzUsuń
  27. [Wszyscy powinni docenić tę łaskawość! :D
    Co do relikwii/artefaktów, czy jakichkolwiek przedmiotów to możemy wykorzystać cokolwiek, nawet Świętego Graala ;) Hm, proszę bardzo, można i pleść to co groziło Ostateczną Śmiercią dla mojego Drago, a jednak się z tego wygrzebał. Tak, z reguły cel jest istotny, bo dla błahostek żaden z nich by się nie bawił w znajomości, współpracę i w ogóle. Czyli potrzebujemy przedmiotu, który musiałby zostać znaleziony i najlepiej zniszczony, by zapobiec... wojnie/śmierci/ cholera wie czemu? A może, po prostu, chodziło tu o status/honor? Jeeeżu! Nie wiem XD]
    Dragomir Bolivar

    OdpowiedzUsuń
  28. Witam i dziękuję bardzo. :)
    Coś czuję, że ze mną będzie podobnie, bo bardzo mi się tu u was podoba. Strasznie fajnie widzieć nie tylko bloga z genialną fabułą, ale i właśnie taką fajną atmosferą jak ten.
    Cieszę się bardzo, bo kocham Ravnosów i zależało mi na jak najlepszym ich przedstawieniu.
    Na wątek wpadnę z przyjemnością. Twoja postać Egzekutora jest świetna, do tego ta historia (krucjaty <3) i wizerunek. Majstersztyk. Masz może jakiś pomysł?

    Niko

    OdpowiedzUsuń
  29. Kiedy jego prośba nie dała rezultatu, poczuł chłodne zrezygnowanie. Nic nie mógł ugrać już, popełnił błąd i musiał teraz znieść tego konsekwencje, bo w końcu od początku był świadom, że to nie ujdzie mu płazem, że odczuje skutki tego co zrobił, do czego dopuścił się. Powoli zaczynał kiełkować w nim wstyd, był już wiekowym wampirem, a jednak postąpił jak szczeniak, dzieciak, który dopiero uczy się panować nad sobą. W jego przypadku nie powinno mieć to miejsca, nigdy.
    Skrzywił się nieco, słysząc o nauce opanowania Bestii, teraz to już całkiem poczuł się urażony, ale i zirytowany, że czegoś co powinien mieć pod kontrolom teraz musi się ponownie nauczyć. Nie mniej, chyba powoli zaczynał godzić się i rozumieć decyzję Egzekutora. Inaczej nie mogło być, gdyby wcześniej zaczął myśleć, nie byłby teraz w tak słabym położeniu.
    - Rozumiem – mruknął ledwie słyszalnie, próbował odzyskać spokój, całkowity bo to chyba było najlepsze co teraz mógł zrobić lub czego spróbować.
    Zdecydowanie argument jaki teraz wysunął Quinlan najbardziej podziałał na Antona, otrzeźwił go wręcz i dopiero teraz mężczyzna pojął ogrom własnej głupoty w tym co zrobił. Mógł zaprzepaścić wszystko, jeśli chodzi o jego sprawę... o osiągnięcie zemsty i dodatkowo narobił zbyt wiele kłopotów dla samego Egzekutora. Lekkomyślność była jego największą wadą kiedyś, gdy było sporo młodszy, a teraz dochodził do wniosku, że wcale mu to nie minęło, tylko czekało na fatalną sytuację by wyjść na jaw.- Nie znoszę przyznawać się do błędu, ale teraz chyba naprawdę muszę – westchnął, znużony coraz wyraźniej.- Przepraszam – dodał odwracając po tym słowie wzrok od wampira.
    Drgnął lekko, zaskoczony dotykiem w ramię. Słysząc polecenie, wręcz instynktownie je wykonał, unosząc zimne szare oczy na twarz Egzekutora. Widząc jego minę, domyślił się co ten zamierza zrobić i nie buntował się. Pozwolił mu oraz w duchu był mu wdzięczny za chęć pomocy. Teraz chyba najbardziej potrzebował wsparcia z zewnątrz do opanowania Bestii, która obecnie rozbudzona, nie chciała już współpracować i odejść na bok, jak zwykle udawało się to.
    Czekał na efekt tego co robił mężczyzna i się doczekał, stopniowo odczuwał zmianę. Miał tylko nadzieję, że ów spokój utrzyma się dłużej. Potrzebował tych paru godzin w ciszy, by ogarnąc swoje myśli, zmienić strategię na najbliższe dni, a później mógł podjąć znów walkę z własną Bestią, która już dawno powinna być mu podporządkowana.
    Rozluźnił się wyraźnie, odzyskując równowagę we własnych emocjach. Lekkim ruchem roztarł kark, co było tylko dodatkową oznaką, że jest lepiej.- Dzięki, ta cała sytuacja i bestia żyjąca własnym życiem... to za dużo już – stwierdził nieco markotnie. W końcu sam sobie tego narobił, był sobie winny.

