- Ależ wyrosłaś! – chłodny, kpiący
ton głosu wydawał się przecinać strugi deszczu. Normalnie powiedziałaby, że
podziałało to na nią jak kubeł zimnej wody, gdyby nie to, że i tak była już
cała przemoczona. Krótkie włosy przyklejały się do bladych policzków, a
jasnoniebieskie oczy skierowały się w stronę rozmówcy. Drgnęła lekko, niemalże
niezauważalnie, ale on już wiedział. Wiedział, że Hellen niewiele się zmieniła.
Nie znał jej za dobrze, nie mieli ze sobą do czynienia na co dzień, ale
doskonale wiedział jak kobieta zachowuje się w sytuacjach kryzysowych. Za
wszelką cenę próbowała utrzymać w ryzach samą siebie, w chłodnym spojrzeniu
widać było determinację, upór, a w postawie pewnego rodzaju dumę, mimo tego, że
przecież prosiła o pomoc. A jednak to niewielkie drgnięcie świadczyło o pewnych
słabościach, do których za nic nie chciała się przyznać.
- Nie gap się tak – niemalże
warknęła na powitanie, co było niepodobne do kurtuazyjnych manier płynących od
lat w wampirzym krwioobiegu. – Ty za to jesteś tak samo niewymownie ujmujący,
jak zwykle – mruknęła, na chwilę zapominając o tym, że przecież nie spotkali
się tu by wymieniać złośliwości, czy uprzejmości. Twarz Edwarda nikle ściągnęła
się w przypływie gniewu. Nie znali się przecież, a tak łatwo wydawali osądy.
Wampirowi się to nie spodobało, ale jakoś wolał nie dopuszczać do siebie myśli,
że sam nadał ich spotkaniu taki ton.
- Do rzeczy, kobieto – odparł, podchodząc
do niej bliżej i wystawiając w jej stronę łokieć. Hellen niosła lekko kącik
ust. Zawsze był dobry w odgrywaniu spacerującej w waszyngtońskim deszczu, na
swój sposób uroczej, choć dość osobliwej, pary. Dzięki temu żaden z przypadkowych
przechodniów złapanych ulewą nie będzie przeszkadzał tej dwójce, pogrążonej w
rozmowie. Wampirzyca ujęła Edwrda pod ramię i chwilę szła równo z nim
nieśpiesznym krokiem, najwyraźniej potrzebując chwili na przemyślenie sprawy.
Być może było to dziwne, ale po raz pierwszy od tamtego koszmarnego wieczora w
Los Angeles nie czuła się pozostawiona sama sobie. Może i było to towarzystwo
gburowatego, momentami niebezpiecznego, rosłego wampira, którego towarzystwo
przyprawiało o ciarki, ale było to lepsze, niż nic. Czy czuła się zagrożona? Owszem. Ale
paradoksalnie, spojrzenie tych szalonych oczu, blizna przebiegająca od skroni
do brody i wygięte kpiąco usta były teraz jedynym wyznacznikiem bezpieczeństwa.
Była przekonana, że Edward nie ma zamiaru zrobić jej krzywdy, a przynajmniej na
razie, dopóki sama Hellen nie stanowi zagrożenia dla jego prywatnych interesów.
- Po naszym romantycznym spacerze będę musiała
coś ci pokazać. Spodziewam się, że za siedem dni stanie się coś, co ewidentnie
łamie nasze prawo – zaczęła powoli, jakby przed każdym słowem ważyła jego
znaczenie. Nigdy nie była z Edwardem w stu procentach szczera, z resztą, on z
nią też nie. Po prostu w swoim towarzystwie uważali na to, co mówią, choć z
drugiej strony często siłą rzeczy zawierzali sobie nawzajem życie w
najniebezpieczniejszych sytuacjach.
-Nie jestem policjantem,
myślałem, że jesteś tego świadoma. Ściganie sfrustrowanych młokosów mnie nie
bawi – uniósł wysoko brwi, wydając osąd, zanim jeszcze jej wysłuchał. Typowe.