    [Każdy go ochrzania, a on raczej nie może się odgryźć jakoś poważnie, to takie nie sprawiedliwe, hahahaha . Mam wrażenie, że Anton wykorzystuje cały zasób słów "zakazanych" w jego słowników takich jak; proszę, przepraszam, dziękuję XDD Nie martw się, tam prawie nie było sterowania i nie przeszkadza mi to, jak jest takie prawie nie widoczne ;)]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Ah, za dużo słodzenia. Nabawię się cukrzycy przez to XDD Przez te wszystkie zachwyty nad Illvianą, aż się boję, że w wątkach się popsuje ;p
    Jak dla mnie można próbować na dwa wątki, chociaż wiedząc jak ciężko ci się odpisuje to może już nie będę cię męczyć i faktycznie Illviana będzie najwyżej czasami wplatana do obecnego wątku, bo można zrobić z niej informatora ;p]

    OdpowiedzUsuń
  31. [Zebrałam się, mam nadzieję, że Cię uprzedziłam i nie zacząłeś pisać. Przepraszam że tyle to trwało, jakoś przez święta nie mogłam się zebrać :<]

    Był czas, który pamiętała aż nazbyt dobrze, gdy musiała nauczyć się powstrzymywać swoją wrodzoną ciekawość niegdyś rozbudzoną przez niego. To przecież on nauczył ją, że wiedza może być najpotężniejszą bronią. A gdy go zabrakło, zorientowała się, że w zdobywaniu wiedzy nie ciekawość jest najważniejsza. Ba, ciekawość może być nawet zgubna. To ostrożność najefektywniej kierowała dążeniem do wiedzy. On był zbyt nieostrożny. Buzowała w nim zbyt gorąca krew, której nijak nie potrafił opanować. Czasem, gdy Hellen przymykała oczy by odpocząć od ekranów komputera, oczami pamięci przywoływała obraz jego twarzy wykrzywionej w niemalże szaleńczej radości. Radości, adrenaliny, a najpewniej szaleństwa. I ten wyraz twarzy nie opuszczał go nawet gdy posępnie wyglądający Egzekutor wydawał wyrok. Hellen bardzo szybko nauczyła się, że nigdy nie powinna z wiedzy, ani żądzy uczynić narkotyku, który zaćmi jej umysł.
    Gdy o nim myślała, chciała wierzyć, że miał co do niej jakiś większy plan, ale okazał się zbyt słaby. Gdzieś w głębi swego umysłu nie chciała pogodzić się z myślą, że był po prostu szalony. Wolała go zapamiętać takim, jakim był na samym początku – mądrym nauczycielem, przewodnikiem, źródłem informacji o nowym życiu. Wolała nie wspominać, że z czasem miała coraz mniej do powiedzenia, że znów zaczynał chodzić własnymi ścieżkami aż ostatecznie popełnił ostatni błąd w swoim życiu. To, że chciała go zapamiętać dobrze, nie oznaczało, że darzyła go jakimkolwiek szacunkiem. Lekką wdzięcznością tak – w końcu pokazał jej nie-życie, ale nie zasłużył na szacunek. Hellen bardzo szybko straciła pana i choć udawała, że jest inaczej, bardzo potrzebowała pomocy.
    Pamiętała beznamiętną twarzy Quinlana, gdy wydawał wyrok na jej pana. Ale pamiętała również jak wdzięczna mu była, gdy okazało się, że wcale nie zamierzał mierzyć jej miarą, którą zmierzył tego mordercę. Choć o wyciągnięciu przysłowiowej dłoni nie było mowy, choć tak naprawdę zamienili niewiele słów, była mu wdzięczna. W milczeniu powiedział więcej, niż którykolwiek inny wampir mógłby powiedzieć słowami. I poradziła sobie, była tu, gdzie chciała być i była z tego szalenie dumna. I w jakiś sposób chciała Quinlanowi zaimponować, pokazać, że świetnie sobie radzi. Tak, on zasługiwał na szacunek, jako jeden z niewielu osobników, z którymi miała do czynienia.
    Oczywiście, że odkryła jego przybycie do Los Angeles. Nie musiała czekać na plotki – miała przydatnych znajomych w wielu kręgach, którzy z przyjemnością poinformowali ją o nowym gościu, który napawa lękiem. Ale nie ją, ona przecież nie miała się czego bać. Przez jakiś czas zbierała informacje, zastanawiała się co mogło sprowadzić Egzekutora do LA. Po raz pierwszy od dawna poczuła dręczącą, niepokojącą ciekawość. Wcześniej informacje były tylko środkiem do osiągnięcia jakiegoś celu. Teraz informacja stała się wartością samą w sobie. Jak można było się spodziewać – ciekawość pociągnęła za sobą nieostrożność. I ta Hellen, która zazwyczaj po swojej działalności nie zostawia żadnych śladów, zorientowała się (choć trochę zbyt późno), że dała się ponieść zbyt gwałtownym uczuciom prowadzącym do gwałtownych, nieostrożnych działań.
    Nie chciała go śledzić, ani szpiegować. Księcia nie odważyłaby się nawet spytać, czy zna cel podróży Quinlana. Nie chciała ani go zawieść, ani w żaden sposób nadepnąć na odcisk. A już na pewno nie chciała go rozczarować. A jednak się stało. Została wykryta, zauważona, przyłapana. Tak, przyłapana do dobre słowo. Czuła się jak dziecko, stojące przed rodzicem ze spuszczoną głową, które doskonale wie, że zrobiło źle, ale nie bardzo wie co z tym fantem zrobić. Nie przywykła do opuszczania wzroku, ani przepraszania, była więc zagubiona w tym, co miało mieć miejsce.

    Nie krzycz za bardzo,
    Hellen Stainville

    OdpowiedzUsuń
  32. Obrazek: https://2.bp.blogspot.com/-v0P3AuPy00c/VvqLIOGuXVI/AAAAAAAAATA/X3UdxhowYocmIl1Z7nKrj-f-3mrq1iXLA/s1600/Quinlan.jpg

    Krew – płyn niezbędny do życia. Dzięki wyspecjalizowanej pracy mięśnia sercowego jest pompowana przez tętnice we wszystkie rejony ciała oraz zapewnia komunikacje miedzy poszczególnymi układami organizmu człowieka. Choć śmiertelnicy często nie zdają sobie sprawy z jej ważności są na świecie takie istoty dla których ta życiodajna substancja to oznaka trwania oraz potęgi.
    Dla wampirów.

    To nie tylko paliwo dla dyscyplin.
    To nie tylko sposób, by szybko i skutecznie uleczyć swoje rany.
    To nie tylko sposób na obdarowanie śmiertelnika zaproszeniem do innego świata.

    To po prostu życie.