Hellen poczuła, jak jej spokojną zwykle głowę zalewa fala gniewu. Wolną dłoń
ścisnęła w pięść tak mocno, że gdyby żyła, pobielałyby jej knykcie. Naprawdę
miał ją za idiotkę. Czy poważnie myślał, że ściągnęła go tu, nie mając ku temu
powodu?
-Twoje towarzystwo nie jest na
tyle interesujące, bym zapraszała cię na spacerek – warknęła, czując, że nie
przynosi to większego rezultatu. Edward prychnął cicho, najwyraźniej urażony
tym faktem. Hellen nie zamierzała owijać w bawełnę. Od ich pierwszego spotkania
zmieniło się jednocześnie tak dużo, jak i tak niewiele.
- Panno Covel, jakiś mężczyzna do Pani. – odwróciła głowę, odrywając się
od tylko sobie znanych obliczeń. Nie w smak było jej odchodzić od migających
światełek komputera, który zajmował trzy pokaźnych rozmiarów pokoje. Wampirzyca
zmierzyła wzrokiem naukowca, przypominającego nieco wyglądem surykatkę. Zapewne
nie czuł się w towarzystwie Hellen komfortwo, choć nie potrafił tego wyjaśnić.
Niemniej jednak przyjął ją do pracy wraz z kilkoma innymi lingwistami z
dyplomem. Hellen parę lat wcześniej sfałszowała swoje dokumenty takie jak akt
urodzenia, dowód osobisty i świadectwa
ukończenia szkół, dzięki czemu ukończyła również studia lingwistyczne. Do tego,
jak się okazało, miała smykałkę do elektroniki, więc profesor nie podejrzewał,
że Hellen Covel może być kimś innym, niż myślą.
- Czy to konieczne? – zapytała, pretensjonalnie przeciągając sylaby. Był
to okres, w którym wydawało się jej, że z wiedzą, jaką ma, już pozjadała
wszystkie rozumy. Nie wiedziała jeszcze wtedy, jak mało wie, a droga, którą
miała przebyć wydawała się jej tylko wiecznością, niczym więcej. Banda głupich,
choć inteligentnych ludzi towarzyszyła jej na co dzień, a ona z każdym dniem
niczym pająk plotła swoje nici, za które chciała pociągać.
- Wydaje mi się, że takim ludziom się nie odmawia – mruknął doktor
Chomsky, który właśnie zajrzał profesorowi przez ramię do pokoju Hellen.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko, choć mężczyzna wydawał się być
nieco zaniepokojony. Hellen uważała, że jest jednym z najbardziej
utalentowanych członków ich zespołu, choć niektóre jego pomysły (jak ten o tym,
że człowiek rodzi się jako biała karta z wewnętrznym instynktem nauki języka,
czyli czegoś niebiologicznego, nienaturalnego) wydawały się jej absurdalne.
Wróżyła mu jednak świetlaną karierę naukową, umiał przemawiać i przekonywał do
siebie ludzi.
Hellen wyszła z pokoju na korytarz z lekko zmarszczonymi brwiami. Nie
lubiła, gdy ktoś przeszkadzał jej w pracy, to rozregulowywało jej plan dnia. Niemal
wszystko miała zaplanowane, więc jakąkolwiek zmianę tychże planów przyjmowała z
lekką konsternacją. Na końcu korytarza stał mężczyzna. Hellen poczuła coś na
kształt niepokoju, ale ruszyła w jego stronę. Im bliżej była, tym więcej
pewności siebie traciła. Po dwóch krokach przełknęła ślinę. Po dziesięciu
zwilżyła suche usta. W połowie drogi zrozumiała. Miała przed sobą wampira.
Wampira tak potężnej budowy, że gdyby chciał, złapałby ją wpół i złamał,
wampira z blizną przez pół twarzy, z wykrzywionymi ustami. Już dawno nie miała
do czynienia z kimś takim. Z jednej strony pozjadała wszystkie rozumy, a z
drugiej, tkwiła bezpiecznie między nieszkodliwymi naukowcami, z dala od
wszystkich klanowych zamieszek.