    W dzisiejszych czasach zdobywanie krwi może się wydawać albo dziecinnie łatwe albo przeogromnie trudne. Wszystko zależy od jej „jakości”. Nie każdy Kainita zechce pić starą krew lub krew zwierząt. Niektórzy wzdrygają się przed krwią przechowywaną w bankach krwi. Niektórzy potrzebują wyspecjalizowanego typu, dostosowanego do ich potrzeb. Zdarza się jednak też, że trafia się na naprawdę ciekawą torebkę krwi…

    Ostatnio doszły cię słuchy, że coś niepokojącego dzieje się w Los Angeles. Jeden z Archontów poinformował cię późną nocą, że zaraza, jaka dotknęła Chicago oraz Nowy Orlean zawędrowała także do ściśle chronionego Miasta Aniołów. Czego dotyczyła ta sprawa, która stawała się coraz bardziej zagmatwana oraz delikatna?
    Otóż pewien szaleniec, lub grupa szaleńców co jest bardziej prawdopodobne, zaczęła na niepokojąco dużą skalę obracać krwią Starszych. Ta przepotężna substancja nie tylko była bardziej „skoncentrowana”, ale także pozwalała młodszym wampirom na wpompowanie w swoje martwe żyły swoistej siły, która wykraczała zdecydowanie poza ich rozumowanie. Nie chodziło już nawet o samą moc, ale o fakt – ktoś korzystał na tym i to w sposób znaczący.
    Ślady zanikały szybciej jak się pojawiały, tajemnicza grupa zgrabnie poruszała się w ciemnościach. Co mógł oznaczać ten niepokojący obrót? Czy jakiś Starszy sam narusza cienką linię równowagi? Czy być może ktoś na nich poluje?
    Jeśli druga opcja miałaby być prawdą… To ktoś zdecydowanie łamie prawo i nie robi sobie nic z potencjalnej, surowej kary.
    Ku zaniepokojeniu Archonta, jak wspominał, ślady się niebezpiecznie szybko urywają. Złapany trop wymyka się spomiędzy palców niczym śliski węgorz. I nie znaleziono niczego, co można by z czymś połączyć. Wydaje się jednak, że działają według jakiegoś schematu, gdyż w Los Angeles pojawiają się podobne znaki, a na dodatek jeden z mężczyzn odwiedzających „The Shocker” chlapnął o czymś, o czym nie powinien. Zniknął jednak nim ktokolwiek zdołał go złapać i przesłuchać.
    Może tobie się uda?

    Słówka: Malkavian, Sabbat, piwo, Duncan Cruz, klub nocny, żyletka, pistolet Glock 19 Gen 4, prostytutka, pudło, tani film klasy Z

    MISTRZ GRY

    OdpowiedzUsuń
  33. [Dostatecznie grzecznie się kuruję? ;)
    Widzę, że się ostatnio rozleniwiłeś, więc ostrzegam - lada chwila wracam i was tu wszystkich rozruszam, zobaczysz! Ciebie zwłaszcza. ;**]

    Beckett

    OdpowiedzUsuń
  34. [Dziękuję bardzo za powitanie i miłe słowa. Ja mam małego fioła na punkcie Mozarta, więc po prostu musiałem stworzyć taką postać. Tym bardziej się cieszę ze wszystkich miłych słów, bo Quinlan to chyba najciekawsza (i najgroźniejsza ;)) postać na blogu. Z wielką chęcią wpadnę do niego na jakiś wątek. Pomysły?]

    Amadeo

    OdpowiedzUsuń
  35. [Witam ze wzajemnym opóźnieniem (musiałam Cię niechcący pominąć, wybacz). Dziękuję za komplementy i również chwalę za podjęcie się prowadzenia tak ciekawej i klimatycznej postaci.
    Chęci na wątek są. Znajdźmy tylko jakiś pomysł.]

    Ilja

    OdpowiedzUsuń
  36. [I dokładnie tak miało być. ;)
    Zachwycaj się, zachwycaj. Cieszę się, że Ci się podoba, bo wspaniale mi się tworzyło postać i pisało historię. A te wszystkie historyczne niuanse to już w ogóle była sama przyjemność.
    Wątek mam już dla Ciebie obmyślony, ale początek dostaniesz dopiero jak się z zaległości wszystkich wygrzebiesz. ;) Taki mały szantażyk, o! :D
    Za to masz buziaczki na zachętę ;**]

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  37. Zadomowiłam się świetnie. :)
    W kwestii pomysłu to ja od siebie mogę podrzucić dwie opcje. Albo Niko byłby tak bezczelny, że uznałby iż obrobienie Egzekutora byłoby niesamowicie opłacalne... Albo można by uwikłać Quinlana w zaginięcie Ravnoski (o czym niebawem będzie moja notka fabularna). Niko mógłby przykładowo uważać, że to jeśli to nie wina Księcia to na pewno Egzekutora. Tymczasem mogłoby się okazać, że to jakaś poważniejsza sprawa... Coś pomogłam?

    Niko

    OdpowiedzUsuń
  38. [Hah, co ty nie powiesz. Sama odpisuję niezwykle rzadko, bo zawsze "tak jakoś wychodzi". ;) Jestem za tym, by wpleść coś z przeszłości, a i wykorzystać coś z notki, choć piszę już kolejną szerzej przedstawiającą sytuację, ale mniejsza. Wspólny cel potrafi połączyć, a już osoba Saschy na pewno :D]
    Dragomir Bolivar

    OdpowiedzUsuń
  39. [Hej! Kontynuujemy nasz wątek? :)]

    Z wyrazami szacunku,
    Książę Marcus Crowford

    OdpowiedzUsuń
  40. [Jeśli jeszcze mnie pamiętasz i nadal masz chęć na nasz wątek to daj znać.]

    Vangelis

    OdpowiedzUsuń
  41. [Od kilku dni już zaglądałam na bloga, zastanawiając się nad powrotem... więc kwestią czasu było, aż się skusze ;) I strasznie cieszy, że mnie oraz Antona brakowało!
    Wątka nawet nie śmiem odmówić, bo to obowiązek wręcz aby coś napisać xD Zaczynamy od momentu, gdy Kastner powrócił do miasta? Czy już trochę dni po tym i w sumie miło by było, jakby Quinlan przywrócił Antona do obowiązków, bo się facet będzie nudził, gdy dalej będzie odsunięty od wszystkiego xD]

    OdpowiedzUsuń
  42. [Hoho, bardzo dziękuję za takie miłe słowa. Czemu sobie na takie zasłużyłam? ;)]

    Meg

    OdpowiedzUsuń
  43. [Również witam i bardzo Ci dziękuję za miłe słowa. Strasznie nie lubię pisać kart i ciężko mi to idzie, więc nawet nie wiesz jak się cieszę, kiedy czytam takie pochwały. :)
    Z zaproszenia chętnie korzystam. Jakieś pomysły czy burza mózgów?]

    Peter

    OdpowiedzUsuń
  44. [Okej, skoro Quinlan zachowywał by taką ostrożność i stopniowo przywracał Antona, to niech tak będzie ;p Chociaż czuję, że Kastnerowi sie to bardzo nie spodoba, ale daruje sobie komentarze na ten temat xDD Tak sobie myślę, że może faktycznie zmodyfikować to trochę i Ines mogła okazać się winna... dlatego też Anton zniknąłby nie mogąc poradzić sobie z tym, że dał się oszukać i naiwnie wierzył w jej niewinność. Mógł zostać jedynie na wykonaniu wyroku, a potem wyjechać do Niemiec. Po tym też wyparłby się wszystkich uczuć do Ines i trochę zatracił swój charakter. I teraz faktycznie dopiero dołączyłby z powrotem, nie chcąc dalej bezczynnie siedzieć i przysłuchiwać się tylko cóż dzieje się w świecie]

    OdpowiedzUsuń