- Pójdziesz ze mną, Covel – oświadczył, sprawiając wrażenie, że doskonale wie, że nie jest to jej prawdziwe nazwisko, a Hellen pojęła, o co chodziło
doktorowi Chomsky’emu. Facetom, jak ten przed nią, się nie odmawia.
Jego oczy mówiły jedynie tyle, że
go nudzi. Wiedziała, że na pewno znalazłby dla siebie jakąś robotę i nie musiał
tu z nią teraz moknąć. Hellen, jednakże, nienawidziła wprost bycia traktowaną
protekcjonalnie. Zatrzymała się, zadzierając głowę w górę. Wyglądała zupełnie
inaczej, niż w dniu, w którym się poznali, a słowa, które miały właśnie paść,
wbiją Edwarda w ziemię, choć on sam nie zdawał sobie z tego jeszcze sprawy.
- Słuchaj, możemy to załatwić po
dobroci, albo jeśli wolisz, możemy użerać się ze sobą jeszcze pół nocy. Nie
sprawia mi przyjemności łażenie z tobą po Waszyngtonie i tak, wolałabym teraz
być w LA. Ale do cholery jasnej, jeżeli nie znajdziemy Frances Aubign w
przeciągu siedmiu dni to życie straci co najmniej jeden wampir i kilkoro
śmiertelników, a informacja o tym pójdzie w świat – zanim zorientowała się, co
robi, chwyciła wampira za poły płaszcza i przyciągnęła do siebie. – Pojmujesz co
do ciebie mówię, czy jesteś aż tak głupi?
Chwilowe oniemienie szybko
ustąpiło złości. Edward jedną dłonią odepchnął od siebie Hellen na
wystarczającą odległość. Kobieta dyszała ciężko, jakby chwilowe przywrócenie funkcji życiowych miało pomóc się uspokoić. Była zdeterminowana do
ochrony tego, w co wierzyła i przy okazji własnego tyłka. Nie wiedziała, czy
dobrze postąpiła. Wampir nie lubił, gdy mówiło się mu co ma robić, a tym
bardziej, gdy uwłaczało się jego inteligencji. Chciała nim wstrząsnąć, pokazać,
że wie co robi, że dzieje się coś, co nie powinno mieć miejsca.
- Nigdy więcej nie waż się tak do
mnie zwracać, bo kolejnego razu nie przeżyjesz. – warknął, choć tryby w jego
głowie już dawno pracowały. Dziesiątkami lat uczył się panować nad swoim
gniewem, co w obecności młodszych, w jego mniemaniu głupszych, wampirów, było o
wiele trudniejsze. Musiał jednak przyznać, że Hellen tylko pozornie
przypominała dawną siebie, usilnie próbującą zakopać się w swojej bezpiecznej
norce. Miała kręgosłup moralny, dość silny, czym wyraźnie mu zaimponowała. Nie
powiedział jednak nic więcej, a jedynie wyminął ją i ruszył w stronę pomnika Waszyngtona.
Hellen ruszyła za nim, wyraźnie z
siebie zadowolona, choć na swoje szczęście Edward nie mógł tego zobaczyć.
Zabierze go do hotelu, pokaże mapę z zaznaczonymi adresami IP, pokaże mu film,
opowie o swoich podejrzeniach, których była tak pewna, jak tego, że Edward
jednocześnie jej nienawidzi i próbuje pomóc. Gdy wampir przystanął, niemal
wpadła mu na plecy, czego bardzo chciała uniknąć. Szczerze mówiąc,
Edward był ostatnim wampirem na ziemi, którego Hellen chciałaby dotknąć.
- O Boże! – do jej uszu dotarł
zduszony okrzyk jakiejś kobiety, później pisk przerażenia innej, jakiś facet
dzwonił na policję. Hellen zdezorientowana rozejrzała się i w momencie, w
którym wyjrzała zza rozrośniętych ramion wampira, poczuła jakby kolana odmówiły
jej posłuszeństwa. Wyciągnęła telefon, rzuciła nim o ziemię i z całej siły
zdeptała, rozbijając obudowę i szybkę.
-Psia mać – mruknął Edward,
wpatrując się w jeden punkt, znajdujący się tuż pod białym obeliskiem. Hellen
ostatkiem sił ugryzła się w język, by nie powiedzieć a nie mówiłam? To nie był czas, ani miejsce na takie złośliwości.
Do obojga dotarło w jakim położeniu się teraz znajdują. Ktoś wyprzedzał ich o
dwa kroki i żadnemu z wampirów się to nie podobało.
-My sentiments precisely* -
odparła cicho, gdy, czując jak niebezpiecznie miękną jej nogi, wpatrywała się we,
wzbudzającą wszechobecną panikę, odciętą ludzką rękę, leżącą pośrodku placu.
I oto jest! Trochę krótkie, ale musiałam wszystko przemyśleć tak, by potrzymać Was jeszcze trochę w niepewności. Mam nadzieję, że nie urwiecie mi za to łba. I tym postem wracam na dobre i biorę się za wątkowanie!
*My sentiments precisely – wyrażenie
zgody z przedmówcą w nieco przesadny i kurtuazyjny sposób.
Ale akcja! Naprawdę przyjemnością było czytać kolejną część twojego opowiadania. Nie powiem zakręciłaś akcją bardziej niż ja kiedy dawałam ci to konkursowe "zleconko" :D Bardzo podoba mi się motyw tego "dużego" wampira i z czystej ciekawości zastanawia mnie kim on tak naprawdę jest.
OdpowiedzUsuńHellen zadziwia mnie swoim charakterem. Różni się znacznie od tego, do czego przyzwyczaiła mnie i Marcusa w wątkach (który swoją drogą jest już prawie na końcu odpisu xD). Jest bardzo emocjonalna i "ognista", różni się od tej analitycznej Hellen którą znamy w LA.
Bardzo spodobało mi się to opowiadanie i trzymam kciuki za kolejną część :)
Dzięki wielkie, naprawdę się cieszę, że się podobało! Wyszłam z założenia, że rzeczywiście, skoro obecnie, w wątkach Hellen jawi się jako taka, a nie inna postać, to postawienie jej w dość... niecodziennej sytuacji na pewno ją wiele nauczy, także o samej sobie i ujawni emocje zrzucone gdzieś a tył głowy ;) To klej odpis, a ja w końcu zabiorę się za wątki u siebie, bo aż mi wstyd, że tyle zwlekam :D
UsuńŚwietna notka. :)
OdpowiedzUsuńZapomniałem Ci skomentować pierwszej części, chociaż czytałem ją pierwszego dnia i bardzo mi się podobała. Za to teraz nadrabiam.
Czytało mi się fantastycznie. Bardzo podoba mi się jak piszesz. Aż miałem niedosyt, że tak krótko i druga część przyniosła tylko więcej pytań niż odpowiedzi. Za to świetnie było zobaczyć migawkę z przeszłości Hellen i nieco inną stronę jej charakteru. Coraz bardziej ją lubię, zwłaszcza kiedy pokazuje pazurki. ;) Postać Edwarda również bardzo mi się spodobała, nawet zaciekawił mnie bardziej niż tajemnicza wampirzyca, o której była mowa, więc jest świetnie.
Mam nadzieję, że będą kolejne części. :)
Będą, jak mnie leniuch trochę opuści ;> I jak pozbędę się wyrzutów sumienia z powodu wątków!
UsuńCzytałam już dawno, ale w końcu komentuję.
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę z kontynuacji notki. Pochłonęłam ją jeszcze na telefonie i znów nie mogłam odżałować, że tak krótko. Czekałam na wyjaśnienie kim jest tajemnicza wampirzyca z poprzedniej notki, a tymczasem podobnie jak Fox wpadłam w siła Edwarda. Lubię tego gościa i sposób w jaki go opisałaś. (W ogóle bardzo lubię Twoje opisy ;)). Będę niecierpliwie czekać na ciąg dalszy, bo im dalej w historię tym bardziej mi się podoba. :)